E-40 & Too $hort "History Channel: Function & Mob Music" - recenzja
Kiedy myślisz Oakland, pierwsze ksywki, jakie powinny przyjść ci do głowy to Too Short i E-40. Rzeczywiście, nie sposób też podważyć wkładu dwóch kalifornijskich ikon nie tylko w rozwój lokalnej sceny Bay Area, ale i całego zachodniego wybrzeża. Po latach planów, dotyczących albumowej kooperacji, panowie zebrali się w końcu aby nagrać wspólną płytę, a raczej dwie płyty. Owoce pracy legend Bay Area, w postaci "History Channel: Function Music" oraz "History Channel: Mob Music", ukazały się niezależnie od siebie w połowie listopada.
Niestety, jest to projekt spóźniony o co najmniej 10 lat. O ile E-40 wciąż potrafi odnaleźć się na dzisiejszym rynku i zaskoczyć słuchacza niecodziennymi rozwiązaniami, o tyle Too Short jest dziś cieniem samego siebie i ewidentnie boryka się z problemem, który dopada ponoć każdego Pana po 40-tce. Efekty wypalenia są widoczne nie tylko gołym okiem, ale co gorsza - słychać je coraz bardziej z każdym kolejnym wydanym albumem.
Zacznijmy od krążka "Function Music", który według zapewnień autorów płyty był skierowany do miłośników nowoczesnego, współczesnego hip-hopu. Osobiście, nie mam nic do mainstreamowego brzmienia - wiadomo, że trendy ulegają zmianie i każda era w rapie rządzi się swoimi własnymi prawami. Jednak jako fan muzyki w ogóle, któremu towarzyszy ona na każdym kroku od małego, zwykłem cenić sobie kunszt jej wykonania. Po przesłuchaniu "Function Music" mam jednak obawy, czy nie pozostałem w tym elemencie osamotniony...
Pierwsze, co ciśnie mi się na usta po odsłuchu to: co do cholery stało się z muzyką? Gdzie podziała się dbałość artysty o zachowanie jakiegoś kunsztu w swojej twórczości? I co najważniejsze - czy ludzie dzisiaj mają naprawdę tak niskie standardy estetyczne, że zadowolą się zlepkiem kilku plastikowych dźwięków na krzyż bez ładu i składu, które brzmią jak dzieło totalnego amatora zrobione na szybko w 5 minut?
Brak tu melodyjności, rytmiki czy czegokolwiek co kojarzyło by mi się z dobrą muzyką na poziomie. Wszystko brzmi dokładnie tak samo, na jedno kopyto - właściwie to można by pozamieniać produkcje pomiędzy utworami i pewnie nikt by nie wyłapał różnicy. Naprawdę ciężko się tego słucha a ból w uszach jest niesamowity w trakcie przeprawiania się przez tą męczarnie. Przypomina mi to klepanie pierwszych bitów w archaicznym dzisiaj programie e-jay, gdzie do dyspozycji miało się właśnie ze 3 dźwięki na krzyż, które ustawiane w coraz to innej konfiguracji dawały nam kolejne produkcje pod amatorskie nagrywki. Tutaj jednak mamy do czynienia z materiałem wydanym przez dwójkę z największych legend zachodniego wybrzeża. Jakim cudem coś tak strasznego przedostało się do oficjalnego obiegu?
Naprawdę nie mam pojęcia. Powiem więcej - przestrzegam każdego, kto podobnie jak ja, ceni sobie jakiś kunszt w muzyce przed ruszaniem "Function Music". Szkoda zdrowia i słuchu na męczenie się przy czymś, co brzmi jak muzyczka z najgorszych gier na Atari. Jeśli jednak jakimś cudem odważycie się na odsłuch tej płyty to zapewne uznacie ją za kiepski żart i zbieraninę najgorszych leftoverów, wygrzebanych z archiwalnych czeluści obu raperów i nigdy więcej do niej nie wrócicie. Wad tutaj tyle, co w chińskich podróbkach a pozytywów jak na lekarstwo. Wyszedł z tego wszystkiego niezły bubel, a nazwa numeru "West Coast Shit" powinna zostać skrócona do samego "shit", co z resztą tyczy się całego "Function Music" - może z wyjątkiem numeru "Cali", chociaż on też nie zachwyca a w dodatku oparty jest o jeden z najbardziej ogranych motywów, który osobiście przejadł mi się wiele lat temu. Reszta to, mówiąc wprost, zwyczajne gówno, które obok dobrej muzyki nigdy nie stało. Dwója na szynach.
Tym mało optymistycznym akcentem przechodzimy więc do drugiej części "History Channel" z którą osobiście wiązałem spore nadzieje. Obstawiałem nawet, że "Mob Music" będzie jednym z najlepszych albumów 2012 roku a Too Short oraz E-40 nie mają prawa mnie zawieść na produkcjach, przypominających to klasyczne brzmienie Mobb połowy lat 90-tych, które do dzisiaj kojarzy mi się z takimi świetnymi płytami jak "Cocktails", "Gettin It", "In A Major Way" cz "Tha Hall Of Game".
"Mob Music" miało być ukłonem obu weteranów w stronę hardcorowych fanów oraz nostalgicznym wspomnieniem minionej epoki. Niestety, słuchacze którzy przez te wszystkie lata byli z artystami "na dobre i na złe", musieli odczuć po odpaleniu krążka podobne rozczarowanie jak ja...
Wszak zapowiedzi były szumne i chyba każdy wierzył w brak modernizmu na krążku przy postawieniu od początku do końca na klasykę. Niestety, pierwsze dźwięki otwierającego album "We Are Pioneers" skutecznie rozwiały złudne nadzieje najwierniejszych fanów. Właściwie to połowę utworów z "Mob Music" można by z powodzeniem wrzucić na "Function Music" i zapewne mało kto dostrzegłby jakąkolwiek różnicę w brzmieniu. Sam osobiście zmieniłbym tytuł płyty na "Hyphy Music", bo większość kawałków ("Ride With Me", "My Stapler", "I Don't Work For Nobody" itd.) jest niestety bliżej muzycznie tego drugiego nurtu, który miał swoje "5 minut" ładnych parę lat temu.
Mamy jednak i pozytywne elementy. Przede wszystkim mniej tutaj występów gościnnych a jeśli już się pojawiają, to są godne uwagi. Zachwyca "Do You Remember?" z udziałem Kurupta - bezapelacyjnie najlepszy numer na płycie, do którego świetną produkcję wysmażył jak zwykle niezawodny DJ Battlecat. Właśnie takiego kalifornijskiego brzmienia oczekiwałem po "Mob Music", tym bardziej ubolewam nad tym, że dostaliśmy go tylko i wyłącznie w śladowych ilościach. Kolejnym z nielicznych jasnych punktów na trackliście jest singiel "Ballin' Is Fun", będący bezpośrednim follow-upem klasycznego "Dusted N Disgusted" z płyty "In A Major Way". Mocny bass, syntezatory oraz funkowe drumy wypełniają również parę innych niezłych utworów charakteryzujących się west coastowym brzmieniem ("Money Motivated", "Ask About Me" oraz "If We Ain't Fuckin"). Na tym właściwie klasyczne "Mob Music" się kończy a 5 kawałków to zdecydowanie zbyt mało, aby nazywać krążek w ten sposób i nie oczekiwać, że fani po jego przesłuchaniu nie poczują się nabici w przysłowiową butelkę. Sensu wydawania czegoś takiego również nie potrafię dostrzec, bo nie dość, że zarówno E-40 jak i Too Short nie zyskają dzięki temu nowych fanów, to jeszcze mogą stracić kilku starych słuchaczy przez wypuszczanie takich pół-produktów na rynek. Trója.
Podsumowując - jeśli pobrałeś bądź zakupiłeś "Function Music", to możesz bez uprzedniego rozpakowywania z folii lub za pomocą "winrara" wyrzucić ten album do kosza/śmieci, bo nie ma sensu katować swoich uszu takim syfem i narażać się na wymianę subwoofera - nawet on może sobie nie poradzić z tymi trzaskami, które z założenia miały być muzyką. Jeśli zaś nastawiłeś się z góry na "Mob Music", to podobnie jak ja - czujesz teraz niedosyt i wiesz już, że poza paroma kawałkami, ikonom Oakland nie udało się odtworzyć magii tego brzmienia, z którego w latach 90-tych słynęło całe Bay Area...
Dwója na szynach to dla mnie najgorsza z możliwych ocen dla takich zasłużonych weteranów jak 40 i Short - gdyby nie "Cali" album byłby porażką od początku do końca.
Są z Vajelo ale praktycznie wszyscy raperzy z tego regionu posługują się terminologią typu "Bay Area" lub "Oakland" określając cały obszar, więc bardziej to miałem na myśli:)