This is Tha Carter... czyli nasze ulubione kawałki z sagi "Tha Carter"

Przez wielu uznawany za jednego z najlepszych raperów wszechczasów. Na scenie obecny od ponad dwóch dekad. Bogate doświadczenie i niewątpliwy talent pozwoliły mu na stałe wpisać się w annały historii rapu. Wciąż jednak wiele osób ocenia jego dorobek przez pryzmat częstych współprac z popowymi gwiazdami, bądź licznych kontrowersji. 

Na świeżo po premierze "Tha Carter V" redakcja Popkillera postanowiła wybrać swoje ulubione numery z sagi "Tha Carter". Mamy nadzieję, że ten zbiór utworów przekona przeciwników w jakimś stopniu do talentu Weezy'ego, a fanom nakręconym premierą nowego krążka zapewni miłą podróż w przeszłość.

Wybory Łukasza Rawskiego:

"I miss my dawgs" (Tha Carter)

Niezwykle emocjonalny numer. Wciąż młody Weezy, na pierwszym Carterze poświęcił numer swoim bliskim współpracownikom. Mowa tutaj o Juvenile'u, Turku oraz B.G. Jak wiadomo tworzyli oni skład Hot Boys i razem wypływali na szerokie wody. Z czasem różnice były na tyle spore, że stworzyły się konflikty. "I miss my dawgs" pokazuje jak emocjonalna była więź całej czwórki. Szczery, bezkompromisowy Weezy to zresztą jego najlepsze wydanie. Koniecznie sprawdźcie jak Weezy wykonywał ten numer, gdy na scenie obecny był B.G.  Ciarki.

"Best rapper alive" (Tha Carter II)

Tunechi zawsze był świadomy swojej wartości. Gdy jego wartość zaczęła rosnąć w zadziwiającym tempie, w 2005 roku wyjaśnił dlaczego to właśnie on jest najlepszym żyjącym raperem. Wchodzi z taką charyzmą, na bicie gdzie sample pochodzą z "Fear of the dark" Iron Maiden - ten numer to lekcja dla początkujących jak należy wykorzystać swoją pewność siebie i pokazać niedowiarkom, że należy stawiać właśnie na ciebie. Dzięki takim numerom jak "Best rapper alive" Weezy wciąż jest na szczycie, mimo upływu tylu lat.

"Shoot Me Down" (Tha Carter III)

Spokojny, gitarowy bit ma być miejscem by porozstawiać rywali? Jak widać, nie ma dla Lil Wayne'a rzeczy niemożliwych. To on jest na tronie, świetnie bawi się słowem ("I sweat money, and the bank is my shower"), nawet jeśli ktoś będzie próbował, nie zdoła go pokonać. Faktycznie, w 2008 roku kiedy wychodził "Tha Carter III" Wayne nie miał konkurencji. Rządził praktycznie w każdym rankingu, był wszędzie. Najważniejsze, że prócz niewątpliwej medialności, szła za tym muzyka. "Shoot me down" to na to najlepszy dowód. Jeden z moich ulubionych utworów, jaki kiedykolwiek nagrał raper z Nowego Orleanu.

"She will" (Tha Carter IV)

Gry słowne najwyższych lotów, do dziś jak wchodzi na głośniki, nawijam razem z Weezym. To również numer, dzięki któremu ostatecznie przekonałem się do Drake'a, mimo że jego udział w tym numerze ograniczył się tylko do refrenu. Jeden z najjaśniejszych punktów czwartej części Cartera, idealny przykład idealnego mainstreamowego singla, na poziomie. Aż dziw bierze, że Weezy nie nagrał do niego klipu.

"Fireman" (Tha Carter II)

"Shh, the fireman comin'."  Potężne uderzenie na rozpoczęcie machiny promocyjnej "Tha Carter II". Bezkompromisowa bragga, pod energiczny bit, a wszystko okraszone naprawdę dobrym, jak na tamte czasy teledyskiem. Do dzisiaj mam "Firemana" bardzo wysoko w moim rankingu ulubionych numerów. Jest to zresztą jeden ze sztandarowych utworów powstałych w czasach moich początków z rapem, każdy kolejny odsłuch powoduje ciarki. 

Wybory Adriana Felisa:

”I’m Me” (Tha Carter III)

”I’m Me” pierwotnie miało być utworem otwierającym trzecią część legendarnej sagi Lil Wayne’a, jednak ostatecznie skończyło jako jeden z kawałków w wersji deluxe. Niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że numer świetnie sprawdziłby się jako otwarcie płyty — już od pierwszych sekund za sprawą swojego podniosłego klimatu i opasłego południowego brzmienia wywołuje ciarki. Pierwsze linijki Weezy’ego „Un-fucking-believable! Lil Wayne's the president Fuck 'em, fuck 'em, fuck 'em, even if they celibate” dosłownie wgniatają w ziemię i, mimo że nie należy do najkrótszych, jest wypełniony błyskotliwymi puchnline’ami i głodnym, melodyjnym i agresywnym jednocześnie flow po same brzegi. ”I’m Me” to numer wielkiego formatu, a fakt, że jest zaledwie bonusem do klasycznego „Tha Carter III” wiele mówi o jakości tej części serii.

”Abortion” (Tha Carter IV)

Ten utwór ze wciąż niedocenianego „Tha Carter IV” jest jednym z najbardziej pozytywnych i energicznych kawałków, jakie kiedykolwiek wyszły spod pióra Lil Wayne’a. Gospelowo-rockowy podkład stanowi tu tylko płótno dla nieprzerwanego strumienia wersów, które dowodzą, że Weezy jest najlepszym one-linerem w historii hip-hopu. To cała kopalnia metafor, gier słownych i porównań, które na swój szalony sposób odgrywają rolę trafnej refleksji na temat życia. Jedna z najlepszych propozycji z czwartej części serii.

„3 Peat” (Tha Carter III)

Jeden z tych kawałków, które mogę wyrecytować wyrwany ze snu w środku nocy. ”3 Peat” to absolutny mocarz i wstęp do być może najlepszego otwarcia płyt hip-hopowych wszechczasów. Luźna i freestyle’owa struktura jest esencją stylu Lil Wayne’a jako mc, który wręcz od niechcenia rzuca rozbrajające rymy pomiędzy melodyjnym zawodzeniem i swobodnymi gadkami. ”3 Peat” to kompletna wolność i uosobienie charakteru hip-hopu na wielu poziomach. Genialny numer, który od pierwszych sekund porywa uwagę słuchacza i wprowadza go szalony świat rapera z Hollygroove.

Wybory Mateusza Natali:

"Hustler Muzik" (Tha Carter II)

Ilekroć puszczałem ten numer zaciekłym przeciwnikom Dwayne'a Cartera to reakcja brzmiała "Ej, on jednak jest dobry, ma więcej takich numerów? Chyba sprawdzę całą płytę". Klasyczny miejski sztos, nawijka pozbawiona modulacji głosu i odlotów, nie pozbawiona za to stylu i treści. "My head to the sky, my feet on the ground..." To świetny reprezentant okresu 2005-2006, gdy Wayne wystrzelił do góry i wdarł się do ścisłej czołówki amerykańskiego mainstreamu. Nie mieszał wtedy jeszcze w takim stopniu gatunków, nie modulował tak gęsto głosu (choć skrzek z "Fireman" do dziś spotyka się z masą hejtów), nie odlatywał ze swoimi odlotami do poziomu bycia Marsjaninem... miał już jednak wypracowany, kąśliwy i niepodrabialny styl oraz cięte pióro i talent do pisania mocnych, surowych tekstów. Takich jak ten z "Hustler Muzik".

"Mr. Carter" (Tha Carter III)

To symboliczne przekazanie pałeczki w momencie gdy dominacja Wayne'a nie była jeszcze tak oczywista, a wielu podważało jego talent i pozycję. Otóż dwaj panowie Carter spotykają się na klimatycznym, dość soulfulowym bicie, by rozwinąć skrzydła i zaznaczyć kto rozdaje karty w rapgrze. Rozbudowany punch Wayne'a z porami roku to instant classic, a to, że Hov namaścił w zwrotce Weezy'ego na swojego następcę do tronu to props jakich na tracku na co dzień się nie dostaje.

"Mirror" (Tha Carter IV)

Jeden z najlepszych numerów na "Tha Carter IV" doskonale ukazujący liryczny kunszt i bardziej refleksyjną stronę Lil Wayne'a a wszystko wsparte jak zwykle hitowym wokalem Marsa. Do kompletu naprawdę klimatyczny klip i efekt, który budzi wielkie uznanie. Rozkminkowy wyciszasz na koniec naszego przekrojowego zestawienia!

Jeśli chcecie wrzucić na rotację wszystkie numery z listy to sprawdźcie playlistę, którą przygotowaliśmy wraz z TIDAL - na naszym fanpage'u odpaliliśmy też konkurs, w którym możecie wygrać 3 vouchery na 90 dni!

Tagi: 

Sadzyk
mój ulubiony to Tha Mobb otwierające Cartera II, kilka minut nawijki w mixtape-owym stylu, same wersy, zero refrenu. Kilka minut nawijania non stop. Do dziś mój all time classic.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>