5 wniosków z odsłuchu "Muzyki Komercyjnej" Pezeta
Paweł z Ursynowa zaprezentował następcę dobrze przyjętej trzy lata temu "Muzyki Współczesnej", a my prezentujemy pięć wniosków po odsłuchu premierowego materiału.
Muzyka [nie]Komercyjna?
W zapowiedzi płyty Pezet zapowiadał, że pochyli się nad przesuwaniem granic w sferze sprzedaży rapu, a szczegółowiej w rapowym marketingu i estetyce. Jeśli raper, który sam przez lata był kojarzony z komercyjną stroną tej muzyki, notując wiele singli odpalanych we współpracy z dużymi markami zawiera głos w temacie to wiedz, że coś się dzieje... Niemniej o ile twórca "Seniority" przez całą karierę starał się wyznaczać lub chociaż gonić rapowe trendy, co na tym krążku też zresztą ma miejsce (np. afro-trapowy "Zszedłem ze sceny" czy 2-stepowy bonus track "Święty Bass" z Miłym ATZ), o tyle rozpychającego się na scenie "disco polo o narkotykach" znieść nie może ("Miłość na sprzedaż"). Generalnie przez cały krążek przewija się dyskurs krytyki odhumanizowania miłości, bezwzględnej walki o coraz większy kwit, wydmuszkowy prestiż i zwykłą głupotę ("ale świat zawsze był z idiotami, którzy pomylą Biennale z Bierhalle"). Problem w tym, a może właśnie jest to element intrygujący, że współtwórca Płomienia 81 sam jest w środku tego co krytykuje. Z jednej strony niby odcina się od plastiku, braku moralności czy jakichkolwiek zasad, które codziennie w stolicy spotyka, z drugiej strony nie odwraca się od tego świata (i sprawnie żonglując nazwami marek) niczym uzależniony w niego wchodzi - skupiając przy okazji swą rapową lupę na tym dualizmie.
Autobiografia w linijkach
Na poprzednim albumie największe wrażenie robiły smutne, do szpiku szczere numery pokroju "Nie zobaczysz łez" czy "Dom". W gąszczu piętnastu numerów nie łatwo odnaleźć tego typu tracki, co nie znaczy, że w ogóle ich nie ma. Na najwyższym stopniu podium znajduje się "Nikogo nie kocham", minimalistycznie nakreślony na dwoch akordach przez Auera numer o wysokim stężeniu emocjonalnego ekshibicjonizmu budowanego przez przyznanie się do nieuporządkowanej przeszłości czy niezaleczonych relacyjnych ran. Kawałek uzupełnia surowa i dobrze wpasowana w klimat szesnastka podopiecznego KOKA Beats, czyli EMAS-a. Innym odcieniem autobiograficznych fleszy jest oparte na oszczędnym samplu pianina (brawo SemOr!) "Stare WWO". Biografowie twórcy "Muzyki Klasycznej", a zarazem piewcy najntisowych brzmień z pewnością będą się rozpuszczać nad dilerskimi wspominkami jakie dominują w narracji tego tracku. Należy docenić odważny ruch skonfrontowania się z głośnym zejściem Pezeta ze sceny podczas koncertu Płomienia 81 na rodzinnym Urysnowie. Wprawdzie poza samym tytułem raper tylko w jednym wersie odnosi się do źle odebranego wydarzenia, ale tym samym ucina temat słusznie przyznając, że każdy człowiek potrafi po prostu popełnić błąd.
Był plan na refren
Generalnie patrząc najciekawszą częścią "Muzyki Komercyjnej" są refreny. Już w otwierającym lekko drillującym "Hollywood Smile" pojawia się oryginalny zabieg wrzucenia swoistego rapowego bridge'u prowadzącego do właściwego, długiego refrenu z urozmaicającą całość melodyzacją. Na albumie sporo miejsca zajmują refreny śpiewane, w kilku przypadkach robi to sam gospodarz i trzeba przyznać, że ten wokal się broni, przede wszystkim w "Tonącym", ale też w "Mewie" czy podrasowanym "Tatuaże i Motocykle". Poza Pezetem w refrenach można usłyszeć nisko śpiewającego stonowaną, ale piękną melodię Gibbsa ("Miłość na sprzedaż"), a także chyba zbyt patetycznie posługującą się angielszczyzną Mary Komasę, na jak zwykle oryginalnym bicie Hatti'ego Vatti'ego ("Time for us").
Co tam na featach?
Z pewnością najbardziej wyczekiwanym featem był tu udział Sokoła. Warszawscy nestorzy wprawdzie spotkali się w różnych trackach wielokrotnie (nagrali też wspólne hot16challange), ale o dziwo nie sprokurowali stricte wspólnego numeru. Na szczęście duże oczekiwania winny być zaspokojone. Bit Auera w "Tyrmand i Hłasko" wybija się oszczędnością w użyciu narzędzi, wolnym tempem oraz wkręcającą się pętlą prostej melodii. Sokół w dwóch zwrotkach najbardziej zaskakuje fragmentem off-beatowym, a sami raperzy świetnie uzupełniają się płynnie zmieniając się zwrotkami. Generalnie zabrakło tu jedynie silniejszych nawiązań do tytułowych literackich legend PRL-u. Z pewnością nieco zaskakującymi gośćmi na płycie są Bedoes i White 2115, którzy finalnie w "Motocykle i Tatuaże" bardzo udanie stworzyli z Kaplińskim mówiące jednym stylem trio. Nieco słabiej wypadła kooperacja z Paluchem i Avim, dość banalny bit i trywialny bragga temat oraz powracające nawiązania do "Psów" sprawiły wrażenie jakby raperzy chcieli stworzyć swoją wersję głośnego "W imię zasad" DGE, Tedego i Erosa - niestety sporo zabrakło. Niezwykle intrygującym numerem jest minimalistyczne, bardzo wolno kroczące i przeszywająco minorowe "Daddy Issues", w którym trudne psychologiczne zagadnienie potraktowane zostało z należytą powagą przez VAE VISTIC oraz Kukona. Ten drugi zapodał tu silnie obrazującą zwrotkę, a pierwszy zaimponował emocjonalnym refrenem. Ze świecą szukać tego typu nieprzeszarżowanych kawałków.
Kontrola jakości barsów
Pośród ponad 50. minut 7. solowego albumu Pezeta na czoło kumulacji najlepszych linijek wybija się pierwszy singiel promujący "Muzykę Komercyjną", czyli "Jan Paweł". Sam koncept zaciągnięcia fraz z kościelnego słownika do budowania dwuznacznych linijek jest czymś niebanalnym i ciekawym. Udana, bo konsekwentna realizacja tego pomysłu ("W akcie urodzenia mam wpisane Jan Paweł, więc przyszedłem zrobić dym jak na konklawe"; "mocne bale, gorzkie żale, każdy wieczorami Agurolla w karnawale"; "był taki moment, że mi trochę odjebało, ona został wtedy na noc i poznałem co to boże ciało") w połączeniu z dynamicznym refrenem i takim też bitem podbudowanym drillowym basem sprawia, że to najbardziej kompletny i po prostu najlepszy utwór na płycie. Pezetowi niestety zdarza się też na najnowszym krążku wjechać na barsowe mielizny (np. słynne już "to się nigdy nie znudzi jak cycki"), a niektóre numery mogły w kontekście, aż 15 traków zostać w szufladzie, tym samym zwiększając jakość całości. Po co kolejna i to mniej udana "Magenta" czy "Zonda" ukryta pod szyldem "Tonic Espresso"?
Podsumowując "Muzyka Komercyjna" prezentuje się jak słabsza siostra "Muzyki Współczesnej", a logicznie patrząc role powinny być odwrotne. Z jednej strony powierzenie większości produkcji Auerowi i Łysemu spowodowało podobną do poprzedniczki aurę dźwiękową, z drugiej zabrakło jej w tym kontekście bardziej wyrazistych i zaskakujących akcentów jakie zawierał album sprzed trzech lat (np. numer z Synami, z Lua Pretą, futurystyczny kawałek z Taco). W żadnym wypadku nie można jednak uznać najnowszego longplay'a jako jakiegoś wyraźnego spadku formy jednego z czołowych raperów kraju, on cały czas zjada większość sceny. Pezet ciągle lepi rymy w swym osobnym stylu, ciągle przecinkuje je swymi charakterystycznymi adlibami, choć oczywiście zdarza mu się gdzieniegdzie potknąć - no, ale przecież "nie ma ludzi bez skazy".