Solar/Białas "Stage Diving" - recenzja nr 2
Paying dues - termin, który przez dłuższy czas trzymał się w polskim rapie mocno a ostatnio, w erze wyskoków "nie wiadomo skąd" z miernym warsztatowo materiałem jakby rozmył, tracąc przekładalność na sprzedaż, popularność i pozycję. Tej dwójce odmówić go jednak ciężko. Wieloletnie stopniowe i konsekwentne przebijanie się przez podziemne szczeble, szlifowanie stylu na mixtape'ach oraz charakteru i scenicznego obycia na freestyle'owych bitwach. Wszystko po to, by nie zadebiutować po cichu, z boku, ale w szeregach Prosto Label, zostawiając w podziemiu spory dorobek. Solar i Białas to duet budzący wiele kontrowersji i skupiający uwagę. Swój "Stage Diving" na dniach rzucą na ręce fanów - czy to udane zwieńczenie undergroundowej historii i podstemplowanie wejścia w mainstream?
Tak, jest sporo lepiej niż na "Z Ostatniej Ławki". Tamten materiał brzmiał nieźle, ale brakowało mu błysku słyszalnego wcześniej na mixtape'ach, przez co nie porwał mnie specjalnie. Na "Stage Divingu" jest wyraźnie lepiej, więcej tu konkretnych historii i celnych linijek a nie ogólników, a muzycznie również dostajemy spory przekrój. Kluczem spajającym wydaje się numer "Więźniowie lat 90-tych" - Solar i Białas punktują i rozliczają hipokryzję, zamykanie się w schematach i koniunkturalizm rodzimych raperów, a wszystko... na klasycznym, dość boombapowym bicie. Jakby chcieli ukazać, że to nie jedno konkretne brzmienie jest złe, a stawianie czegokolwiek w roli "jedynego właściwego" i odrzucanie wszystkich innych. Newschool i goldenage'owy vibe przeplatają się tu dość zgrabnie, a gospodarze odnajdują i w jednej i drugiej stylistyce.
Podobnie jak na dwa działy - nowoczesne-elektroniczne i klasyczne - podzielić można bity, podobnie tematyka oscyluje wokół kilku głównych wątków. Mamy relacje damsko-męskie, traktowane przez pryzmat związków, rozstań czy przelotnych znajomości ("Lalki", "Funky", "Chcę już iść" czy "Druga strona medalu"), wzloty i upadki, lepsze i gorsze momenty w życiu i karierze ("Stage Diving", "Spacer Po Linie", "Upaść, Wstać", "Z Nieba Nie Spadło") a także parę słów o rapbiznesie i własnej sytuacji w nim ("Więźniowie lat 90-tych", "Czyste sumienie", "Mainstream", "SB Maffija"). I trzeba przyznać, że w każdym znajdziemy linijki i rozkminy zapadające w pamięć. Są i bezczelna błyskotliwość ("Psychole ulicznicy, na was już brakuje siły - Wasze matki to też frajerzy, bo Was donosiły?" Solara) i dające do myślenia refleksje, wyrwane z korzeniami z codziennego życia (zwrotka Białasa w najlepszym na płycie "Spacerze Po Linie" i fragment łączący zanik więzi przez pracę na etacie z pytaniami o powody kłótni znajomego z żoną - mistrz). Raz przebojowo, raz życiowo, jednym razem eksperymentalnie, innym prosto i dosadnie.
"Stage Diving" to udany skok na ręce mainstreamu i jeden z ciekawszych albumów tego roku. Choć nie jest aż tak mocno i błyskotliwie jak u Gedza (chyba wciąż płyta roku), to dostajemy porcję świeżo brzmiącego rapu z podziemnym, klasycznym korzeniem, niosącego na karku wiele lat undergroundowych doświadczeń, pozbawionego za to chłodnego wyrachowania i kalkulowania co opłaca się powiedzieć czy nie i komu nie warto się narażać. Słychać za to szczerość i determinację, by po tylu wypuszczonych materiałach pierwszy z hologramem nie był jednym z wielu. I może właśnie dlatego debiut Solara i Białasa zbiera jak na razie pozytywne opinie także wśród tych, którzy nie wszystkie działania i ruchy artystyczne tej dwójki oceniają dobrze. Czwórka z plusem.
Po pierwsze z 2008 roku bodajże albo 2009, po drugie nie wrzucę, bo nawet jej u siebie nie mam. Wkleję za to komentarz, który na pytania o nią ostatnio wrzuciłem na naszym FB:
"Nic nie usuwałem, beka trochę z rzucania w kawałku argumentów w opcji 'coś dzwoni, ale nie wiem w którym kościele':
1) Video nadal jest gdzieś nietknięte od dnia bitwy na naszych kasetach z czasów Spinnera (rok 2008 bodajże) tylko nigdy nie zostało opublikowane - Solar poprosił o to z uwagi na to, że spina była wówczas chwilowa, sytuacja wyjaśniona zaraz po i wszyscy rozeszli się w pozytywnych stosunkach, więc nie było co mieszać bez sensu i kumulować internetowego napięcia. Zarazem o to, czy zgadza się na brak publikacji spytaliśmy też Peerzeta, wszystko było konsultowane z jedną i drugą stroną.
2) Co do wersu z tego dissu o tym, kto kogo zjadł to jak dla mnie walka była bardzo równa i nie wiem kto poleciał wtedy lepiej - przy czym propsy dla Peerzeta za to, że klasycznie hip-hopowo sprawdził się na free nie będąc bitewnym freestyle'owcem i w sytuacji mocno spontanicznej, bez żadnego planowania i rozkminiania punchy. Jednak jako że video z tego NIGDY nie pojawiło się nigdzie, co więcej - nawet ja sam nigdy go nie oglądałem, to ciekawe skąd Laik posiadł tajemną wiedzę, by miarodajnie ocenić kto wypadł lepiej i kto kogo "zjadł jak Mes Masseya", bo nie przypominam sobie żebym widział go wtedy w klubie. Chyba że chodzi o inny film o którym nie wiem, albo o innego Emateia."
Strony