Buczer "uTRAPiony" - recenzja
Na widok i głos tej ksywy, czy to gdziekolwiek w sieci, czy na gościnnych zwrotkach u innych raperów, czy w momencie zapoznawania się (a najczęściej jego braku) z kolejnymi wydawnictwami, przeciętny słuchacz w Polsce łapie się za głowę i myśli: Jezu, ale wack ten Buczer, zero progresu, w ogóle co on nawija, ksero Stanów i tym podobne epitety. A torunianin, reprezentant PTP i od niedawna Step Records konsekwentnie brnie do przodu, wbrew utartym schematom i słowom krytyków zza komputerowych klawiatur i wypuszcza świeże, mainstream'owe gówno, które nie schodzi z rotacji z mojej osobistej playlisty i sprawia, że bujam karkiem od intra do ostatniego, tytułowego numeru. I chcę tego więcej.
A na początku nie chciałem. Przyznam szczerze, nawet nie odsłuchiwałem singli, ani też nie oglądałem klipów promujących "uTRAPionego", wrzucając siebie do worka z tymi słuchaczami, którzy przekręcają ksywę reprezentanta Torunia i totalnie go ignorują. Założyłem, że znów będą tracki o tym samym, tylko podane innymi wersami. Na poczet tej recenzji zadałem sobie ten trud i przebrnąłem przez wydawnictwa, zarówno solowe jak i wydane w macierzystym składzie, poprzedzające recenzowany album i gołym uchem słychać rozwój Buczera na polu doboru muzyki, jak i serwowanych wersów. Mixtape'y spod szyldu "Podejrzany o rap" spotykały się z komentarzami typu "uniewiniony", płyty z ziomkami z PTP jak i te tworzone w duecie z Brożasem, przechodziły bez należytego echa. No może poza głosem hejtingu i niewielką grupą propsujących ludzi, którzy lubią posłuchać czegoś więcej niż oldschoolu i truskulu i mają "otwarte głowy" na coś, co zdawać by się mogło, nie ma w Polsce racji bytu. A Buczer udowadnia, że jednak ma, i wie jak mainstream'owe dźwięki ze Stanów przenieść do Polski.
Elektronika i trap pełną gębą - te słowa mówią wszystko o tym, co znajdziemy na płycie w kontekście muzyki. Juicy, Świerzba, MeloBeats, Johnny Beats, AiFa, Aglofellaz i S.S.Z. zadbali o to, by wszystko grało z mocnym basem, cykaczami, niczym na południu Stanów Zjednoczonych. Słuchając płyty wielokrotnie, nie odczułem, by któryś z bitów odstawał jakością od kolejnego. Buczer wiele razy podkreślał to, że "nieznani" producenci mogą podsyłać mu swoje bity, bo a nuż może mu podpasują i wylądują na jego albumie. Myślę, że i w przypadku "uTRAPionego" torunianin postąpił podobnie i pozwolił wypłynąć na powierzchnię kilku ksywkom, które nie mogły z różnych względów przebić się do świadomości odbiorców. Oczywiście dla tych, którzy w takiej stylistyce siedzą od dawna, nie są to anonimowe osoby, ale w większości, słuchacze nie wiedzieli o ich istnieniu. Najlepszy bit? Są w moim odczuciu trzy. "Intro" "Na rewir wbijam" i "Utrapiony".
A co prezentuje sam gospodarz? Kozacką jazdę, ale gdzieniegdzie potrafi zwolnić, by podjechać z bardziej refleksyjno-rozkminkowym klimatem. Są słowne przechwałki, ale jakby bardziej rozwinięte, niż to było na "2 Obliczach" i poprzednich albumach, jest rozliczenie z przyjaciółmi i niechlubną przeszłością związaną z pobytem w areszcie z oskarżeniem o domniemany handel narkotykami (o ile dobrze pamiętam, Buczer nie wypowiadał się nawet w komentarzach o akcji z nielegalnymi substancjami, chyba dlatego, by móc zrobić to w najlepszy z możliwych sposobach, czyli na tracku). Poza tym, gościnnie udzieliła się plejada raperów: Bonson, Kobra, Dondi, Verte, Zeus, VNM, Cegła, Bezczel. Pięciu ostatnich w kawałku "Dość" zostawili istny rozpierdol, a w szczególności Zeus i VNM. Warto również wyróżnić zwrotkę Kobry, bo jeżeli na zapowiadanym krążku "Golden Era" będzie w takiej formie, w jakiej rzucił szesnastkę w "Wolę Platynę", to jestem spokojny o gruby album. Świetne refreny na krążku to robota Kroolika Underwooda, Lill z Aglofellaz i Giny McNulty, a w trzech numerach swój ślad zostawili DJ Seli, DJ Rink i DJ Soina.
"uTRAPiony" to najlepszy krążek w dorobku Buczera, to nie ulega dyskusji. Jego inspiracje trendami, jakie są w modzie za oceanem, idą w parze z progresem, jaki sukcesywnie zalicza reprezentant PTP. Bragga i refleksja, podlane trapową stylistyką stanowią wybuchową mieszankę, która na pierwszy rzut oka, mogłaby się wzajemnie wykluczyć. A tak nie jest. Należą się propsy Buczerowi za to, że nie zraża się głosem hejterów i ciągle brnie do przodu ze swoimi trackami. Ode mnie mocna czwórka i osobiste miano pozytywnego zaskoczenia wydawniczego 2013 roku.