Polish Hip-Hop Festival 2014 - relacja
"Chcę zrobić tu najważniejszy hip-hopowy festiwal w Polsce" - usłyszeć można było z ust organizatora Polish Hip-Hop Festival w Płocku... i miło zauważyć, że za słowami zdecydowanie idą czyny. Druga edycja festiwalu odbywającego się na nadwiślańskiej plaży to dalsza dynamika rozrostowa, wyższa frekwencja, jak i dalszy organizacyjny progres.
Na początku odnotować warto brak żadnych obsuw - to coś jak na taką serię koncertów zaskakującego, i to nie tylko publikę, ale i część artystów. "- O której gramy? - 22 - Czyli o której? - No jakaś 24, może chwilę później" - dialog w tym stylu to w polskim rapie chleb powszedni, a w Płocku przy ciągu koncertów od 15:00 do 2:30 w nocy wszystko szło jak w szwajcarskim zegarku i rytmu nie łamał nawet skwar lejący się z nieba w sobotę. Bo i miejsce to na festiwal idealne - płocka plaża "uzbrojona" w palmy i sierpniowe słońce tworzy klimat mocno nadmorski i pozwala posłuchać muzyki w warunkach idealnie wakacyjnych. Większa niż rok temu scena, nagłośnienie bez zastrzeżeń, do tego bogaty backstage z działającym cały wieczór grillem (płocka karkóweczka to juz mój prywatny klasyk) a dodatkowo klimatyczne pole namiotowe z kręcącymi się wolnymi stylami. Do organizacji przyczepić się naprawdę ciężko.
Podobnie jak do line-upu, oferującego przelot przez przeróżne muzyczne rejony, jak i różne hip-hopowe epoki. Od ikon jak Kaliber 44 i Molesta, po najświeższe odkrycia w osobach choćby naszych Młodych Wilków. Tak jak rok temu nie zabrakło też kolejnego symbolicznego nawiązania do legendarnej Bitwy Płockiej, gdy po sobie na scenę wchodzili Eldo i Tede. Spinache przyniósł głębię brzmienia i leniwy nastrój, TDF zarazem doświadczenie i świeżość, skaczący po rusztowaniach w rytm Offspring Quebonafide energię, Tau perfekcyjną kontrolę sceniczną a Te-Tris potwierdził to, co pokazał w ubiegłym roku, czyli że kontakt z publiką ma naprawdę niesamowity. Zresztą o koncertach można by pisać jeszcze długo, tak jak o bitwie, która poziomem stała wyraźnie wyżej niż ubiegłoroczna i już w pierwszych rundach było czego posłuchać. A w finale - w końcu to Bitwa Płocka - atrakcji nie zabrakło, gdy naprzeciw siebie stanęli Czeski i Edzio.
Pytając o opinie artystów czy słuchaczy ciężko spotkać było narzekających - no chyba, że osoby mające niedosyt z powodu braku zapowiedzianego rok temu freestyle'u Prezydenta Miasta. A poza tym? Pozostaje trzymać tylko kciuki za dalszy równie prężny rozwój i to, by przyszłoroczna edycja była kolejnym krokiem naprzód (może z zagranicznym headlinerem?). Najważniejsze, że pole do dalszej ewolucji zdecydowanie jest - w tym roku na PHHF bawiło się 4100 fanów, ale teren ten potrafił przyjąć nawet 25-30 tysięcy osób na "starszym bracie" w postaci płockiego Audioriver. Kto wie, może więc już za parę lat i na Polish Hip-Hop Festival tłumy będą podobne?
W tym roku nie udało nam się tam dotrzeć, może uda się zawitać w przyszłym :)