Buszman z emocjonalnym singlem na bicie Leha
Wyjątkowa historia i wyjątkowy singiel. Bliski przyjaciel Ś.P. Leha Buszman opowiada jak doszło do powstania utworu na bicie Michała, który ukazuje się ponad rok po jego tragicznej śmierci...
"Historia tego numeru sięga kilku lat wstecz i jest dla mnie bardzo mocno nietypowa / niesamowita / niezwykła (niepotrzebne skreślić ;)
Swego czasu przesiadywaliśmy dniami i nocami w swoim “hermetycznym” gronie nagrywając spontany i rozkminiając życie przy blantach w kawalerce u Leha, którą wynajmował na Karwinach w Gdyni.
Pewnego dnia Michał odkopał swoje stare bity, zgrał na pendrive i powiedział, że mam się tym zająć bo jemu już większość nie siedzi, a będzie miło jak ktoś to wykorzysta. Czas leciał, pendrive się zagubił a z kilkudziesięciu bitów ostał się tylko jeden, który wybrałem na płytę. Bit był dla mnie magiczny, mantryczny, a przede wszystkich posiadał to co dla mnie zawsze w muzyce jest najważniejsze - duszę. To właśnie ten bit ukształtował wizję na mój nowy album, oraz natchnął mnie nazwą “Między niebem a nie wiem”.
To była druga połowa 2018 roku, kiedy pierwsze wersy zacząłem pisać na papierowej wkładce do butów o 4 rano u Mielzkiego (pozdro Gruby !) na kanapie po jakimś ostrym melanżu. Ten numer miał być zestawieniem wszystkich skrajności, przeciwstawności, esencją dualizmu i antybengerem, miał prawdziwie opisać nie tylko mnie, ale to co dzieję się codziennie dookoła. Miał przedstawić człowieka jako istotę rozerwaną między… No właśnie między czym?
W październiku 2018 zaczęliśmy kręcić teledysk w który włożyłem całe swoje serce, oszczędności i umiejętności. Na instagramie pojawiły się pierwsze zdjęcia z planu oraz wstępne zapowiedzi. Leh był zajarany tym numerem po sufit jak żadną moją wcześniejszą rzeczą. Nazwał mnie wtedy młodym poetą i jarał się, że powstaje klip. Czas leciał, klip montowałem bez pośpiechu, wszystko czekało na swój odpowiedni czas.
W najgorszych koszmarach nie wpadłbym na tragedie z 16 lutego 2019 r. która spotkała rodziny naszych młodych legend Walusia, Kotkinsa i Leha.
Nas - najbliższych przyjaciół Michała wypadek pogrążył w głębokim smutku z którego ciężko było się otrząsnąć. Zaprzestałem prac nad płytą, nie wiedziałem, czy będę miał moc do niej wrócić. Minął rok zanim znów zebrałem się w sobie by dokończyć to co zacząłem.
Sam numer w momencie wypadku zmienił dla mnie całkowicie swoje oblicze. Jest teraz dla mnie symbolem. Jest czymś co ciężko opisać słowami. Historia napisała się sama.
Będę kontynuował ten Gdyński sznyt.
Numer dedykuję naszym Młodym Legendom.
Młoda Gdynia!"