The Gaslamp Killer - "Breakthrough" (Przesyłka Polecana #11)
Obok znanego Wam już Loyle'a Carnera był jeszcze jeden występ na tegorocznym OFF Festivalu, którego nie chciałem przeoczyć. Prosto z Los Angeles do Katowic przyjechał bowiem jeden z najbardziej nietuzinkowych przedstawicieli tzw. "Los Angeles beats scene" - William Bensussen a.k.a. The Gaslamp Killer.
Nie ma chyba większego przeciwieństwa, jakie mogłem wybrać. Jeśli twórczość Loyle'a to spokojny, refleksyjny rap, w korzennym, "tradycyjnym" możnaby rzec jazzującym stylu - GLK (nie mylić z GFK) to wściekła - głównie instrumentalna - mieszanka instrumentalnego hip-hopu, elektroniki i jakiegokolwiek innego gatunku muzyki, który dopuszcza wyobraźnia. Dość powiedzieć, że jego DJ set zamykający pierwszy dzień festiwalu trudno opisać słowami - glitch hop, chłosta megagłośnymi skwierczącymi basami, sample z muzyki kolumbijskiej wymieszane z "DNA" Kendricka, zaśpiewy derwiszów... Miks tak przedziwny i nieprzewidywalny, że tańćzyć doń raczej nie sposób - stąd zresztą William wziął swój przydomek - jako DJ w klubach w dzielnicy Gaslamp w San Diego częstował bywalców takimi miksami, że czyścił parkiety w mig.
Ten wymykający się szufladkom styl, ową nieprzewidywalność i potęgę wyobraźni znajdziemy także na pierwszym pełnoprawnym albumie Gaslamp Killera, wydany w 2012 roku "Breakthrough". Po "sprawdzeniu wody" w postaci szeregu miksów oraz kilku EPek William postanowił skoncentrować całe swoje doświadczenia i talenty w postaci pełnego albumu.
I coż za materiał GLK - i plejada zaproszonych znakomitych gości - przyszykowali na pierwszy ogień! "Breakthrough" to zaiste przełom - album szalony i eklektyczny, jednocześnie spójny i - choć brzmi to paradoksalnie - świetne rozplanowany. Wbrew "legendzie" GLK album nie zmusza do ucieczki z parkietu - a wręcz przeciwnie, cały ten kalejdoskop brzmień trzyma w napięciu i fascynuje. "Breakthrough" to prawdziwa podróż w głąb nietuzinkowego muzycznego umysłu, potrafiącego łączyć muzykę jak nikt inny, wniknięcie w najmroczniejsze i najbardziej niezbadane ścieżki psyche. Sample brane są z każdego chyba zakątka ziemi, rzucane na potężne basy i perkusje, przefiltrowane przez multum wykręconych efektów. Psychodeliczny, orientalny pop (świetne "Apparitions" z Gonjasufim), mordercza, apokaliptyczna elektronika ("Meat Guilt"), kombinacja industrialu ze smyczkami ("Flange Face" na pokładzie z Miguelem Atwood-Fergusonem), znajdzie się tu nawet miejsce na nieco rockowego sznytu (gdy GLK łączy siły z samym Adrianem Younge'em w "Dead Vets")....
Perłą albumu i bodaj najbardziej znanym trackiem GLK jest "Nissim" - hipnotyczna podróż na Bliski Wschód, miks dźwięków tamburu yiali (na którym gra niezwykle utalentowany Amir Yaghmai) oraz hip-hopowego groove'u. Moment, gdy wchodzi perkusja, jest moim ulubionym na całym albumie.... A całośc wieńczy "In the Dark" - o którym nie napiszę nic więcej ponad to, że trzeba to uslyszeć, by uwierzyć.
Co tu dużo więcej pisać? Kto nie lubi granic i jednostajności w instrumentalnym hip-hopie, a i w muzyce w ogóle - sprawdzajcie "Breakthrough" i całą twórczość Williama czym prędzej. A już jutro - zapis pogadanki z Williamem z OFF Festivalu. Zapraszam!
A już w listopadzie The Gaslamp Killer znów przyjedzie do Polski! 21 listopada zagra w warszawskim klubie Smolna. Szczegóły wydarzenia znajdziecie TUTAJ.