Spinache "Spinache" - recenzja
Spinache - pierwszorzędny producent muzyczny, a dopiero później raper. Właśnie w takiej kolejności jawi mi się główny bohater dzisiejszej recenzji, mówiącej o drugim solowym krążku byłego członka Thinkadelic i Obozu TA, a także połowy duetu Red/Spinache, zatytułowanym po prostu "Spinache". Podsycanie atmosfery dwoma świetnymi singlami ("Podpalamy noc" oraz "LavoLavo") i niestety jednym, w moim przekonaniu słabszym wyborem ("Piję życie do dna", choć w redakcji co do tego konkretnego numeru zdania są podzielone), a ponadto gościnnym wokalnym udziałem na krążku wciąż za młodych na Heroda - Rasa i Menta, zwiastować mogło dobrą produkcję, by nie rzec bardzo dobrą. A jak jest w rzeczywistości?
W rzeczywistości otrzymujemy świetnie wyprodukowany materiał, z nieco słabszymi momentami na mikrofonie. To, że talent do podkładów Spinache posiada niebanalny, nie ulega wątpliwości. Od początku materiału do samego końca można wyraźnie usłyszeć, że inspiracje mainstreamowymi brzmieniami rodem ze Stanów Zjednoczonych odegrały kluczową rolę - poczynając od połamanych perkusji, mocnych basów, dźwięków syntezatorów i na samplach kończąc. Każdy z dźwięków jest przemyślany i wyważony w odpowiednich proporcjach, a ponadto trzyma równy poziom. Propsowane przez słuchaczy za bujający vibe "Piję życie do dna", minimalistycznie brzmiące "Podpalamy noc" (wersja na składance Step Records, wzbogacona dźwiękami żywych instrumentów robi jeszcze większe wrażenie), czy wyraźnie inspirowane dźwiękami retro disco "LavoLavo" z Frankiem Nino i dawno nie słyszaną Ortegą (notabene, w mojej opinii, najlepszy muzycznie numer na płycie) pokazują, jak bardzo szerokie muzyczne horyzonty ogarnia Paweł. Ponadto numery takie jak "Ty tak jak ja", czy "Ma tak być" wkręcają się niemiłosiernie i zagnieżdżają się na długo w głowie.
Spinache, jeśli mówimy o zdolnościach na mic'u, nie jest wirtuozem. Nie porwie słuchacza wykręconym do granic możliwości flow i jego zmiennością, choć ma przyciągający ucho głos, który jednakże na dłuższą metę wydaje się być senny. W kilku momentach na płycie gospodarz uraczy słuchacza przyspieszeniami i zmianami tempa w rymowaniu, wielokrotnie udanymi hashtagami, co trzeba zapisać mu plus. Co do tematyki materiału - można powiedzieć, że jest ona podniosła, esencjonalna, ale bez silenia się na tani populizm. Są tu również numery, które na pewno pobudzą przysypiających ziomków podczas imprezy - świetne "Jak roluje" i wspomniane już wyżej "LavoLavo". Warto zaznaczyć, że Spinache postawił w gościnnych udziałach na swoim pobratymców z kolektywu Lavoholics - Proceente, Frank Nino, Ortega Cartel oraz na wokalistę Mimi, która idealnie wkomponowała się w "Zapisz". Nie muszę wspominać, że na pierwszy plan w gościnkach wysunęli się patr00 i PiterPits.
Płyta dobra, a w kilku momentach poprawna - te słowa wydają się być adekwatne do solowego materiału Spinache'a. Ugruntowana pozycja na scenie i szacunek ludzi z branży obliguje, by sprawdzić ten krążek. Mówią, gdzie ten stary Spinache, skąd te zmiany? Kupuję te zmiany, choć gdyby charakterystyczna maniera wokalna brzmiała nieco bardziej żywiołowo, a tematyka utworów była bardziej różnorodna, to mielibyśmy do czynienia z bardzo dobrą płytą. W tym wypadku jednak szkolna 3+ wydaje się oceną adekwatną do tego, co płynie słuchaczom z głośników.
nie jest to wybitny raper, ale od zawsze ten styl mi się podoba, w jakimś tam wywiadzie mówił że w ciągu kilku miesięcy następny album zamyka. mam nadzieje że to wyjdzie naturalnie, a nie będzie trzymane pod kluczem ;)