Pięć Dwa "N.E.O." - recenzja
W pozostawaniu najbardziej niezależnym zespołem na hip-hopowym rynku grupa Pięć Dwa jest od lat szalenie konsekwentna. Z dala od branżowych koneksji, featuringów, stale budująca swój w sporej części 'nie-hip-hopowy' fanbase, do tego na przekór wydająca w komercyjnej wytwórni MyMusic – spadkobiercy po niesławnym dla wielu UMC Records. Trzeba przyznać, że droga muzyczna chłopaków przedstawia się barwnie. Było ulicznie, oldschoolowo, bardziej mrocznie (zapomniany nielegal Deepa „We mnie”), trip-hopowo, a nawet reggae’owo i... rockowo (trzeba też wspomnieć o Luxtorpedzie, w której Hans nabiera wokalnego obycia z mocnym gitarowym graniem i która okazuje się dla rapera potężnym zastrzykiem popularności). To wszystko jednak zawsze miało znak jakości 52, który dziś oznacza świadomość, charakter, dojrzałość i muzyczny rozwój, a jego efektem jest właśnie tegoroczna produkcja.
„N.E.O.” to, jak sama nazwa wskazuje, znowu coś nowego. Niezmienione pozostało to, że Hans jest jednym z najlepszych tekściarzy działających w stylistyce rapowej (a może nawet w ogóle), a Deep pod tym względem dzielnie stara się dotrzymywać mu kroku, na ogół z pozytywnym skutkiem. Liryka na najnowszym albumie jest jednak o wiele bardziej zaangażowana, antysystemowa i pesymistyczna, niż można było się spodziewać, znając poprzednie krążki. Mądrale mogą napisać, że grupa skutecznie wpisuje się w rzekomo 'popularny' ostatnimi czasy prawicowy nurt (widać to zwłaszcza w „Księstwie Moonako”), jednak abstrahując od poglądów i nie rozstrząsając szczegółowo diagnoz stawianych przez twórców, warto posłuchać, o czym mówią:
"Rozpad, rozkład, bezład postaw, skamleć w kojcach, w imię ojca /
słuchać wiernie wygodnych kłamstw, mamlanej przymilnie morfiny dla mas
(...)
inteligenci sformatowani pracą, kompresja mózgu by zmieszał się z masą /
w standaryzacji własnego szczęścia, poddani miniaturyzacji człowieczeństwa /
kłamstwo powtarzane mantrą, zrzuca kokon i staje się prawdą /
kolektywna indywidualność, wszędzie tak wyjątkowe to samo /
i poglądy takie zbieżne, że aż dziw, że w nie nie wierzę."
Oprócz zbuntowanych, antyestablishmentowych manifestów jak "Zdjąć obrożę" czy "Ersatz" domeną "N.E.O." są przygnębiające, wnikliwe opisy emocji towarzyszących zwykłym, ludzkim relacjom, często dalekie od korzennego rapu nie tylko doniosłością liryki, ale też budową stylistyczną samych zwrotek:
"Guziki oczu wszyte w pomarszczoną poszewkę głowy /
W przetarciach materiału włosy demonstrują teorię względności i chaosu /
Zarost ukrywa małego chłopca /
Oglądam w tafli lustra za 39,90 /
Halogeny świecą w promocji /
Szczoteczką do zębów dwie w cenie jednej pieczołowicie poprawiam i formuję swój poranny uśmiech."
By przekonać się o tym, jak ciężki jest przekaz zawarty na płycie, nie trzeba nim od razu dostać po ryju (vide Sokół i Marysia Starosta). Bezpośredniość obecna jeszcze na solówce Hansa ustąpiła tu miejsca zmyślnym epitetom i licznym metaforom. Jednak choć to już poezja, to wcale nie odarta z brudnych szat. "Tymczasowa proteza upośledzonych relacji”, "korekcyjna gimnastyka oportunistycznych zwiotczeń" "lukrowany raj transmitowany przez bluetooth" – tego typu mocnych wersów jest pełno. Grafomania? Zdarza się rzadko, bardziej może rzucać się nadmierna egzaltacja, przez co zwrotek z „Psalmu 52” (jeszcze to rzewne pianinko...) nie jestem w stanie przetrwać włączając numer sam z siebie, a refren „Odwróconych” psuje odbiór całości, podobnie jak „Świecie nasz” (nie, nie usprawiedliwia tego numeru inspiracja Grechutą). Refreny to w ogóle zagadka tej płyty – coś tak samo dziwnie irytującego ma atakująco, wręcz natrętnie powtarzane „W mediach coś jest nie tak / tam na twarzach mają make-up”. Nie to, że krytykuję same chęci na 'śpiewane' rozwiązania, ale... jakoś nie kupuję niektórych z nich. W kwestii refrenów są na szczęście też mocne momenty, zarazem najjaśniejsze błyski płyty – świetnie wypadł genialny w swej prostocie patent na „Księstwo Moonako”, a w utworze tytułowym udanie wspomógł gościnnie Chupa.
Deep jako producent ma głowę pełną pomysłów. Taki hip-hopowy Dobromir. Zaraz, moment – hip-hopowy? To zdecydowanie za mała szuflada na kredki Deepa. Poznaniak bowiem stworzył sobie własną szufladę, zawierającą elementy właściwe wszelkim innym szufladom. Często korzysta z żywej perkusji, gitarowych riffów (tu duży udział ma Konrad Szadkowski), i to w najróżniejszej postaci – przesterowanej, punkowej, bluesowej czy hardcore'owej – tak więc w żadnym wypadku to nie jest jakaś pochodna Luxtorpedy, jakby ktoś mógł pomyśleć. Dużo tu elektroniki, są szczątki trip-hopu z poprzedniego albumu, znalazło się też miejsce na sampling („Świecie nasz”). Te wszelkie elementy służą Deepowi jedynie posiłkowo przy produkowaniu własnej muzyki i właściwie ciężko tu określić w kilku słowach... czym ona jest. Nie sposób nie docenić kreatywności i łamania ram stylistycznych, przez co produkcja Deepa/DarkBeatz jest tradycyjnie mocnym punktem Pięć Dwa, nawet mimo braku pewnej przebojowości i walorów... czysto rozrywkowych. Zgodnie z tytułami albumów: po trip-hopie teraz mamy neo-hop, w bardzo dekadenckiej odmianie.
„N.E.O.” to płyta na wysokim poziomie artystycznym, pod wieloma względami wciąż potwierdzająca wyjątkowość zespołu z Poznania. Rzecz frapująca, intrygująca, ciężka. Może nawet za ciężka. Taki ładunek emocji jaki serwują nam artyści może działać na słuchacza przytłaczająco. Mimo wszystko warto się z nim zapoznać i choćby spróbować przetrawić ten ciężki kawałek chleba – w końcu to, o czym mówią Hans i Deep okazuje się w istocie bardzo powszednie. Cztery.
Poruszaliśmy tę kwestię już kilka razy - ocena jaką otrzymała dana płyta jest oceną danego recenzenta, jednej osoby, a nie jakąś średnią arytmetyczną wyciągniętą czy to z ocen redaktorów, czy jakąś ogólną oceną mającą pokazywać rzekomą obiektywną wartość albumu - nic takiego nie istnieje. Żyto i Pajaca recenzowała inna osoba, więc rozbieżności będą oczywiste (tak na marginesie - temu pierwszemu ja bym dał nawet 4+, bardzo za to przepraszam! ;) Rap przeciwny mainstreamowi? Fakt, Eminem, Kanye West czy Macklemore robią muzykę, która nie podoba się masowym gustom, a najlepiej to jakby rap się nikomu nie podobał, wtedy by pozostał prawdziwym rapem :) A to, czy wyżej wymienieni, a w Polsce choćby Gural, O.S.T.R. czy nawet Quebonafide z "Euforią", robią rzeczywiście papkę bez wyrazu, to już oczywiście kwestia indywidualnej oceny. Nie powiem, co do niektórych bym się poważnie spierał. :) Kontrkultura? Muzyka ma pozostać muzyką, 'alternatywność' nie jest tutaj żadną wartością dodatnią (ani ujemną), czy tego chcemy czy nie.
Aha, i nie bardzo rozumiem, co tak właściwie miałaby zmienić skala ocen? Cyferki pozostaną cyferkami. :)
Zauważ, że skala szkolna ma tak naprawdę o wiele szerszy przekrój ocen - policz sobie, ze wszystkimi plusami i minusami, ile masz wtedy stadiów :) Poza tym podporządkowanie ocen byłoby raczej podobne, szkolne piątki to 8/10, płyty solidne na 4/6, 4-/6 to 6/10 itd. Funkcjonują trzy oceny? Nie sądzę żeby nagle po zmianie skali było więcej skrajnych ocen, skoro teraz jest mało 2/6, to dlaczego potem masz mieć więcej 2/10? To nawet nielogiczne :)
Ale że jak, 4/6 to nie jest pozytywna ocena? ;)