Eskaubei & Tomek Nowak Quartet "Tego Chciałem" - recenzja
Ponad rok temu, pisząc recenzję znakomitego "Będzie Dobrze", w kończącym ją akapicie użyłem sformułowania "Wierzę, że "Będzie Dobrze" zostanie docenione przez słuchaczy i przed wszystkim do nich dotrze, bowiem taki projekt nie zdarza się zbyt często (...)." Miałem rację, ponieważ od tamtej pory Eskaubei z kwartetem pod dowództwem Tomka Nowaka zjechali Polskę wzdłuż i wszerz, zahaczając przy tym o przynajmniej kilka jazzowych eventów jak i festiwali (Hip Hop Kemp chociażby, gdzie zachwycili publiczność), będących zapewnie dla samego rzeszowskiego rapera onegdaj w sferze marzeń. Grali dla różnych wiekowo odbiorców, za każdym razem zbierając przy tym same pochlebne opinie. Zatem, jeżeli przyjmiemy, że "Będzie Dobrze" było niejako przepowiednią ich muzycznej drogi, "Tego Chciałem" staje się z miejsca potwierdzeniem, że ci muzycy wciąż mają się świetnie i jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa i, co za tym idzie, nie jeden projekt ich autorstwa pojawi się w rękach słuchaczy. Fuzja jazzu i rapu to studnia bez dna, z której można czerpać nieskończenie wiele razy, żonglując dźwiękami i wersami, mając rzecz jasna odpowiednie predyspozycje. Skubi i Tomek Nowak Quartet są tego najlepszym dowodem.
"Tego Chciałem" różni się muzycznie od "Będzie Dobrze". Zwróćcie uwagę na perkusję Filipa Mozula, która brzmi w sposób zdecydowanie bardziej wyrazisty. Można by rzec - bardziej jazzowy, jak i reszta instrumentarium. Tytułowy kawałek, przedstawiający skład pięciu kozaków, w tym czterech wirtuozów plus jednego człowieka od rapu to esencja czysta jazz rapu. Ba, najlepszy bez wątpienia kawałek na tej doskonałej muzycznie płycie. Wystarczyła niewielka ilość wersów Skubiego, by gołym uchem można było usłyszeć symbiozę wybijanego rytmu bebnów z głosem rapera. Jeżeli już zaczepiłem o rytm muzyki należy wspomnieć o najważniejszym jej aspekcie - kwartet Tomka Nowaka położył nacisk na więcej współnie skomponowanych dźwięków w studiu, aniżeli na improwizację. Rzecz jasna jak na rasowych jazzmanów przystało występują jej elementy, jednakże nie na tak dużą skalę, jak na poprzedniej płycie. Nawet i długość niemal każdego numeru nie przekracza sześciu minut, gdzie na poprzednim materiale kilka z nich zbliżało się do granicy dziewięciu minut. Nie jest to żadne czepialstwo, a próba zwrócenia uwagi na muzyczną zmianę w konstrukcji piosenek. Kiedy wszyscy nową formą będą się podniecać znajdzie się kilku śmiałków hołdujących muzycznym korzeniom i zrobią to samo, co A Tribe Called Quest na pierwszym od osiemnastu lat albumie - zamkną usta niuskulowcom i pokażą, gdzie jest prawdziwy hip-hop. Jeżeli w "Egocentryźmie" bujacie energicznie karkiem, zachwycając się nieskazitelnie brzmiącą trąbką i charyzmatycznym Skubim, który nie powie Ci jak masz żyć, a co go kręci i jaką warto sprawdzić płytę, wiecie co mam na myśli.
Na koniec zostawię "Płyń Ze Mną" - spokojny, delikatny kawałek, którego nie będziesz wstydził się włączyć kobiecie wieczorem. Muzycznie mamy do czynienia z poziomem Premiership w polskiej nędznej lidze - Tomek Nowak Quartet i spółka zostawili daleko w tyle wszystkich, serwując dźwięki najwyższych lotów. Potrzeba wyjątkowej wrażliwości muzycznej i słuchu, by wpasować się i w pełni wykorzystać umiejętności muzyków, a Skubiemu po raz drugi to się udało, choć tym razem z jeszcze lepszym efektem. Zaproszeni przez gospodarzy goście - wokalistka Patrycja Zarychta, saksofonista Mateusz Śliwa, Domek i Woytak (członkowie zespołu Tubas Składowski) oraz niezawodny Mr Krime za gramofonami uświetnili tę znakomitą porcję muzyki.
Mimo, że na koncerty Skubiego i kwartetu Tomka Nowaka nie przychodzą już żadni hip-hopowcy, artyści mają się świetnie, robią swoje i nie zamierzają przestać. Zbierają należne pochwały od ludzi ze zdecydowanie bardziej wrażliwym muzycznym uchem od gimnazjalnego odbiorcy bożyszczów wyświetleń YouTube'a. Mimo, że jest to smutna tendencja, ale samym zainteresowanym chyba to nie przeszkadza. Wręcz wydaje mi się, że jest to im na rękę, bowiem wolą powalczyć o zdecydowanie bardziej świadomego odbiorcę, doceniającego serce i talent włożone w każdy zagrany dźwięk, czy wypowiedziane słowo. I właśnie do takich słuchaczy "Tego Chciałem" trafi najbardziej - nie zapominających o korzeniach, dla których podróż w jazz rapowe dźwięki będzie nie tyle sentymentalna, co esencjonalna. Jeżeli "Będzie Dobrze" otrzymało ode mnie celujący, to jaką ocenę mam wystawić jej następczyni? Płyta poza skalą, koniec.