PRhyme (DJ Premier & Royce da 5'9") "PRhyme" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2015-01-27 17:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 19)

Rok 2014 był rokiem duetów i interesujących hip-hopowych kombinacji. Evidence wraz z Alchemistem przedstawili nam Lorda Steppingtona. Freddie Gibbs i Madlib wypchali Pinatę kokainą, Bishop Nehru wraz z MF Doomem zabrali nas w mistyczną podróż do Nehruvii, Apollo Brown z Ras Kassem uczyli, jak bluźnić, nasz Ostry na korzennym boom bapie od Marco Polo nakreślił ponurą wizję Kartaginy... Last but not least, Killer Mike i El-P jako Run the Jewels powrócili z drugim albumem, który - według wielu - absolutnie zdeklasował tegoroczna konkurencję...

Czy na pewno? To już kwestia gustu. Uważam, że jest jedna kooperacja, która w wyścigu do tytułu "najlepszy duet minionego roku" może dżentelmenom z RTJ poważnie zagrozić... PRhyme - czyli duo DJ Premier x Royce da 5'9. Panowie znają się od dawna, od czasów pamiętnego "Boom" współpracowali ze soba kilkakrotnie, za każdym razem smażąc zacne sztosiwa, a w ubiegłym roku zaatakowali wspólnym materiałem, półgodzinnym "PRhyme". 

Zanim jednak zaczniemy recenzję, muszę posypać głowę popiołem i umieścić tu małą erratę - w swej długaśnej diatrybie na temat "Shady XV" napisałem: "Preemo i Royce wypuścili właśnie album z kozackimi podkładami, łączącymi żywe instrumentarium courtesy of Adrian Younge z samplami Premiera"... Otóż - jest to nieco mylące, "PRhyme" skonstruowany jest nieco inaczej. Preemo postanowił wszystkie podkłady "PRhyme'u" oprzeć o SAMPLE z dyskografii kalifornijskiego Cudowtórcy. Dlaczego tak go nazywam? Otóż Younge od kilku lat stał się tzw. go-to person, jeśli chodzi o rewitalizację karier muzycznych weteranów - wystarczy wspomnieć tylko świetne, inspirowane włoskimi filmami giallo Twelve Reasons to Die Ghostface'a, klasyczny, szalony soul The Delfonics czy niezwykle interesujące There is Only Now Souls of Mischief....

Najlepsze w twórczości Younge'a jest to, że czerpie ona z ogromnej ilości źródeł. Korzenny hip-hop, soul i psychedelia lat 60. i 70., rock progresywny, twóczośc Ennio Morricone.... Preemo miał więc doskonały budulec do tworzenia konfiguracji sampli - i wykorzystał to w 100%. Niepodrabialny, nowojorski Preemo sound wraz z muzycznymi eksperymentami Younge'a tworzą świetną kombinację, jakże różną od wyświechtanych już, charakterystycznych pianinkowych loopów Premiera... Nie mamy tu w każdym razie do czynienia ze zbiorem odrzutów, jak np. The Kolexxxion.  PRhyme udowadnia, że Preem wciąż jest rewelacyjnym producentem, zdolnym uczynić niemal z każdego dźwięku solidny, spójny i intrygujący podkład. Mroczne, świdrujące "To Me, to You", brzmiące niczym zaginiony track Wu-Tangu, nieco "westernowo" brzmiące "Wishin' (swoją drogą, te zmiany podkładu w tym tracku to jedne z najlepszych momentów całego albumu) czy "Underground Kings" (ta gitara...), cudowne, detroitowe "You Should Know" na pokładzie z Dwelem, ciężkie, synthowe "Courtesy"... Fani produkcji Preemo poczują się jak w domu. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to czasem zbyt silnie brzmiące snare'y, tak jak w "Microphone Preem".

Royce nieraz już udowodnił, że na podkładach Preemo czuje się jak ryba w wodzie. Niezrównany punchliner, Nickel Nine ciska kąśliwymi, błyskotliwymi linijkami dosłownie co sekundę (A eulogy is borin' for You to be informed/I'm a chore and my circle change more than the European coin/Once the kill is begun, you realize/I'm the illest, the realest is Pimp C, and the trillest is Bun). Nie znaczy to jednak, że "PRhyme" to stuprocentowo battlerapowa bonanza - już w pierwszym, tytułowym tracku Royce przedstawia zaskakująco gorzki obraz swego życia - wspomina m.in. o swoich problemach z alkoholem, wpada też niestety w nieprzyjemny, mizoginiczny ton (All these bitches be doing, is playing musicalk chairs/with different rappers' front seats, without calling shotgun/Face it, you're a ho, as God as my witness).... Kawałek kwituje jednak słowami I'm in my permanent PRhyme/I ain't never falling off - i jest to świetne podsumowanie formy Royce'a. Jego flow, gry słowne i metafory są na poziomie nieosiągalnym dla większości obecnych MC's... Ode mnie idzie też plusik za nawiązanie do wyprodukowanych przez Preemo klasyków Nasa, Jaya czy Biggiego - gdy w "Wishin" Royce wjeżdża na grubych bębnach z "Kick in the door, wavin' the 44", aż ciary przechodzą....

Interesujący jest dobór gości. W większości są to utalentowani MC's z nowej generacji - asy TDE, Ab-Soul i ScHoolboy Q, Mac Miller, Jay Electronica (!). Nie można nie odnieść wrażenia, że jest to jakby symboliczne przekazanie pałeczki, tworzenie pomostu łączącego kilka pokoleń hip-hopu.  Panowie poradzili sobie bardzo dobrze - szczególnie zadziwiający jest Q, radzący sobie na skomplikowanym beacie bardzo dobrze, co najważniejsze - dotrzymujący kroku dwóm mikrofonowym bestiom - Royce'owi i Killer Mike'owi. Lekko rozczarowuje Mac Miller, mający może fajne linijki (I ain't human, more a movement of illusions) , ale brzmiący ospale i nieprzekonująco... Common ze swym powolnym flow również nieco gryzie się z drapieżnym podkładem "Wishin'". Całość wieńczy obligatoryjny kawałek Slaughterhouse, feeria pomysłowych punchline'ów (Man, these rappers out here reachin', your arms are too short/Take the boxing gloves off, hand them to the Gods), sequel do sztosu "Microphone" z pierwszego albumu... osobiście jednak nie przypadł mi do gustu, co więcej - myślę, że jego brak nie zaskodziłby albumowi w żadnym stopniu.

Kombinacja idealna? Drugi Gang Starr? Bez przesady - sam Royce podkresla, że nie jest tu, aby zastąpić Guru... To po prostu znakomity album dwóch idealnie rozumiejących się artystów, gości, którzy w rapgrze widzieli już wszystko. Throwback i hołd dla złotych lat 90., nirvana dla fanów klasycznego hip-hopu, a w skrócie - po prostu precisely the right rhymes + kozackie podkłady.  A czyż nie o to w tym wszystkim chodzi? Piąteczka.  Już nie mogę się doczekać nowej edycji z dodatkowymi trackami i featuringami Dooma i Black Thoughta.... To będzie ogień, zapamiętajcie moje słowa.

PS Tekst miesiąca: If you are what you eat, how come I'm not pussy?! - KXNG Crooked, "Microphone Preem"

                                         

PRhyme - Courtesy ft. DJ Premier, Royce Da 5'9"

                                         

PRhyme ft. Dwele - You Should Know

Undertaker
Z tym Royce'em, który nie chce zastąpić Guru jest róznie na przestrzeni lat. Cytat z 2007: I'm a gangsta as well as a star Put 'em together and you caught me pickin' up where Guru left off
PE
Daj Boze zeby nie bylo powrotu Gangstarru z Roycem w skladzie. z calym szacunkiem, ale Gangstarr to Preemo i Guru. i niech tak pozostanie na wieki. Amen
Undertaker
A tekst "If you are what you eat, how come I'm not pussy?!" pochodzi z kawałka Slaughterhouse pt. "Microphone" z 2009.
ehh
Jak już to Royce i Mike dotrzymują kroku Q.
YoSaI
Nie chce zaczynać trueschoolowej mantry ale Q nie jest jeszcze na takim poziomie żeby to oni go gonili
Undertaker
Toś dopierdolił. Q rapersko nie ma podjazdu do Mike'a i Royce'a. To, że robi dobre bangery i płyty, których się dobrze słucha nic nie znaczy. Mimo wszystko i tak pojechał najlepiej w karierze.
r44
a propos linijki Crooked I, w podobnym stylu nie tak dawno nawinął Weezy. I obojętnie czy ktoś go lubi czy nie to wers typu: 'And sometimes we had to be vegetables That mean we had to stay patient, cause they say you are what you eat' zawsze robi wrażenie
Undertaker
Weezy jest naprawdę dobrym punchlinerem jeśli tylko mu się chce. "No Ceilings" to taki bar fest, że głowa mała. Mimo wszystko, wers Crooka lepszy.
r44
a propos linijki Crooked I, w podobnym stylu nie tak dawno nawinął Weezy. I obojętnie czy ktoś go lubi czy nie to wers typu: 'And sometimes we had to be vegetables That mean we had to stay patient, cause they say you are what you eat' zawsze robi wrażenie
Wierzbolot
Wg mnie płyta jest przeciętna. Bez fajerwerków. Preemo troche sie zestarzał bo jego produkcje nie wnosza tej świeżości co kiedyś. Pamiętam ze czkeało sie na nowe bity Premiera na albumach z niecierpliwością i biło po uszach strasznie. Teraz to kolejna produkcja. Ostani album jakis wyprodukował preemo to Blaqprint z Poetem. Od pierwszego do ostaniego traka trzyma za morde, Oczywiscie to jest moje zdanie.
pcheła
haha, śmieszna ta recenzja, pisana bez głowy przez pryzmat internetu, pozdrowienia dla prawie znającego się na rzeczy, mówiącego od rzeczy autora. "Mizoginiczny ton"? - u chłopaków z Detroit bywa raczej na porządku dziennym, no ale to zachęcam do sprawdzenia kolebki 2cztery7, może Cie przekona jak to czytasz... #Wierzbolot na jaką produkcję Premiera czekałeś ? :)
Wierzbolot
No coś bardziej z pazurem. Płyta jest nudna nie można wyróznić jednego fajnego numery takiego co wpada w ucho i leci i leci, bo wszystkie zlewaja sie ze sobą - można tutaj powiedzieć ze jest równa ale jest równa w swojej przeciętności. Lepsze produkcje klepie innym jak Soulkast. Czy ostanie Four Owls z UK. Nawet Sokół dostał dobry numer. Royce jest był i zawsze przeciętny 5 czy 6 albumów a pamietam Boom i Hip-Hop reszta to jakas tam nawijka. Wracajac do PRhyme 9 numerów na albumie to chyba epka raczej. Z ubeigłego roku jest Pinata jest Strange Journey Volume 3, In Death Reborn. Mam co słuchać. 5!
Undertaker
"Royce jest był i zawsze przeciętny" Słuchałeś ot tak jak leciało w tle, czy z tekstami przed oczami? Bo jak jesteś ogarniętym słuchaczem, to nie mogłeś nie docenić kunsztu lirycznego Royce'a i tego jak składa. Nie mówiąc o świetnym flow.
Anonim
Co gość pieprzy to nie wierzę Royce przeciętny. Ahahahaha
Wierzbolot
Panowie nie obrazajmy sie to jest moja ocena. Dla mnje wyznacznikiem kunsztu poziomu jest Paz Immortal Eminem Blaq Poet jest tego sporo.. Na ich tle Royce wypada blado. Przez kilkanascie lat kariery musial sie czegos nauczyc zeby nie byc chujowym. I taki jest przecietny dla mnie nie wywarl na mnie wrazenia. Mainstreamu nie podbil i a na podziemie juz za pozno. Sa lepsi. Podoba ci sie royce to sie nim jaraj. Dla mnie to zwykly lamus z modna broda i brylami. Tyle. Plyta przecietna. Choc preemo jezzcze pewnie powroci z jakims cudem na kiju:-)))
Undertaker
Eminem jest dla ciebie wyznacznikiem kunsztu, więc jak raper mordujący Ema na paru trackach na BME może być przeciętny?
Wierzbolot
Mordujacy eminema? Nie slyszalem raperow swiadomie dissujacych eminema. Nikt z nim tego nie robi bo sie boi. Lubisz royca to go sluchaj. Kazdy ma inne zdanie. Moje jest takie same dla przecietniakow. Ta plyta jest tak samo slaba jak konexxion z bumpiem. Nke dla mnie moze byc dla ciebie.
Undertaker
Nie mówię o dissowaniu go przecież, tylko o zamordowaniu go na wspólnym tracku z nim, co Royce zrobił kilka razy na Bad Meets Evil.
mio-dec
"Royce NIE RAZ już udowodnił"

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>