Kuba Knap "Bez Nerwów, Bez Złudzeń" - recenzja
Kawał Żbika z tego Kuby Knapa. Może to właśnie prawie 2 metry wzrostu pozwalają mu jednocześnie stąpać twardo po ziemi i łazić z głową w chmurach. Jednocześnie prowadzić rozwlekły "styl życia łajzy" i zaskakiwać obserwacyjną błyskotliwością. Na jego debiutanckim - ale jeszcze nie wydanym oficjalnie - materiale nerwów i złudzeń nie ma, nie brakuje za to sporej dawki świeżości, potencjału i muzyki idealnej na okres wakacyjny.
Kuba "nie dostrzegł w sobie jeszcze tego, co zobaczył w nim Ten Typ Mes". Ja dostrzegłem za to bardzo szybki i wyraźny progres od czasu, gdy słyszałem go pierwszy raz gdzieś na przełomie 2011 i 2012 roku. Krystalizacja stylu, pomysłu na siebie, wyostrzenie języka i spostrzegawczości, nietypowo połączonych z rozlazłym, rozleniwionym brzmieniem prosto z południowoamerykańskiej prowincji. "Country raptunes" nosi Knap wytatuowane na ręce i to idealna charakterystyka. Lekkie, korzenne brzmienie przywołujące na myśl to, co proponował nam Devin czy UGK a ostatnio Big K.R.I.T. czy Curren$y i podobny styl czy tematyka. Lay-low, leniwe życie bez napięć, pogoni i wyścigu szczurów. Raczej życie po swojemu, z niepopularnymi i mało medialnymi poglądami.
Sporo tu więc o imprezach, chilloucie, używkach czy przyjemnościach - ale nie tylko. Przez dym i chmiel przebijają się bystre spostrzeżenia, zgrabna autoironia i punktowanie własnych przypadłości oraz mocne, wyrobione zdanie na wiele spraw. To typ rapera, o którym dowiadujemy się sporo już po kilku numerach, a to duży plus na początku kariery. Dużym plusem jest też ponadprzeciętna muzykalność - na toczących się powoli soczystych podkładach własnego autorstwa (kolejny plus!) Kuba siedzi idealnie, ani przez chwilę nie czujemy, że tempo jest dla niego za wolne lub nieprzystające do tego, co chce przekazać (w końcu "jego dni płyną jakby były screwed & chopped") a dodatkowo otrzymujemy zapadające w pamięć podśpiewywanie w stylu wspomnianego wyżej Devina. I przede wszystkim klimat - ten nie odstępuje nas ani na krok, na chwilę tylko zmieniając lokalizację, bo freestyle'owe zakończenie "Spliff Clubu" przywołuje mi na myśl oldschoolowe polskie jazdy z przełomu wieków, gdzie liczył się luz i naturalność a nie wolnostylowe spinki w bitewnym stylu.
"Bez Nerwów, Bez Złudzeń" to jeszcze nie pełnoprawny debiut i "ten właściwy strzał", ale wzorem amerykańskim wytworzenie sobie pod niego idealną podbudowę. Zaciekawienie odbiorcy, zapoznanie ze stylem i zarysowanie muzycznego pomysłu, zarazem bez wykładania na stół wszystkich asów. Za tę EP-kę na razie mocna czwórka, ale coś mi mówi, że przewijająca się tu często "Perła" niekoniecznie jest przypadkowa.