The Fugees odrzucili ofertę reaktywacji za 90 mln $?
The Fugees to formacja kultowa, której nagrania wyłamały się gatunkowym podziałom i do dziś są żywe. Jednak od czasu rozłamu w 1997 roku ekipa spotkała się tylko przy okazji koncertów i mini-trasy, po której w ruch poszły mocne słowa - Wyclef twierdził, że Lauryn potrzebuje pomocy psychiatry a Pras dodał, że prędzej Bin Laden i Bush spotkają się na kawie niż Fugees znów połączą siły. Teraz zdradził, że nawet kosmiczna suma pieniędzy nie była w stanie ich przekonać...
Na stole leżało 90 000 000 $ za 15-miesięczny tour a Wyclef i Lauryn nie podjęli rękawicy. "Byli w opcji 'No nie wiem'. Powiedziałem 'Ok, wszystko spoko, nigdy więcej nie usłyszycie o mnie w kontekście Fugees.' Nie chcę od nich nic, oczywiście mówię zarówno z uwagi na luksus i arogancję. Kiedy byłbym bankrutem wystarczyłoby 200 tysięcy a nie 20 milionów i od razu bym się pojawił. Każde z naszej trójki jest w tej sytuacji, hajs się zgadza. Rozumiem emocje, ale to ten moment gdy musisz zachowaćsię dojrzale. Czas powinien leczyć. To 20 lat człowieku. Ile jeszcze to zajmie?" - pyta Pras.
Autor "Ghetto Superstar" wspomina też czasy działalności grupy - "Byłem na Titanicu, gdy byliśmy razem. Wiedziałem, że to się skończy. Gdy założyłem grupę wiedziałem, że to ulotne. Zawsze planowałem więc wprzód, wiedząc, że nie jest to nic stałego"
Założyciel The Fugees tłumaczy, że reaktywacja byłaby wejściem w zajęczą norę. "Nie chcę być tego częścią. Życie jest krótkie, wyrosłem z tej grupy. Było świetnie. Nigdy nie przestanę być wdzięczny za ten moment Wyclefowi i Lauryn, dzięki nim tu jestem. Ale to za wiele. Jestem bardzo pragmatyczną osobą. Czasem musieliśmy iść na mocne kompromisy. 'Człowieku, to mój bilet do wydostania się z getta, więc muszę jakoś poradzić sobie z tą sytuacją'. To strasznie dysfunkcjonalna energia bo w jednej minucie wszystko jest wspaniale a w kolejnej masz tego dość. To nie jest dobre dla emocji, to rozrywa emocjonalnie" - mówi Pras w poniższym wywiadzie z Hot97.
W odniesieniu do niedawnych zarzutów Roberta Glaspera broni jednak Lauryn Hill i dodaje, że całą warstwę tekstową i melodyczną swojego solowego albumu napisała w pełni sama i nie ma tam mowy o kradzieży czyjejś pracy.