Pajac "Co Z Tego Że Pajac" - recenzja
A clown is a comic performer who employs slapstick or similar types of physical humour, often in a mime style – tako rzecze angielska wikipedia. Link do tego hasła wyskoczył mi na pierwszej stronie w Google’ach po wpisaniu wykonawcy i tytułu recenzowanej w tym miejscu płyty. Coś tu nie gra – zainteresowanie żadne, a przecież to powinno hulać po podwórkach w tę i nazad.
Fakt, ksywa tego gościa może wydać się niefortunna, ale w tej kwestii wystarczy płyty posłuchać, następnie przypomnieć sobie jej tytuł – i przyznać, że rzeczywiście: nic z tego. Pajac nieco przypomina mi Oskara z PRO8L3M – choć głos ma inny, a i bardziej kurczowo trzyma się werbli, to jednak jest równie charakterystyczny i chropowaty. A nade wszystko – piekielnie autentyczny i bezpośredni. Dowody? Kilka z brzegu: „Kaptur”, „Wiara 2”, „Podróż za jeden uśmiech” – z naciskiem na ten ostatni. Dzięki Bogu ojciec dbał, żeby nie było bidy / Ojciec chla, ja też chlam, czuję wstyd jak skurwysyn – losowy dwuwers, przy którym nie sposób nie czuć dreszczy. To wszystko jest okrutnie realistyczne, obrazowe i – po prostu – przejmujące. Poharatany przez życie Pajac daje swoje serce na dłoni, a za twoje serducho, słuchaczu, łapie.
Gorzkie i podszyte wkurwieniem życióweczki są tu na porządku dziennym, ale znalazło się też miejsce również na spokojniejsze refleksje („Zadzwoń”), zupełnie zgrabne metafory („Nadzieja”) czy plastyczne storytellingi („Idzie się zajebać”). Dodajmy do tego niemalże bangerowe „Nie śpię” i „Miami” oraz absolutny hymn, czyli „Żyje się raz” z KęKę – i wychodzi nam całkiem ciekawa i spójna mieszanka. Szkoda tylko, że – mimo wszystko – trochę zbyt długa i przytłaczająca, no i przeładowana gośćmi. O ile zapraszanie ziomków na takie płyty jest dla mnie czymś tak naturalnym i oczywistym, że aż nie widzę potrzeby z tym dyskutować – to jednak lepiej by się słuchało „Co Z Tego Że Pajac” bez przynajmniej dwóch-trzech gościnnych zwrotek.
Niskie ukłony należą się również Tytuzowi, który odpowiada za wszystkie bity (prócz jednego – autorstwa Woli). W skrócie – klasyczny sampling (raz soulowe wokale, raz niespokojne gitary) z granymi elementami. Bez większego kombinowania – może poza drum’n’bassowymi wstawkami w „Kryształowe kule” – ale z fajnym sznytem i wyczuciem.
Ten materiał raczej nie ma szans przebić się do dużo szerszej publiczności – w końcu raper dzisiaj to marny album plus dobry outfit… Nie wiem, jak z Pajaca outfitem, ale album nagrał dobry. Nieidealny, w kwestiach techniczno-brzmieniowych pewnie wymagający kosmetycznych poprawek, ale niezaprzeczalnie mający coś w sobie. Ze świecą dziś tego szukać w polskim rapie – chyba że w Radomiu. Cztery.