Mordor Muzik - 5 rzeczy, których możesz się spodziewać po debiucie
"Nie kumają tego ludzie w Polsce, jeszcze są nie-świa-do-mi", czyli gorący UK sound z Poznania finally has landed! Już jutro ukazuje się oficjalny debiut ekipy Mordor Muzik, a my mieliśmy okazję osłuchać się z ich płytą przedpremierowo - sprawdźcie czego się po niej spodziewać!
Profesjonalne DIY
Dłuuugo czekaliśmy na oficjalny debiut tej ekipy z Poznania. Dość powiedzieć, że od premiery kultowego już niemal bangera "Dawaj na parkiet” minęło prawie pięć lat. Ostatecznie pod premierowym longplayem podpisuje się duet Mikołaj "Majkizioom" Rajpold (produkcja) i Michał "Ginger" Reszko (rap). Pomimo, że wydawnictwo ma znamiona DIY, to trzeba przyznać na wstępie, że warstwa wizualna, a przede wszystkim brzmienie materiału prezentuje się bardzo dobrze, w czym niemały udział miał na pewno mastering Marcina Cichego (Meeting by Chance, Skalpel). Płyta zawiera dwanaście dość różnorodnych, premierowych numerów (w tym dwa skity - swoją drogę grube hity) zanurzonych przede wszystkim w brzmieniach szeroko pojętego UK soundu (140 bpm!), z wyraźnym prymatem grime'u i drillu.
Goście, goście
Już pierwszy rzut oka na tracklistę zwraca uwagę na udział trzech wyrazistych gości. Po pierwsze wyciągnięty z niebytu Junior Stress udzielający się w zamykającym album, ale też najbardziej zaskakującym "SoundSystemie". Kapitalnie sprawdza się tu zabieg zderzenia klasycznego riddimu z nowoczesnym ubasowionym idm'em, oba światy przeplatają się oddając hołd idei soundsystemów czy szerzej ragga korzeniom.
Drugimi gośćmi jest będąca na fali wznoszącej Hałastra, więc i klimat robi się w "Biznesie" bardziej uliczny i mroczny. Niespieszny, trapujący bit oparty na prostej melodii urywanych smyków pieczętowanych głuchym dźwiękiem dzwonu dobrze wpasowuje się w rapowane historie ogarniania hajsu, niemniej jednak sam kawałek wypada bladawo na tle energetycznej reszty.
Belmondawg, czyli trzeci gość Mordorów, to powracający ostatnio w pięknym stylu z krótkiego niebytu raper z Gdyni. W dość minimalistycznym, choć naszpikowanym cykaczami numerze "Słowo" z pewnością wnosi miłe urozmaicenie, choć akurat w tym wypadku zwrotka osadzona w charakterystycznym, mianownikowym, wolnym i monotonnym stylu opartym na oryginalnych skojarzeniach jest jedynie trampoliną do elastycznego i dynamicznego stylu Gingera.
Host zjada wszystkich
A ten jest tu prawdziwym mistrzem ceremonii, ukazującym jak bardzo niedocenionym jest on na polskiej scenie raperem. Przeszczepienie brytyjskiego stylu rapowania na język polski to nie jest łatwe zadanie, tutaj prym wiodą fonetycznie podobne jednowyrazówki ("Jadam ramen nie Vifon, znowu zadzwonił mi phone"), jednosylabówki (lub dwusylabówki rzucane jak dwie jednosylabówki), które trzeba dowieźć techniką, dynamiką, wyczuciem niehiphopowego bitu, a Ginger ciska na tym albumie rymami w sposób wręcz zadziwiający. Jego flow jest totalnie zróżnicowane, wystarczy zestawić ze sobą ironicznie wiksiarską "Autentyczną Paradę Uliczną" z wybijającym się ponad resztę "Joshim". Potrafi oryginalnie sprzedać patent rozprowadzania odliczania od zera do dziesięciu w "0-10", poprzez jakby mimochodem rzucane skojarzenia związane z kolejnymi cyframi, ale też wbić w uszy konkretny refren ("SSB") lub wyhamować poprzez dłuższe pauzy ("Ogień").
Pan Producent
Osobny akapit należy się Panowi Producentowi. Jego bity spokojnie mogłyby zasilić krążki Stormzy'ego, Skepty czy innego Flowdana. Jak trzeba potrafi przyłożyć oryginalnym juke'iem ("Joshi"), klimatycznym drillem ("Ogień") czy osadzonym klasycznie grime'em ("Kaptur"). Nie ma tu zbędnych dźwięków czy przesadzonych aranży. Z jednej strony Majki nie boi się spotęgować uderzenia mocnym dęciakiem czy stopą bitą na raz (co mogłoby gdzie indziej wypaść śmiesznie), z drugiej czuwa nad tym, by tracki miały należycie uzupełnione każde stereofoniczne pasmo i by każdy snare należycie wybrzmiewał (np. "Organizm"). Jedyne czego zabrakło tej produkcji to jakiejś reprezentacji 2stepu / uk garage…
Dawaj na parkiet!
Wspaniale, że oficjalny debiut tak zasłużonej ekipy jak Mordor Muzik jest materiałem tak dobrym. Spójnym pomimo różnorodności, ale też o wyważonej długości, co sprawia, że ta płyta zostawia z odpowiednim niedosytem. Miejmy nadzieję, że za pomocą tego longplaya wyspiarskie brzmienia znajdą w końcu należyte miejsce w szerszym odbiorze słuchaczy, a poznańska ekipa zyska zasłużony szacunek nie tylko insiderskiej społeczności.