Ray West & O.C. "Ray's Cafe" - recenzja
Miło jest słyszeć, że tacy weterani rapgry jak O.C. trzymają się świetnie. W 2012 roku Omar Credle zaliczył świetny comeback z "Trophies" (recenzja), zamykając gęby wszystkim tym, którzy zwątpili weń po wydaniu dobrego, acz nie w pełni satysfakcjonującego "Oasis" z A.G. Teraz O.C. znów prezentuje materiał nagrany z jednym producentem - dziewięciotrackową EPkę "Ray's Cafe", owoc współpracy z niejakim Rayem Westem. Z wyglądu kafejka prezentuje się zachęcająco.... To jak, wstępujemy?
O ile O.C. szerszego przedstawienia nie wymaga, o tyle ksywka Ray West jest raczej mało znana. Wielka szkoda - bowiem ów Nowojorczyk produkcją i DJ-ingiem zajmuje się od dawna - nie dziwota, dorastał w końcu w latach 80. w Bronksie, w czasach, gdy hip-hop kwitł w najlepsze. Jednak dopiero od kilku lat Ray prowadzi działalność wydawniczą pod szyldem niezależnej wytwórni Red Apples 45. W swoim dorobku Ray ma m.in. bardzo dobry, acz szerzej nieznany projekt "Luv NY" - albumik przesiąknięty nowojorską esencją hip-hopu, zawierający klasyczne, świetne, samplowane produkcje, pod które zarapowały same legendy - Kool Keith, Kurious, A.G. (który wraz z Rayem założył Red Apples 45), Roc Marciano - i O.C. właśnie. Gorąco polecam zapoznanie się z "Luv NY", skosztowanie tej szczypty nieśmiertelnej, nowojorskiej hip-hopowej magii... A już niedługo wychodzi część druga, "The Snake Tape"! Niestety, tylko w limitowanym nakładzie....
Czytając w materiałach prasowych, że "Ray's Cafe" to podróż do przytulnych, pełnych papierosowego dymu, stukotu szklanek i leniwie sączącego się jazzu kafejek lat 70., oczekiwałem tego właśnie klimatu: urokliwych sampli, miękkich trzasków ze starych winyli niczym z produkcji Pete Rocka, subtelnych dźwięków saksofonu.... słowem, soundu takiego jak ten. Albo ten. Przygotowany byłem na wstąpienie do miejsca, w którym czas się zatrzymał.... do takiej świetlicy, poczekalni dusz. Natomiast otrzymałem zacne podkłady, do których jednak nijak nie mogę dopasować opisanego przez mnie obrazu. Gdy słucham "Ray's Cafe", przed oczami staje mi tak naprawdę nie jazzowy klub z lat 70., a brooklyńska ulica skąpana w promieniach słońca, niczym w "Do the Right Thing" Spike'a Lee... "Ray's Cafe" pełna jest tych ciepłych, relaksujących brzmień - od początkowych uderzeń pianina w "Ray's Cafe", poprzez radosne akordy gitary w "Soul Kitchen" i "Gotta Luv It", żywe, dobrze mi znane pianinko od Eugene'a Recorda (Pete Rock użył kiedyś tego samego fragmentu na albumie, który niedługo opiszę... Stay tuned) w "Go Back", soczystego soulowego sampla w "Lovers" - słucha się tego bardzo przyjemnie. Słychać, że Ray dobrał sample bardzo pieczołowicie i bardzo dobrze rozumie zasadę "klimat nade wszystko".
Nie mogę jednak powstrzymać się od porównania "Ray's Cafe" z poprzednimi produkcjami Westa. Na "Luv NY" Ray stworzył bowiem o wiele bardziej klimatyczne beaty, utrzymane w tej "kafejkowej" atmosferze - choćby "Legacy"czy "Shorties Watching". Przy tajemniczych, hipnotycznych, ale wciąż mających ten pierwiastek klasycznej nowojorskiej szkoły podkładach "Luv NY", czy też przy nostalgicznych brzmieniach rewelacyjnej EPki "Pianos in the Projects" nagranej z A.G. - "Ray's Cafe" wypada niestety średnio.
Dość już jednak o produkcji - jak wypadł O.C.? Jak można było się spodziewać - bardzo dobrze. Potężny głos, pasja i pewność siebie, a co najlepsze - pełen luz. Znać, że O.C. świetnie dogaduje się z Rayem, że bliskie są im te same klimaty - współpraca i tzw. chemistry między produkcjami Raya i flow Omara jest perfekcyjna. O.C. bawi się znakomicie, witając gości w kafejce Raya (Welcome to Ray's Cafe/All welcome, none selfish/Shots at the gate, Grey Goose and Welch's), opowiadając historie z dawnych lat czy choćby z humorem opisując swe przygotowania do podrywu w "Lovers".... Omar fantastycznie gra rolę dobrego wodzireja, mającego umilić gościom wieczór zabawnymi dykteryjkami czy garścią życiowych mądrości.Take advantage of life, 'cause you can't cheat death - so have fun!
Podsumowując: "Ray's Cafe" to jedno z przyjemniejszych zaskoczeń tego roku. Albumik króciutki, acz uroczy. Idealny soundtrack na wiosenny, niespieszny spacerek po mieście. Dla fanów O.C. pozycja absolutnie obowiązkowa, Rayowi - mimo że muzycznie nie jest to szczyt jego możliwości - również daję mocne propsy i liczę, że Red Apples 45 kontynuować będzie wydawanie materiałów o tak wysokiej jakości. 4 na 6.