Schoolboy Q "Blank Face LP" - recenzja nr 2
Już na swoim majorsowym debiucie pt. "Oxymoron" Schoolboy Q udowodnił, że lubi eksperymentować i sprawdzać się w różnych rapowych stylistykach. Mimo że reprezentant TDE pochodzi z Los Angeles i w swoich tekstach często porusza temat tego miasta, to brzmienie przez niego tworzone nie jest typowo kalifornijskie. Oprócz westcoastowego gangsta rapu, w jego twórczości możemy też usłyszeć sporo nawiązań do trapu oraz przede wszystkim do brzmienia z Nowego Jorku. Zresztą sam Schoolboy podkreślał w wielu wywiadach, że jednymi z jego największych inspiracji są nowojorscy raperzy tacy jak Nas, Jay Z czy The Notorious B.I.G. Na "Blank Face LP", czyli swoim drugim oficjalnym albumie, Quincey Hanley postawił na jeszcze większą różnorodność brzmieniową, co moim zdaniem przyniosło raczej mieszane efekty.
Nie da się ukryć, że zachowanie równowagi pomiędzy połączeniem różnych muzycznych konwencji, a spójnością albumu nie należy do najłatwiejszych. Niestety członek Black Hippy nie podołał temu zadaniu, gdyż jego nowa płyta brzmi bardziej niczym mixtape'owy zbiór luźnych numerów, a nie jak przemyślany i konsekwentnie poprowadzony album. Szkoda, zwłaszcza z tego względu, że po bardzo udanym "Oxymoron" liczyłem, iż Schoolboy pójdzie krok do przodu i pokusi się o nagranie czegoś w rodzaju płyty koncepcyjnej opartej na jakimś interesującym motywie bądź historii. Moje nadzieje dodatkowo pobudzały świetnie single w postaci "Groovy Tony" oraz "By Any Means", które wydawały się całkiem spójne pod względem produkcji, jak i tematyki. Spośród trzech utworów, które wyszły przed premierą płyty jedynie "THat Part" z udziałem Kanye Westa okazał się rozczarowaniem i nadal uważam ten numer za jeden z najnudniejszych na "Blank Face".
Oczywiście warto docenić bardzo dopracowaną i zrobioną z rozmachem warstwę brzmieniową nowego albumu Groovy Q. Tak naprawdę usłyszymy tutaj wszystko, czego moglibyśmy się spodziewać po rapowej płycie wydanej w drugiej dekadzie XXI wieku. Na przykład "THat Part", "Groovy Tony" oraz "Ride Out" to typowo newschoolowe strzały z mocnymi bębnami i głębokim basem. Obok nich znaleźć można jeszcze jazzujące "Kno Ya Wrong" i "John Muir" oraz pięknie płynące, słoneczne "Neva Change", któremu dodatkowej lekkości nadaje refren w wykonaniu SZA. Jednym z najlepszych momentów jest także nowojorskie do szpiku kości "Tooki Knows II", które stanowi doskonałe zwieńczenie całego materiału.
Prawda jest jednak taka, że obok bardzo udanych numerów pokroju "Groovy Tony","Tookie Knows II" oraz nagranego z E-40 "Dope Dealer", znajdują się tu także fragmenty zupełnie zbędne. Tyczy się to w szczególności radiowych "WHateva U Want" i "Overtime", a także funkowego "Big Body", które wydają się być całkowicie oderwane od reszty albumu. "Black Thoughts" oraz tytułowe "Blank Face" to kolejne piosenki skutecznie zaniżające poziom nowej płyty Schoolboya. Nie dość, że oba numery męczą monotonią, to jeszcze brzmią niczym odrzuty z zeszłorocznego "To Pimp A Butterfly" Kendricka Lamara.
Rozczarowanie związane z niespójną warstwą brzmieniową płyty jest nieco tuszowane przez stojący na wysokim poziomie warsztat autora, który udowadnia, że dobrze odnajduje się na niemalże każdym rodzaju bitu. Raz potrafi zarapować z agresją i energią ("Groovy Tony", "Str8 Ballin"), by innym razem popisać się luzem i swobodą ("Kno Ya Wrong", "Dope Dealer"). Warto też zwrócić uwagę, że w porównaniu z ostatnią płytą Hanley poszerzył wachlarz poruszanych tematów. Oprócz standardowej narracji o życiu w LA, gangsterskich koneksjach i przeszłości jako handlarz narkotyków, Schoolboy porusza na "Blank Face" również bardziej społeczne tematy, czym nawiązuje w pewien sposób do twórczości takich asów jak Kendrick Lamar czy Vince Staples.
Słuchając najnowszego LP kalifornijskiego rapera odnoszę wrażenie, że podczas tworzenia tej płyty zabrakło mu trochę krytycznego spojrzenia na niektóre utwory lub też zwyczajnie pomysłu na jej finalny kształt. Gdyby wyrzucić stąd cztery, może pięć niepotrzebnych utworów, moglibyśmy mówić nawet o jednym z czołowych rapowych albumów w tym roku. A tak, mamy raczej bardzo duży potencjał, który nie do końca został wykorzystany. Trójka z plusem.
Autor prowadzi bloga http://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/
"Imperial", "untitled.unmastered", "3001: A Laced Odyssey", "The Impossible Kid", "Still Brazy".
Przypominam, że recenzja to subiektywna opinia autora, więc przestań się tak wczuwac ziomus. Pozdro od absolwenta anglistyki.