Pelson "3854 i 3 Kroki" - premierowa recenzja
Trzy tysiące osiemset pięćdziesiąt cztery i trzy - ponoć tyle kroków wynosi ulubiona warszawska trasa spacerów Pelsona. Ulubiona do tego stopnia, że swoją najnowszą, a zarazem pierwszą wydaną w Step Records solową EP-kę nazwał właśnie na jej cześć. Jak te piesze wędrówki wpłynęły na formę członka Molesty i Projektu Parias?
Zdecydowanie korzystnie. Chyba nawet nie mogło być inaczej - w końcu Pelson to zaprawiony w bojach, konsekwentnie idący swoją ścieżką piechur. Też dzięki temu nie musiał sięgać po hashtagi czy ratować się Bóg wie jak wyszukanym flow. I całe szczęście - tego gościa ceni się za inne rzeczy. Za charyzmę i doświadczenie. Za pewność i obserwacje. Za podejście i jeszcze przynajmniej kilka innych czynników. Wszystko to znajduje swoje odzwierciedlenie na "3854 i 3 Krokach". Naturalnie, z gracją i swobodą, a bez nachalności - co potwierdza chociażby singlowy "Sen na jawie" z Grizzulah. Swoją drogą, opowiedziana w nim historia powinna zrewidować poglądy zawistnych, według których ten gość od piętnastu lat stoi w miejscu.
Bo nie stoi. Obrazy przedstawia coraz plastyczniej i udanie oddziela niejednoznaczność od zawiłości (vide "O niej" z jak zawsze bardzo dobrym Hadesem oraz "Czarno-biały" z gościnnym udziałem Kubsona). Introwetyczne i przenikliwe teksty omijają banał, a przemycają dużo dojrzałego buntu, refleksji i - przede wszystkim - motywacji do działania. Powyższe plus kilka osobliwych pocztówek z Warszawy zostały położone na odpowiednio klimatycznych bitach MAUi WoWiE - ciepłych, dynamicznych i pełnych klasycznego sznytu.
W "Intro" Pelson nawija, że jest odpowiedzią na rap-kryzys. Ten krótki materiał to potwierdza. Równy, wysoki poziom właściwie bez słabszych momentów. Pięć.