Małach/Rufuz "Ambara$" - przedpremierowa recenzja
Uliczna scena w Polsce przeżywa ostatnimi czasy swoisty renesans. Obok Małacha i Rufuza, bohaterów tejże recenzji, mając na myśli owe odrodzenie, warto zwrócić uwagę chociażby na Hinola i Jano, pochodzących z warszawskich rewirów reprezentantów Polskiej Wersji - między innymi ci artyści tchnęli nowe życie w przesiąknięty średniactwem, a niekiedy i asłuchalnością nurt tego, wydaje mi się, jednego z najbardziej mocnego w liryce odłamu rapu. Wróćmy jednak do duetu M&R i ich trzeciego legalnego krążka. "Ambara$" zrobił na mnie jeszcze bardziej pozytywne wrażenie, aniżeli "Oryginał". Na pierwszy rzut ucha wszystkiego w niej jest więcej i lepiej, aniżeli u poprzedniczki - linijek, bitów i niesamowicie dopracowanych cutów i skreczy autorstwa DJ-a Grubaza, których najlepszy przykład znajduje się w numerze... No właśnie, zarówno o nim, a przede wszystkim o gospodarzach i ich najświeższym materiale dowiecie się, czytając dalej.
Mimo, że "w temacie płyt nic się nie zmienia", na "Ambara$ie" dzieje się wiele. Historie opowiadane przez niesamowicie dopełniających się na bicie Małacha i Rufuza charakteryzują się dozą autentyczności i charyzmy, jednocześnie przesiąkniętych brudem sięgającym bruku. Dwie wersje "Bloku", "Agresja miejska", czy "Korytarz" są tego najlepszym przykładem. Znalazło się również miejsce na singlowego "Butlipana" - melanżowy, bujający kawałek stojący w opozycji do reszty tracków. Warto w kontekście nowej płyty wspomnieć, iż wielu odbiorców zarzucało Rufuzowi jego słabą formę, niekiedy będącą przynajmniej o klasę niżej od Małacha. Tutaj chyba tylko głuchy odważy się powtórzyć to samo sformułowanie. Zwrotki Rafała w chociażby dwóch kawałkach kończących płytę - "Zegarze" i "Zepsutym świecie" zapadają w pamięć. Podobnie rzecz się ma z refrenami, co w kawałkach ulicznych jest rzeczą co najmniej mało spotykaną. Sam łapałem się wielokrotnie na mimowolnym intonowaniu refrenu tytułowego numeru, a także "Każdego z nas". Gospodarze ograniczyli się do kilku gości. Najbardziej na plus wypadło trzech - wspomniany wcześniej Jano PW, TPS i Bonus RPK. Ta trójka swoje zwrotki nawinęła klarownie i bez lirycznych potknięć, ze szczególnym naciskiem na Jano i TPS-a. Wrażenie o mniejszej skali rażenia zrobił natomiast HDS, którego wejście mogę uznać jedynie za poprawne. Linijki Sacrifice'a chciałbym mieć przed oczami z transkrypcją, ponieważ na bicie Małacha siedzi, jak zła. Pewnie się nie doczekam.
Wiecie z jakimi podkładami zawsze kojarzyła mi się uliczna scena? Bębnami osadzonymi wśród brzmiących "na jedno kopyto" dźwięków pianina i skrzypiec. W przypadku "Ambara$u" Małach, Sir Michu oraz Flame stanęli na wysokości zadania. Jeżeli pojawiają się wymienione wcześniej elementy, są one po prostu dopracowane i nie dograne, kolokwialnie mówiąc, na odpierdol obniżający wysoki lot konkretnego kawałka. Niejako klamrą cały krążek spajają produkcje niezawodnego, wciąż niezawodnego Sir Micha. Jeden kawałek muzycznie przygotował Flame, a pozostała szesnastka stanowi dzieło Małacha. Czymże one się charakteryzują? Z pozoru są proste - bębny i sample, ale w tej prostocie (nie mylić z prostactwem!) jest metoda, siła i potencjał bujania głowami w takt bitu przez słuchaczy na koncertach. Esencję warstwy muzycznej zostawiłem na koniec - DJ Grubaz. Co ten człek robi na gramofonach, to przechodzi ludzkie pojęcie. Wyczucie dobranych cutów, pieczołowicie ich zagranie, podobnie jak i skrecze - miód dla moich uszu. A najlepsze cuty? W każdym tracku, bez dwóch zdań.
"Ambara$" otwiera wydawniczy rok Prosto Label i jest to całkiem mocny i niesamowicie udany wjazd z buta. Bez kompleksów Bartłomiej i Rafał pokazują, że uliczna scena ma się dobrze i sami wyrastają (a może już wyrośli?) na jej głównych przedstawicieli wśród artystów młodszego pokolenia. "Oryginał" był preludium do tego, co można usłyszeć w przypadku następcy. Jeszcze lepsza liryczna forma na mikrofonie, położona na bujających i zapadających w głowie podkładach, okraszonych mistrzowskimi popisami na gramofonie DJ-a Grubaza. Repeat value level hard i zasłużona 4+, lecz jeżeli jesteś zagorzałym fanem duetu możesz śmiało dorzucić drugi plus.