ASM (A State of Mind) - "The Jade Amulet" (Ot Tak #206)
ASM. A State of Mind. Zachodzę w głowę, czemu ten tercet, złożony z raperów FP i Greena-T oraz producenta Fade'a, nie cieszy się znacznie większą popularnością. Panowie z ASM to mój ulubiony "typ" muzyków - stale rozwijający się, poszukujący nowych rozwiązań, łączący hip-hopowy "fundament" z żywymi dźwiękami funku, jazzu i soulu... Ich albumy "Platypus Funk" z 2010 r. oraz "Crown Yard" z 2011 r. po brzegi wypełnione są fantastycznymi rezultatami tychże kombinacji.
(Mały offtop - show ASM, wspartego przez absolutnie zajebistych panów jazzmanów, na tegorocznym Kempie - miksujący tradycyjny koncert typu "łapy-w-górę" z... przedstawieniem teatralnym i pokazem beatmakingowym - był jednym z najlepszych występów całego festiwalu. Kto nie był, niech żałuje).
Na trzecim albumie FP, Green i Fade postanowili spróbować czegoś nowego - stworzyć album konceptualny, snujący opowieść osadzoną w realiach mrocznego fantasy... Oto w krainie Vabarii okrutny król Dumile (w tej roli - sam MF Doom!) i jego syn Rongon prowadzą krwawy podbój. Młody wojownik Shalim (w tej roli znakomity, obdarzony głębokim głosem - miejscami do złudzenia przypominającym Chali 2nę - FP), widząc bezsens i niewytłumaczalne okrucieństwo tej wojny postanawia zgładzić tyrana. W czasie podróży Shalim odkryje samego siebie, swoje przeznaczenie - oraz tajemnicę jadeitowego amuletu, który nosi zawsze przy sobie...
Możnaby rzec - to historia bardziej nadająca się do jakichś epickich, metalowych symfonii, coś, za co mogliby się wziąć panowie z Rhapsody of Fire czy innego Blind Guardiana... Jak pogodzić dorosłe fantasy w rytm szczęku samurajskich kling i okrzyków bojowych - z wyżej wspomnianymi jazzem, funkiem, soulem i rapem? Czy da się to w ogóle zrobić? Okazuje się, że tak - Fade'owi udało się wyprodukować znakomite, wysmakowane podkłady, które w żaden sposób nie gryzą się z klimatem opowieści, a wręcz przeciwnie - bardzo dobrze podkreślają nastrój. Czuć tu ducha monumentalnych kompozycji Ennio Morricone, Wu-Tangową magię sztuk walki zaklętych w ciężkich perkusjach, jak i urokliwy, "filmowy" soul, którym zwykł raczyć nas Adrian Younge... oraz wiele innych brzmień - od delikatnego, akustycznego popu w "Passion", poprzez bojowy, przytłaczający marsz "War", szaleńczy "Duel" po trip-hopową, prowadzoną subtelnym sitarem i nieziemskim śpiewem Astrid Engberg mgławicę dźwięków w "Truth". Moim ulubionym momentem jest "westernowy" wstęp "Doubt" - coś niesamowitego.
Całość uzupełniają znakomici goście, świetnie dobrani do ról postaci, które Shalim spotyka na swej drodze. Mattic, ze swym bezczelnym swaggerem idealnie gra złego Rongona, Kain the Poet jest znakomity jako tajemniczy prorok Dziki w "Doubt"... Choć i tak cały show kradną Laura Mayne w "Passion" oraz Liliboy z zespołu Deluxe w niemożliwie bujającym "Revelry".
Gdybym miał wskazać wady... Po odsłuchu albumu czuje się pewien niedosyt, chciałoby się wiedzieć więcej o tym wykreowanym przez ASM świecie. Czasem album jest nieco "przegadany" (mimo że teksty FP i Greena są pierwszorzędne), przydałoby się wprowadzić nieco więcej unikalnych postaci w rodzaju Dzikiego, bądź pozwolić, by to muzyka opowiadała historię... Nieco rozpraszające są też (bardzo nieliczne, ale jednak) nawiązania do "naszej" kultury, np. do "Alicji z Krainy Czarów".
Nie są to jednak niedociągnięcia psujące frajdę ze śledzenia historii Shalima... Jeśli lubicie fantasy spod znaku płaszcza i katany - koniecznie sprawdźcie "The Jade Amulet". A, i przy okazji - chłopaki z ASM wydali w tym roku nową EPkę, "String Theory", również możecie odsłuchać ją na bandcampie zespołu.
Powyższy Ot Tak był małą przystawką przed głównym daniem - na tegorocznym Hip Hop Kempie udało nam się złapać chłopaków na wywiad, który już jutro ukaże się na Popkillerze!