Masego wrócił z albumem - 3 wnioski po odsłuchu "Masego"
Brakowało nam Masego, oj brakowało. Uśmiechnięty od ucha do ucha jamajsko-amerykański globtroter-multiinstrumentalista (choć znany głównie z wirtuozerii na saksofonie) ostatni materiał - EPkę "Studying Abroad", także w wersji rozszerzonej, wydał w 2020 roku. Przez ten czas oprócz kilku gościnek (m.in. u Kojey Radicala) Micah nieco przycichł, niewątpliwie skupiwszy się na przygotowywaniu nowego albumu.... I oto oczekiwanie skończone - dokładnie dziś swą premierę ma nowy album, zatytułowany po prostu "Masego", z którym dzięki uprzejmości Universal Music Polska mieliśmy przyjemność osłuchać się przedpremierowo w ostatnich dniach. Czym tym razem zaskoczył nas Micah? Oto 3 wnioski (na trzeci dzień trzeciego miesiąca) po pierwszych odsłuchach "Masego".
1. Nieograniczona muzyczna wyobraźnia.
Co uwielbiam najbardziej u Masego? Każdy jego projekt to niesamowity koktajl muzycznych pomysłów. Nie inaczej jest na "Masego". Pełnokrwisty trap? Proszę bardzo. House'owe rytmy? Jasne, czemu nie. Nieco jazzowego sznytu? Nieodłączny saksofon w gotowości. Zaśpiewy do złudzenia brzmiące jako Bruno Mars? Interesujące nawiązanie do "Tom's Diner" Suzanne Vegi? Smyczki? Orkiestra dęta? I wszystko to na bazie kunsztownego soulu? Nie gadaj głupot, tylko włączaj i przekonaj się sam. Jak zwykle brzmieniowo nienaganna, pełna smaczków produkcja wyszła spod rąk samego Masego (#IDoEverything!), dodatkowo dopomogli mu m.in. WU10, znany fanom rapu S1 aka Symbolyc One czy Louie Lastic.
2. Spojrzenie na siebie i swoje życie.
"Lady Lady", jak sam tytuł wskazuje, był albumem mocno skupionym na płci pięknej i miłości w wielu jej odcieniach. Choć całkowicie nie odpuszcza od tej tematyki, na "Masego" nasz gospodarz - znów, jak można wnioskować po tytule - zwraca mikroskop na siebie i swoje uczucia. Masego nie waha się okazać swej wrażliwej strony, ani rzucić światło na mniej pozytywne aspekty swojego życia i samego siebie - posłuchajcie choćby "Two Sides (I'm So Gemini)" czy "You Never Visit Me". Micah jest na tym albumie znacznie dojrzalszy, rzekłbym, wielowymiarowy - miejscami też sentymentalny (piekne, nostalgiczne także w brzmieniu "Remembering Sundays"). Pozwala sobie nawet na odrobinę jadu w "Who Cares Anyway".
3. Te numery naprawdę nieźle się wkręcają!
Bezpośrednio łącząc się z punktem nr 1 - Masego udowadnił po raz kolejny, że ma ogromny talent do tworzenia mega chwytliwych melodii - już wyobrażam sobie te tłumy w klubach nucące do "Black Anime" czy "Afraid of Water" (przy okazji - zgrabna zabawa skojarzeniami w tym numerze) czy "Say You Want Me". Czy singlowe "Two Sides" - każdy numer to po prostu potencjalny hit/koneertowy kosior. Tak jak "Lady Lady" miało kilka zbędnych wypełniaczy (dwuminutowe interludium "24 Hr. Relationship" czy dla mnie całkowicie niepotrzebna wydłużona wersja "Tadow"), "Masego" redukuje skity i daje nam bardziej treściwy i przebojowy album, znacznie bogatszy od poprzednika - i to na kilku płaszczyznach.
Słowem podsumowania, ostatnia spontaniczna obserwacja - "Masego" ma idealną datę premiery, to konkretna porcja ciepłych rytmów w sam raz na nieśmiałe początki wiosny. Dzięki, Micah, tego nam trzeba!
Przy okazji przypominamy, że ruszyły już głosowania do tegorocznych Popkillerów - głosowania znajdziecie pod teledyskiem.
JAK GŁOSOWAĆ?
- Głosy oddawać możesz w poniższej ankiecie, czas jest do 15.03. do 23:59.
- Głosowanie jest dostępne dla każdego, ograniczenie wynosi jedynie 1 głos na 1 adres IP. Jeśli oddałeś już głos w danej kategorii a widzisz nie zaznaczone pole to nie głosuj ponownie - głos jest już zapisany w systemie.