Wiz Khalifa "Blacc Hollywood" - recenzja nr 2
Po wydaniu swojego debiutu w majorsowych szeregach, czyli "Rolling Papers" Wiz Khalifa został "zjechany" przez swoich fanów i mimo, że debiutanckie LP stało się sukcesem wydawniczym z hitowymi singlami "Black & Yellow" oraz "Roll Up" na czele to sam raper przyznał się do błędu przy produkcji projektu. W specjalnym liście dla fanów tłumaczył jakość albumu polityką wytwórni i obiecał, że od tej pory będzie robić wszystko na własną rękę i nikt odgórnie mu nie będzie niczego narzucać. W okresie pomiędzy "Rolling Papers", a "O.N.I.F.C." dostaliśmy genialny mixtape "Taylor Allderdice", który pozwolił myśleć, że Wiz słowa dotrzyma. "Only Nigga In First Class" przyjęte zostało z mieszanymi odczuciami. Zaczęto już wtedy mówić, że Wiz jest raperem stricte mixtape'owym i nie potrafi się odnaleźć na longplayach. I "ONIFC" promowało wspomniane "Taylor Allderdice" i "Rolling Papers" poprzedzało świetne "Cabin Fever". W przypadku "Blacc Hollywood" było podobnie, ale moim zdaniem "28 Grams" było tak słabe, że równie dobrze mogłoby nie wychodzić. Dlatego też miałem naprawdę duże obawy związane z tym albumem. Bałem się o to czy Wiz w końcu na pełnoprawnym albumie pójdzie tą właściwą drogą i czy jego obietnice złożone jeszcze w 2012 roku są nadal aktualne...
Płyta zaczyna się monologiem podopiecznego Wiza, czyli Chevy'ego Woodsa. W tle leci przyjemny bit, ale po kilkudziesięciu sekundach chce się już przewinąć te mądrości rapera i przejść dalej. Na szczęście z pomocą przychodzi prawowite intro "Hope", w którym duet Wiz - Ty Dolla $ign pokazuje kolejny raz, że razem tworzą mieszankę wybuchową. W połączeniu z bitem od I.D. Labsa całość robi naprawdę dobre wrażenie. Szybko niestety pojawia się pierwszy znak zapytania przy "Blacc Hollywood". Kto układał w tak beznadziejny sposób tracklistę? Już na początku mamy 3 wypuszczone wcześniej single na czele z "We Dem Boyz", które mimo tego, że w amerykańskich stacjach radiowych określane jest mianem "HOT" to wielu fanom Khaify kompletnie się nie podoba. Po tych dwóch bangerach dostajemy nagle bardzo wolne, spokojne i melancholijne "Promises", a po chwili znowu szybkie i energiczne "KK". Przykro mi było to stwierdzić, ale po 4 kawałkach miałem już ogromne obawy odnośnie konceptu albumu, który kolejny raz po "Rolling Papers" i "O.N.I.F.C." wydawał się po prostu nie istnieć. Jedynym dobrym punktem przy układaniu tracklisty było rozdzielenie "Raw" i "The Sleaze" za pośrednictwem "Stayin Out All Night", ponieważ te dwa wspomniane kawałki brzmią niemalże identycznie i w tym przypadku bardzo nijako. Niestety właśnie ta "nijakość" jest dobrym słowem na określenie całego albumu. "Ass Drop", "Still Down" oraz właśnie "Raw" i "The Sleaze" są utworami bardzo miałkimi, po prostu nie nadającymi się na materiał rapera rangi Wiza. Niby to tylko 4 kawałki, ale na 12 utworów w wersji oficjalnej, a 15 w wersji deluxe to naprawdę dużo. Nie rozumiem obecności tych kawałków, a zwłaszcza beznadziejnego, pozbawionego sensu "Ass Drop" (przecież to nawet singlem nie było, więc usprawiedliwianie tego przebojowścią jest nie na miejscu), podczas, gdy w czeluściach internetu zaginął tak dobry kawałek, jak "Got Me Some More" na grubym, mega bangerowym bicie Young Chopa, który wydany został w grudniu zeszłego roku.
Fanom Wiza sprzed ery "Black & Yellow" na pewno serce szybciej zabiło, gdy na trackliście "Blacc Hollywood" zobaczyli numer "House On The Hills" z gościnnym udziałem Curren$y'ego. Mi osobiście przed oczami od razu mignęła okładka "How Fly", zwłaszcza, że na "28 Grams" utwór "My Nigs" z Currensym był jednym z nielicznych, które były dobre. Na szczęście udało się. "House On The Hills" jest jednym z jaśniejszych momentów na LP, ale głównie dzięki klimatycznemu, dopracowanemu w stu procentach bitowi I.D. Labs. Słuchając tego albumu i patrząc na listę producentów trudno nie oprzeć się wrażeniu, że najlepszym ruchem, jaki Wiz mógłby zrobić to nagrać całą płytę albo chociaż mixtape, właśnie na bitach od I.D. Labs, którzy również pochodzą z Pittsburgha i najwidoczniej chemia między nimi a liderem Taylor Gangu nadal jest bardzo duża. Właśnie oni stoją też za "No Gain", czyli obok wspomnianego wcześniej "Stayin Out All Night" najlepszym trackiem Wiza na "Blacc Hollywood" bez żadnych występów gości. Zawiodłem się, gdy dowiedziałem się, że moim zdaniem najlepszy numer, czyli "So High" jest w dużym stopniu tylko reprodukcją utworu o tym samym tytule Ghost Lofta. Nie popsuło mi to jednak odbioru całości i klimat, którym tutaj uraczył nas Khalifa jest taki, jakiego wszyscy jego fani z czasów "Kush & OJ" czy "Flight School" oczekiwali. Podobnie sprawa miała się przy "O.N.I.F.C.', gdzie bliskie perfekcji było "The Plan", oczywiście wyprodukowane przez ID Labs, które znacząco wybijało się ponad poziom całego albumu. Do najjaśniejszych punktów "Blacc Hollywood" dołączyć trzeba wspomniane wcześniej "Promises" oraz dwa kawałki z wersji deluxe, czyli remix "We Dem Boyz Part 2" z udziałem Nasa, Rick Rossa oraz Schoolboya Q, którzy sprawili, że owy remix na pewno nie zostawił niedosytu wśród starych fanów oraz "You & Your Friends" na bicie hitowego DJ Mustarda oraz gościnnym udziałem Ty Dolla $igna oraz Snoop Dogga. Oba kawałki mają świetnie dobranych gości i mimo, że są zrobione w całkowicie różnej konwencji to łączy ich to, że produkcja na nich jest znakomita. Świetna, refleksyjna atmosfera i lekki westcoastowy vibe w "We Dem Boyz Part 2" oraz imprezowy, letni banger "You & Your Friends" z idealnie współgrającym refrenem Ty Dolla.
Mieszane odczucia można mieć w przypadku "True Colors", w którym obok głównego bohatera albumu występuję naczelna diva rapu, czyli budząca skrajne emocje Nicki Minaj. Niby refren jest chwytliwy, niby bit jest przyjemny, Wiz i Nicki dają zwrotki oscylujące wokół poziomów "średni" i "przyzwoity", ale jednak to nie to, czego się oczekuje po projektach Khalify. Całość jest bardzo popowa i słychać, że "True Colors" było robione do radia, ale właśnie dlatego dziwi fakt, dlaczego to nie jest pełnoprawny singiel. Wtedy można by wybaczyć jego obecność na trackliście, a tak to zdecydowanie lepiej pasowałoby tutaj wspomniane wcześniej przeze mnie "Got Me Some More". To jest właśnie przykład na to, że Wiz Khalifa nadal nie wie, w którą stronę iść na swoich albumach. Nie wie, jak je stworzyć by były ciekawe od początku do końca. Po prostu nie ma na nie pomysłów. Całościowo ten longplay brzmi jakby ktoś znalazł kilka ostatnio nagranych przez Khalifę utworów, zrobił z nich playlistę i bez jakiegokolwiek ładu i składu je pomieszał. Słuchając "We Dem Boyz", które mimo, że jest bujającym bangerem to nijak się ma do stylu Wiza prezentowanego przed laty, oraz takie "True Colors" czy "Ass Drop" trudno nie oprzeć się wrażeniu, że na nic też zdały się obietnice odnośnie klimatu na płytach i braku ingerencji "sił wyższych" z wytwórni. Ciężko mi zrozumieć też to, że na długo przed premierą "Blacc Hollywood" do internetu opublikowana została już ponad połowa albumu. Na tydzień przed 19 sierpnia znane było już 8 z 15 utworów. Teraz odnoszę wrażenie, że Wiz po prostu całe przedsięwzięcie "Blacc Hollywood" chciał mieć po prostu szybko za sobą. Szkoda, ponieważ po wprowadzeniu kilku poprawek mógłby to być pierwszy w stu procentach dopracowany, świetny album w dorobku rapera z Pittsburga, a w ten sposób wyszło kolejny raz, pomimo kilku przebłysków, po prostu średnio. Przyjemnie się słucha, ale ja oczekuję w przypadku Wiza dużo więcej. Trója z małym plusem na zachętę, bo ciągle mam nadzieję, że Khalifa wykorzysta w końcu swój potencjał.
Przygotowany byłem odpowiednio, a stonersi to "Kush and OJ" powinni rozumieć, a nie takiego gniota jak "28 grams".