Ol' Dirty Bastard "Return to the 36 Chambers: The Dirty Version" (Klasyk Na Weekend)
And then, and then we got - we got the Ol' Dirty Bastard, cuz they ain't no father to his style! That's why he the Ol' Dirty Bastard.
Lepiej tego nie można ująć. Russell Jones, A Son Unique, Dirt McGirt, legendarny wojownik 36 komnat klasztoru Shaolin - jego styl jest zaiste unikalny. "Co ja włączyłem, do jasnej cholery...?" Pomyślałem, gdy po raz pierwszy usłyszałem "Return to the 36 Chambers". Czy ODB naprawdę absolutnie, brutalnie kaleczy już w pierwszym tracku klasyczne "The First Time I Ever Saw Your Face" Roberty Flack, łkając za zaszlachtowaną (przez samego ODB, dodajmy...) dziewczyną? Co on, u licha, wyprawia w intrze do "Goin' Down"? Dlaczego w 'Drunk Game" przeżywa orgazm stulecia? Rap? Śpiew? Szaleńczy bełkot kogoś na absolutnym haju? Bekanie? Zwierzęce jęki i stęki? Wszystko to... i jeszcze więcej. To, co wyprawia ODB na majku, to po prostu czyste szaleństwo.
Pół-rapowane, pół-wykrzyczane koślawe wersy, o niekwestionowanej zajebistości Ol' Dirty'ego (nie zapominając oczywiście o tej seksualnej - posłuchajcie choćby zwariowanego storytellingu "Don't U Know") wywołują zażenowanie... Wstyd... Jednak równocześnie nie sposób się od nich oderwać. Jest, i zawsze było coś w tej nieobliczalnej, dzikiej personie ODB - ta niekwestionowana charyzma, przeogromna, zaraźliwa energia i... radość? - która każe wciąż wracać, słuchać i śledzić, co też ten Drań wymyśli nowego.
Dorzućmy do tego klasyczną, brudną i drańską produkcję Rzarectora. Jak wszem i wobec wiadomo, ODB likes it raw - wobec tego RZA wysmażył dlań jedne z najtwardszych, najbardziej bujających beatów w swej karierze - i pasują one do schizofrenicznych gadek ODB idealnie. Rozstrojone pianinka, zgrabnie pocięte sample, nade wszystko - brudne i duszne perkusje i basy, plus charakterystyczne dla Wu sample ze stareńkich, kiepsko zdubbingowanych filmideł kung-fu - miód dla uszu każdego fana starej szkoły. "Goin' Down", "Cuttin' Headz", "Harlem World", czy "Snakes" - damn, jak świetnie to brzmi. I czy muszę wspominać o ultraklasykach Wu "Shimmy Shimmy Ya" czy "Brooklyn Zoo"? Nie sądzę.
Dla wielu "Powrót" to jeden z najwybitniejszych albumów z obozu Dziewiątki ze Staten, koronne osiągnięcie hardcore hip-hopu, dla innych - niezrozumiały, chaotyczny bełkot, coś, co nigdy nie powinno było ukazać się w formie muzycznego albumu... Jedno jest pewne - "Return to the 36 Chambers" to w świecie hip-hopu twór unikalny. Coś, co w rzeczy samej trzeba usłyszeć, żeby uwierzyć...
I play drums in my kneecaps/And freestyle to my feet tap/ODB on TV, I wanna be that/Mind blown, like "Man, did you just see that" ?!
And I did....
Rest in Beats, A Son Unique.