MAXIM "Maximus" - przedpremierowa recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2016-05-26 18:00 przez: Maciej Sulima (komentarze: 1)

Na początek nieco prywaty. Kiedy przeprowadziłem się do Białegostoku dobrych kilka lat temu, przekopywałem tamtejszą scenę w poszukiwaniu raperów mających aspirację do bycia "innym niż wszyscy" zarówno pod kątem warsztatu technicznego, jak i wypluwanych słów. I trafiłem na głównego bohatera recenzji, nomen omen mojego rówieśnika. Twórczość MAXIMa śledzę już od jakiegoś czas, bowiem on sam wydawniczo nie próżnował. Solowe "Maxymalnie", a następnie nagrane w duecie z Blaze'em "Reszty Nie Trzeba", obiły się szeroko nie tylko w samym Białymstoku, ale i szerzej, dając możliwość odbiorcom poznać energię, jaką wręcz kipi Piotrek na koncertach. Uwierzcie mi, zarówno jako hypeman Bezczela, a przede wszystkim dając popis umiejętności na żywo z własnym materiałem, MAXIM to iście sceniczny wulkan, a słuchając jego najnowszego krążka "Maximus" miałem nieodparte wrażenie, że repertuar ognia wylewającego się z głośników znajdzie się zdecydowanie poza skalą. Dlaczego?

Odpowiedź jest banalnie prosta. Biorąc do prostego porównania każdą z płyt od MAXIMa, to "Maximus" jawi się jako najlepsza z nich i najbardziej dopracowana pod kątem muzycznym i lirycznym. Niech was nie zwiedzie dość spokojna "Reintrodukcja", bowiem po niej następuje trzęsienie ziemi pod postacią krótkiego "Startuję", będącego wstępem do właściwej części płyty. A co na niej znajdziemy? RAP w prawdziwym tego słowa znaczeniu, podany po białostoku, rodem z Leśnej Doliny, choć sam MAXIM za mikrofonem leśnym dziadkiem nie jest ani trochę. Dowodzi tego w singlowym i tytułowym numerze, wyprodukowanym przez soSpecial, a więc Welona i Młodego G.R.O. - niesamowicie zdolnych producentów, gdybyście nie wiedzieli. A sam gospodarz nawija bardzo pewnie, przede wszystkim kombinując z flow, gdzieniegdzie przyspieszając i zwalniając swą melorecytację. Bez cienia wątpliwości można rzec, że MAXIM udźwignął ciężar niemal każdego podkładu z krążka, nie marnując ich potencjału.

"Mistrz Drugiego Planu" to w moim odczuciu najlepszy track z płyty, no doubt. Mamy tu wszystko - szczere, niekiedy i gorzkie linijki, podlane wkręcającym się w głowę refrenem Julity Wawreszuk, a wszystko to położone na świetnym bicie Blaze'a. Niejednokrotnie łapałem się na mimowolnym podśpiewywaniu nie tyle samych partii wokalistki, co wersów MAXIMa. Dalej jest "Rwetes" - murowany koncertowy killer, podobnie jak "Stand Up", w którym wielce zaskoczyłem się udanym wejściem Dioxa i nie męczącą uszy zwrotką Mosada. I na koniec zostawiłem dwa ostatnie kawałki z płyty - podkręcone pozytywnym vibe'em i bujające "Nie Składam Broni" oraz bonus pod postacią rockowego "Po Prostu Leć", które muszę usłyszeć na żywo, będąc przy barierkach pod sceną. Na dłuższą metę najdłużej przekonywałem się do "Białostockiej Szkoły". Chyba bardziej mój odbiór tego kawałka związany jest z podkładem Fouxa, coś jest w nim odpychającego. W każdym bądź razie jest to jeden z najkrótszych kawałków na krążku, więć skippować nawet nie warto, a nuż się spodoba.

Skoro już mowa o producentach, poza wspomnianymi wyżej, MAXIM postawił na produkcje od Nightmare'a (współpracował już z nim wcześniej na "Reszty Nie Trzeba"- zapraszam do sprawdzenia), Poszwixxa oraz Pawła Urbana aka PaneRR z ekipy FunkyFlow. Warto zaznaczyć, że znaczną część krążka wyprodukowali wymienieni w drugim akapicie duet soSpecial oraz Foux. MAXIM postawił na energię i potencjał koncertowy dobranych podkładów, by bujały publikę i na długo zapadały w pamięci. Swoich faworytów już wypisałem, a jacy są wasi? Kilku gości również się znalazłoi urozmaiciło numery, w których wzięli udział. Na pierwszy plan wysuwa się ADM, Bonson i Danny. Bezkonkurecyjni, koniec przekazu. Następnie Bonez i białostoczanie w monstrualnym tracku "Nieproszeni Goście". Zacna ekipa z Cirą i Hukosem na czele. W kilku kawałkach pojawiają się DJ Shum, DJ Perc oraz DJ Fejm - osobiście będac fanem popisów na gramofonach musiałem zaznaczyć ich obecność, przepraszam, udaną obecność.

"Maximus" to materiał nad wyraz udany. Bardzo dobrze nawinięty, na niemalże bezbłędnych podkładach i z gośćmi, którzy nie popsuli numerów swoimi wejściami, ale też i nie przysłonili gospodarza, co jest niewątpliwą zaletą warsztatu MAXIMa. Z niecierpliwością czekam na koncert, by na żywo móc usłyszeć, mam nadzieję, znaczną część energetycznych numerów z tej płyty. Mam nadzieję, że za pośrednictwem swojego najnowszego materiału, Piotrek wypłynie jeszcze szerzej. W każdej sekundzie słychać ogrom włożonej pracy w krążek. To musi się spłacić, nie ma innej możliwości. Czwórka z plusem.

Tagi: 

Byłem Widziałem :)
Jeśli chodzi o energię na koncertach to muszę przyznać rację. Pamiętam HipHop Raport z bodajże 2013 roku? Żaden wykonawca nie dał wtedy na scenie takiego show jak Maxim z Blaze'em :) Rozbujali tłum. "Reszty nie trzeba" posiadałem, ale niestety gdzieś mi przepadła (jak większość mojej kolekcji hahaha). Nowy krążek na pewno obadam.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>