M-Dot "egO anD The eneMy" (Ot Tak #214)
Jednym z najlepszych koncertów tegorocznego Hip Hop Kempu był bezapelacyjnie występ reprezentanta Bostonu M-Dota. Pomimo nieludzkiej pory - 3 w nocy - Michael i jego ekipa EMS zaserwowali energetyczną boom-bapową bombę, która rozpaliła hangar do białości... Przesympatyczny Michael jest cenionym reprezentantem podziemia, mającym za sobą niemały staż w grze (znany jest także czytelnikom Popkillera, Rafał Poros przeprowadzał z nim kiedyś wywiad) - wciąż jednak bardzo, bardzo niedocenianym. Uważam, że to ogromny błąd - a debiutancki album M-Dota, "egO anD The eneMy" (przyjrzyjcie się uważnie, a zrozumiecie, że ta pisownia jest poprawna) to idealny zbiór argumentów na potwierdzenie tej tezy. Zapnijcie pasy, będzie gorąco....
Spójrzcie tylko na tę listę producentów. Czy muszę dodawać coś więcej? Marco Polo, Buckwild, Hi-Tek, Khrysis, Large Professor, Snowgoonsi, a nawet sam Marley Marl (!). Z taką ekipą nie mogło nie wyjść (dla fanów skreczy - cutami zajęli się m.in. DJ JS-1 i 7L). I rzeczywiście - ilustracja muzyczna jest znakomita. 17 tracków pełnokrwistego, bujającego boom-bapu w absolutnie najlepszym wydaniu, na ultramocnych bębnach i finezyjnych samplach. Żadnych trapowych domieszek, esencja czysta. Posłuchajcie choćby hipnotyzujących chórków w nietypowym dlań beacie Hi-Teka, czy doskonale dobranego soulowego sampla u Large Pro w "The Empathy". Szczególnie Buckwild zmiażdżył mnie mrocznym, ciężkim, opartym na brzmieniu gitar beacie do "Chrissy". Laur zwycięzcy za wysmażenie największego sztosu wędruje jednak do Jona Glassa za "Give It to Me"- ze świecą szukać boombapowej petardy o podobnym kalibrze.
Znakomita produkcja to tylko jeden z powodów, dlaczego ten album jest propozycją nie do odrzucenia. Prawdziwą gwiazdą jest tutaj gospodarz. M-Dot jest fe-no-me-nalnym technicznie graczem, z łatwością wyrzucającym z siebie nawet najbardziej skomplikowane struktury rymów. Z kawałka na kawałek poziom techniki zdaje się zwiększać (co się dzieje w takim "Shine", "No Excuses", a już zwłaszcza na niesamowitym "True Lies" z udziałem Camp Lo i Tribeki - nie mam pytań...). Pasją M-Dot mógłby obdarzyć kilkunastu MC's młodego pokolenia, czuć, że w każdą linijkę wkłada 100% siebie. Żaden styl nie jest mu obcy - czy to bragga, czy storytelling ("Chrissy"!!!), M-Dot opanował arkana rapu w stopniu celującym.
Postawmy sprawę jasno -"egO anD The eneMy" to nie jest album dla dzieci. Oprócz serwowania braggadoccio i wysokiej klasy "bitewnych" rymów, M-Dot poprzez muzykę wnika w mroczne rejony swej psyche, z godną uznania szczerością i otwartością rozlicza się ze swymi demonami ("Reliant"), poddaje krytyce konsumpcyjne społeczeństwo ("Days Are All the Same"), przelewa także na beaty swoje najgorsze wizje (mrożące krew w żyłach, horrorcore'owe "Death to Raquel" - w komplecie z fragmentami z "American Psycho"). Album kończy się mocnym, bardzo "teatralnym" (zgrabnie uzupełniającym jazzujące "Intro") "911", doprawionym cutami z utworów Ghostface'a... To nie jest rap, przy którym odpalicie jointa i włączycie tryb błogiego eskapizmu - wręcz przeciwnie, "egO anD The eneMy" zmusza do konfrontacji z faktem, że świat jest pełen okrucieństwa i brudu. Ale daje także nadzieję - bo we're gonna shine, 'cause we have the strength.
Cierpliwość, stałe szlifowanie stylu i warsztatu i tzw. grind popłacają - pełnoprawny debiut M-Dota to fantastyczna rzecz, album dopracowany i brzmieniowo, i lirycznie do bardzo wysokiego poziomu. To kulminacja dośwadczeń M-Dota w świecie hip-hopu, świadectwo potęgi jego pasji do tej muzyki. Boom bap żyje i jest silny, i pozycje takie jak ta tylko to potwierdzają. Krótko - "egO anD The eneMy" to pozycja obowiązkowa. Bez dyskusji.
...Co Wy tu jeszcze robicie? Wbijajcie na bandcampa M-Dota, czekajcie na specjalny film z Hip Hop Kempu (poniżej możecie zobaczyć trailer) i trzymajcie kciuki, aby udało się ponownie zorganizować koncert Michaela i EMS w Polsce!
A już jutro na Popkillerze - Kempowy wywiad z M-Dotem!