Przegląd polskich rapowych płyt 2014 - subiektywny ranking (miejsca 50-41)
Ranking ma na celu przelot przez pięćdziesiąt wybranych wydawnictw, które ukazały się w polskim rapie w ubiegłym roku. Od siebie chciałbym dodać, że każdą z tych płyt warto sprawdzić, a kolejność ma tak naprawdę subiektywne i drugorzędne znaczenie i nie stanowi oficjalnej linii redakcji. Miejsca 50-46 stanowi pięć "bonusowych" pozycji, na których znajdują się albumy instrumentalne, czasami nawet tylko luźno związane z hip-hopem. Od miejsca 45. zaczynają się pozycje "właściwe", które obejmują zarówno albumy dostępne w oficjalnej dystrybucji, jak i nielegale, epki i mixtape'y. Zapraszam.
[Krystian w naszej redakcji zajmuje się przede wszystkim polskim rapem, a poza mainstreamem śledzi również mniej wyeksponowane rejony podziemia, trzymając cały czas rękę na pulsie. W samym 2014 roku słuchał imponującej liczby prawie 120 polskich albumów, co pozwoliło mu ułożyć poniższe subiektywne top 50, które dostawać będziecie przed najbliższe 5 dni a które ja sam przeczytałem z ciekawością. Przegląd to bowiem dość obszerny i przekrojowy, do sprawdzenia którego zapraszamy, zapowiadając zarazem, że to oczywiście nie koniec naszych podsumowań tego, co działo się w polskim rapie w roku 2014 a wręcz przeciwnie - jeszcze trochę przed Wami - przyp. Mateusz Natali]
50. ka-meal & friends "Instrumentals vol. 1" (bonus #5)
Jedno z producenckich odkryć roku. Niezwykle klimatyczne, hipnotyzujące, tworzone jakby przy świetle pełni księżyca bity dawane TrooMowi czy Quebonafide zwróciły uwagę wielu słuchaczy, dlatego tym większą gratką okazały się szybko wypuszczane albumy instrumentalne. Piećdziesiątą pozycję rankingu stanowią produkcje ka-meala stworzone w kooperacjach z innymi producentami – w creditsach znajdziemy takie ksywki jak Bitykradne, Johnny Beats czy Kaz aka Bałagane. (moimi faworytami są zdecydowanie "Stressed" z Sadkiem oraz "Dancing on the Dim Lake" z O L F V N). Wkład gości w tą kompilację zapewne miał wprowadzić pewną różnorodność, zatem obok tej charakterystycznej ciemni, smutku i cloudowej psychodeli ka-meala znajdziemy troszkę trapu i odrobinę pogodniejszych i żywszych momentów. Owe "ożywienie" oczywiście jest minimalne, bo nadal nie są to żadne bangery, a nastrojowe, instrumentalne produkcje. Ważne, że na wysokim poziomie.
49. Flirtini "Heartbreakes & Promises vol. 1" (bonus #4)
Jestem przekonany, że niejedna pozycja z "Heartbreakes & Promises" stała się hitem wielu klubowych imprez podczas ubiegłorocznych wakacji. Polscy producenci, pochodzący w dużej mierze z hip-hopowego półświatka, doskonale radzą sobie z newbeatowymi rzeczami i fuzją zmysłowych sampli, elektroniki i tanecznego rytmu, a ta płyta jest na to świetnym dowodem. Produkcje m.in. SoDrumatika, Auera, Spinache’a, Czarnego czy Torta to zarówno letnie, fantazyjnie skomponowane pościelówy, jak i parkietowe sztosy, które porządnie rozbujają największych zamuleńców jakich znacie i z małą pomocą magicznego płynu obudzą w nich imprezowego zwierza.
48. V/A "Sansara" (bonus #3)
Ta kompilacja sygnowana nazwą "Music x Emotions Presents: Sansara" jest dość podobna klimatycznie do zbiorów instrumentali ka-meala (sam dał na nią jeden bit w kooperacji ze Slajdem), choć różni się tym, że nie szantażuje już ze wszech miar tą melancholią, a muzyczne klisze uchwycone przez Lanka, NoTime’a, Eigusa, Romańskiego i kilku innych, dają słuchaczowi znacznie bardziej neutralne pole do odczuwania muzycznych doznań. Stonowany, porządny, instrumentalny electronic hip-hop.
47. ka-meal "Instrumentals vol. 2" (bonus #2)
W odróżnieniu od albumu z przyjaciółmi "Instrumentals vol. 2" jest już zbiorem samodzielnych produkcji ka-meala, więc, co oczywiste, jest ona bardziej spójna, skoncentrowana i angażująca niż poprzedniczka. Trzeba jednak z nią uważać – dym ka-mealowej melancholii bywa bardzo wciągający, a nawet duszący. A nie daj Bóg, jak przeżywacie chandrę/zawód miłosny – wtedy jesteście załatwieni na amen. Serio mówię.
46. Pawbeats "Utopia" - wersja instrumentalna (bonus #1)
W tym przypadku pozwoliłem sobie na małe oszustwo. Jak wiadomo, z momentem odseparowania wokali od instrumentalnych kompozycji Pawbeatsa, te praktycznie tracą swój hip-hopowy charakter. Po przeprowadzeniu tejże separacji muzyka Marcina, jak się okazuje, również na swój sposób zyskuje. Dopiero wtedy bowiem widać/słychać wyraźnie ogrom wkładu pracy instrumentalistów i docenia się dopieszczenie wszystkich szczegółów i smaczków, słowem – kunszt muzyczny twórców. Czy to świadczy na niekorzyść rapowych gości? Niestety tak, choć z perspektywy czasu i tak ocena 3+, jaką wystawiłem w recenzji, wydaje się być ciut krzywdząca. W przeciwieństwie do krążących w środowisku absolutnie skrajnych opinii na temat albumu (dzieło sztuki/ckliwe gówno), ja byłbym tutaj centrystą. "Utopia" to wyjątkowy przypadek, gdyż, mimo względnie krytycznego zdania, koniec końców poznałem ją dogłębnie i praktycznie na pamięć, przez kolejne odsłuchy chcąc jeszcze raz i jeszcze raz przekonać się, co tak naprawdę mi w niej przeszkadza. Zresztą o tych czynnikach porozmawialiśmy sobie szerzej z kolegą Marcinem Półtorakiem w ramach naszej rozmowo-recenzji, zaś szalę projektu na jego korzyść, czyli obecność w zestawieniu, ostatecznie przechylił odsłuch wersji instrumentalnej, po którym nie mam już żadnych wątpliwości. Drugiego CD słucha się zdecydowanie lepiej.
45. Longi "Salut EP"
Właściwe rapowe pozycje zaczynamy mocno podziemnie. Nasza skrzynka mailowa pęcznieje od próśb o patronat od wielu pragnących sięgnąć gwiazd młodych raperów, ale takie prawdziwie oryginalne przypadki zdarzają się… no cóż. Powiedzmy, że zdarzają się. I to jest właśnie jeden z takich przypadków. Może i "Salut EP" nie jest idealna, brakuje jej utrzymania równego poziomu (nawet jak na te 6 numerów), ale w morzu podziemnych rzeczy wyróżnia się zarówno jakością i różnorodnością bitów (fajnie zsamplowane Adele i Mary J. Blidge, do tego szczypta newschoolu), jak i postacią Longiego – rapera o bardzo 'niepolskiej' barwie wokalu ("Insomnia") i umiejętnie posługiwanym flow ("Salut"), sprawdzającego się w różnych stylistykach. Odrobina szlifów i gość może naprawdę zadziałać coś więcej. Pozostaje mi tylko zachęcić do sprawdzenia tej przyjemnej epki słowami, które ostatnimi dniami nucę często: "A sprawdź to gówno, bity te nie uschną nigdyyyyyy, robimy to co robić lubimy, ziom!"
44. Hary "Petardy"
Ostatni projekt zdolnego, ale mało widocznego (co się dziwić, skoro album nawet nie wyszedł w formie fizycznej, a jedynie w ramach odsłuchu na youtube?) członka SB Mafiji plasuje się na przedostatnim miejscu naszej listy, ale w kategorii zgodności tytułu płyty z zawartością, "Petardy" bankowo zajęłyby pierwsze miejsce. Otóż bity i kawałki z tego projektu to nic innego jak właśnie... petardy. To nie żaden ogień przebrzydły, wybuch wulkanu, wyciekająca gorąca lawa, po kontakcie z którą będziesz zajarany aż będzie ci dymiło z każdego otworu ciała, a zaledwie małe, krótkotrwałe wystrzały... które jednak jakiś hałas generują. Do bólu prosto cięte sample, boombapowa perka, rap – i nie mówię, że to nie może działać! Ja na przykład w pełni rozumiem konwencję: otóż przed podjęciem działań nad właściwymi nagrywkami Hary chciał zupełnie wystrzelać się z wyprodukowanych własnoręcznie materiałów wybuchowych i wypuścić coś mniejszego, podziemnego, by dopiero potem móc odpalić fajerwerki, zmieniać grę, odkrywać nowe prądy i zionąć świeżym ogniem na bitach najlepszych producentów w kraju. I w porządku, zwłaszcza, że tę klasyczną nudę raper umiejętnie zabija bezczelnymi punchline’ami i udanymi śpiewanymi refrenami. Petardy to, jak wiadomo, fajna zabawa. Tylko że na krótką metę.
43. Dedoen "Istotnie 2"
Od razu mówię – nie należę do żadnego tam "teamdedoen" i nie podniecam się jakoś niesamowicie na ten album, co nie zmienia faktu, że "Istotnie 2" należy docenić. Za co? Za oryginalnego rapera, z jego mięsistym, potężnym, ciężkim głosem, którym to, mimo tej ciężkości, potrafi operować dość zwinnie. Za świeże bity, które wyprodukowali Nerwus, Łukasz K., NoTime oraz sam Dedoen. Tak, oprócz rapowania autor potrafi jeszcze szponcić podkłady i to w tak świeżym stylu, jak wyżej wymienieni. Wielbiciele tej płyty (teamdedoen) na pewno zaraz pośpieszą wam powiedzieć, że to mega niedoceniony projekt i że serio-serio warto go sprawdzić. Nie zaszkodzi jak spróbujecie pójść za ich radą. (recenzja Macieja Sulimy)
42. Vixen "Paradox EP"
Ciekawa sprawa z tą epką. Przeszła ona zupełnie niezauważona, bez szczególnej promocji została skierowana konkretnie do zagorzałych fanów Vixena, którym ich idol dodatkowo rozkazał… minusować na youtube pochodzące z niej tracki. Po co? Żeby uzyskać "efekt paradoksu", tak by do muzyki docierało wąskie grono tych, którym na niej naprawdę zależy. Hmmm... W każdym razie, odkładając na bok (anty)promocję "Paradox EP", jest to kolejna porządna porcja muzyki od Vixena, który przebłyski talentu pokazywał już na "New-Ton", lekko rozczarowywał na "Rozpalić Tłum", przyprogresował, a licznymi chwilami nawet zachwycał na "Kontinuum", a na "Loco Tranquilo"… Pozwólcie, że na razie nie będę mówił. Miejmy nadzieję, że po jego odejściu z RPS Enterteyment znajdzie się inny dobry człowiek, który zadba o kolejne dzieła rapera od strony wydawniczej.
41. Flaszki i Szlugi "Chyba Na Pewno"
Kim są Flaszki i Szlugi? Flaszki i Szlugi to Król Świata oraz Dźwiękowy. Duet MC/producent pochodzący z Suchowoli (woj. podlaskie), tworzący całkiem niezły rap. Warto zwrócić uwagę, tak jak zrobiło to MaxFlo, które po tymże krótkim albumie przyjęło chłopaków na rekrutów w ramach inicjatywy MaxFloLab. Król to bardzo sprawny MC, mający dodatkowo sporo do powiedzenia, zaś Dźwiękowy mógł wcześniej wykazać się swoimi bitami pod postacią Brata Jordaha m.in. na tegorocznej solówce Abla. Chyba na pewno polecam to picie i palenie. [EDIT: Oczywiście moja pomyłka, chłopaki dołączyli do MaxFloLab długo przed wypuszczeniem "Chyba Na Pewno".]
MIEJSCA 40-31 JUŻ JUTRO
Widocznie miałem pecha, co rusz wchodząc na jego stronę internetową spotykałem się z informacją co do możliwości zamówienia o treści "wkrótce" i widnieje to do dziś, w takim razie nakład musiał być mocno limitowany :)