Isaiah Rashad wraca do domu - czy "The House Is Burning" spełnia oczekiwania?
"The Sun's Tirade" to mój osobisty klasyk, który w każde lato wlatuje na słuchawki, natomiast takie numery jak "4 Da Squaw" czy "Free Lunch" stale goszczą na moich playlistach. Niestety po tym albumie Isaiah Rashad w zasadzie wypadł z wydawniczego obiegu, wydając jedynie singiel "Why Worry" w zeszłym roku. W maju dowiedzieliśmy się dlaczego - członek TDE zmagał się z alkoholizmem, który zmusił go do odcięcia od wcześniejszego stylu życia i powrotu do rodzinnego Tennessee. Z powrotem do LA ściągnął go Top Dawg, który wysłał Isaiah na terapię, by ten mógł wrócić do tworzenia muzyki. Efektem tego jest pierwszy od 5 lat album rapera, "The House Is Burning", który przede wszystkim zaskakuje obranym kierunkiem.
Zazwyczaj, gdy artysta wraca po wydawniczej przerwie otrzymujemy od niego krążek napakowany osobistymi treściami - wystarczy przypomnieć sobie autoterapeutyczne "4:44" od Jaya-Z. Myślałem, że pomimo luźnych singli tak będzie i w tym wypadku, ale okazało się, że moje przewidywania kompletnie minęły się z prawdą. "The House Is Burning" to nie relacja ze zmagań z alkoholizmem, a mentalny powrót do domu, nawiązanie do wcześniejszego trybu życia i hołd dla brzmienia południowego rapu.
Treściowo Isaiah Rashad powraca do minionego okresu w dosyć luźny sposób. Otrzymujemy osadzone w czasie teraźniejszym wspomnienia z imprez, co widać chociażby w singlowym "Lay Wit Ya". Raper nawiązuje też do wcześniejszych etapów swojego życia, czyli do dorastania na Południu, gdzie brak perspektyw męczy każdego młodego człowieka ("Don't Shoot") czy zajmowania się dilerką ("From The Garden"). By utrzymać południowy klimat MC interpoluje linijki z hitów oldschoolowych ekip takich jak Goodie Mob czy Da Entourage. Klasycznie nie brakuje też braggi i kawałków o tematyce damsko-męskiej. Dopiero w dwóch ostatnich numerach Zay rozlicza się ze swoim alkoholizmem - w tytułowym "THIB" raper opowiada o swojej chorobie i towarzyszących jej emocjach, a w "HB2U" patrzy w przeszłość, zastanawiając się nad motywami swoich działań, by w outro pogodzić się z rzeczywistością taką jaka jest.
Isaiah na nowym krążku szczególnie zaskakuje doborem bitów. Wcześniej znany z lo-fi'owych brzmień teraz sięga m.in. po klasyczny, południowy trap kojarzący się z dorobkiem Memphis. Widać to we wspomnianym "Lay Wit Ya" z gościnnym udziałem Duke'a Deuce'a, które sampluje "Ridin n' tha Chevy" Three 6 Mafii, w "RIP Young" samplującym "Cheese and Dope" Project Pata czy w minimalistycznym "From The Garden" z gościnką Lil Uzi Verta. Można powiedzieć, że pod tym względem Rashad wyszedł, ze swojej strefy komfortu. Mimo tego, nie brakuje też motywów do których twórca zdążył nas przyzwyczaić - mamy płynące, trochę outkastowe "4 Da Locals (Headshots)", rezonujące z r'n'b "Score" z gościnkami SZA i 6LACKA czy melancholijne, oparte na prostej pętli "All Herb".
Niestety jest jedna rzecz, która w żaden sposób się nie zmieniła, czyli flow rapera. Zay pomimo doboru nietypowych dla siebie podkładów dalej nie wydobywa z siebie większych pokładów energii przez co krążek pod koniec najzwyczajniej trochę zaczyna męczyć. Dobrze w tym aspekcie pomaga udział gości np. wokalistki Amindi, która świetnie komponuje się ze swoim wokalem w klimat utworów, ale mimo tego chciałoby się usłyszeć ze strony Rashada trochę więcej ekspresji, zmian tempa czy zabawy własnym głosem. Tym bardziej, że słychać to, że artystę stać na więcej.
Czy "The House Is Burning" dołączy do grona najlepszych wydawnictw spod szyldu TDE? Na pewno nie. Mamy za to do czynienia z solidnym krążkiem, które przede wszystkim zaskakuje luzem i obranym kierunkiem. Miejmy nadzieję, że jego premiera spowoduje większą regularność wydawniczą u rapera. (4/6)