Szad Akrobata "I Niech Szukają Mnie Kule" - recenzja
Na tę płytę czekali zarówno wszyscy fani Trzeciego Wymiaru, jak i spora część słuchaczy którzy na co dzień nie zagłębiają się w twórczość dolnośląskiego zespołu. Po części z powodu kontrowersji jakie wzbudziła cena płyty (mimo wszystko wolałbym nie poruszać tej kwestii, bo ceny albumów to temat na oddzielny felieton), po części dlatego że Szad Akrobata jest zdecydowanie dobrym zawodnikiem. Ciekawe flow, opanowane do perfekcji przyspieszenia oraz interesujące tematy poruszane w numerach, nawet jeśli często oklepane. Nie dziwi więc niecierpliwość słuchaczy, którą pokazaliście domagając się w komentarzach tejże recenzji.
Jako, że minęło już sporo czasu od premiery mogę ocenić „I niech szukają mnie kule” bez początkowych emocji, nastawień i tym podobnych subiektywnych rzeczy, więc…
Szad nagrał typowy dla siebie album. Samplowane bity, chropowata nawijka z tendencją do przyspieszeń i życiowe tematy. Oczywiście nie spodziewałem się nagłej zmiany stylu czy zahaczających o kicz eksperymentów z elektroniką, jednak z chęcią zobaczyłbym Akrobatę na innej trampolinie (wiem, kiepska gra słowna). Nie żebym był przeciwnikiem brudnych sampli, pianinka i klasycznej perkusji, bo w odpowiedniej ilości jest ona świetna i brzmi po prostu przyjemnie. Lecz to samo mógłbym powiedzieć o gitarowych podkładach, na których świetnie odnajduje się inny członek 3W – Nullo.
Więc gdybym miał ująć w jednym zdaniu swoje zdanie na temat warstwy muzycznej powiedziałbym: „jest solidnie, lecz bez większych fajerwerków, bo nawet trzy instrumentalne utwory nie zaskakują niczym”.
Dobrze, ale przecież muzyka jest tylko częścią składową utworów. Ano prawda, tylko że jeśli chodzi o teksty to także mógłbym podsumować ten akapit stwierdzeniem: „solidnie, bez fajerwerków”. Być może dlatego, iż Szad w pewien sposób przyzwyczaił nas do co najmniej dobrych tekstów, metafor, storytellingów. Akrobata nie jest świeżakiem, który jednym dobrym tekstem powoduje u słuchaczy ożywienie. On rzuca świetnymi linijkami bardzo często. I tak możemy usłyszeć autobiograficzną „Akrobiografię”, która z pewnością nie zawodzi. Znajdujemy również „Gniew”, i co do niego nie mam wątpliwości że jest w pewien sposób nowatorski. Wszak nie często w polskim rapie słyszymy ekologiczne rozkminy, a tutaj takowe się znajdują. Na pochwałę zasługują także „Nic nie stoi w miejscu”, a zwłaszcza historia ujęta w pierwszej zwrotce – wielki props za poruszenie takiego tematu, oraz „Umieram na wyobraźnię”, które momentami jest nawet mocno poetyckie.
Nie mógłbym nie wspomnieć o moim faworycie, czyli „Sprawdzam”. Co prawda Michał Baryła nie zarapował w nim jakichś życiowych wersów, ale za to, jak poleciał na bicie należy się prawdziwy bow down.
W czym więc tkwi problem, którego tak cały czas się dopatruję? W dużej mierze przemyślenia z „I niech szukają mnie kule” zostały poruszone wiele razy przez połowę sceny, a przynajmniej przez Szada. Wiadomo, rap jest często monotematyczny, a cała fala młodych kotów z USA rapuje o tym samym. Jednak tam zmienia się flow po pięć razy w jednym tracku, rzuca punchline’ami, hashtagami i robi różne inne cuda na pętli. A poza „Sprawdzam” jedynym numerem, przy którym szczęka mi trochę opadła jest „Ga…Ga…”, gdzie Szad ponownie pokazał, że faktycznie ma prawo nazywać siebie Akrobatą. Na upartego można by znaleźć jeszcze dwie wady tej płyty: bezpunchowe bragga i proste rymy. Co do tego drugiego rozumiem, że członek 3W rzuca potrójnymi, poczwórnymi i tak dalej, ale mimo wszystko rymy na poziomie: „słyszę-pisze” są lekko przygnębiające, kiedy słychać je u rapera o takim stażu.
Sumując ze sobą te wszystkie wady i zalety dostajemy album dobry, solidny choć bez szans na stanie się "nowym klasykiem". Osobiście jestem zdania, iż Szad, Nullo i Pores powinni tworzyć jako Trzeci Wymiar, gdyż razem świetnie się uzupełniają i wypadają po prostu lepiej niż solowo. Zapewne zapaleni fani Szada będą katować ten album jeszcze przez długi czas, z kolei ci nie przepadający za 3W przejdą obok „I niech szukają mnie kule” obojętnie. Ode mnie czwórka.