Zbylu "Trzeba dać z siebie wszystko, by zostać zapamiętanym" (Tak To Się Robi #31)
Jeden z bardziej aktywnych i równiejszych producentów na stołecznej scenie, szybko pnący się do góry i zdobywający kolejne szczeble na rapowej drabinie. O kim mowa? W najnowszym odcinku "Tak to się robi" o swoim procesie produkcyjnym opowie Zbylu.
Od czego zaczynasz pracę nad bitem?
Od przygotowania sampli, a dokładnie od pocięcia ich, a następnie wrzucenia do wtyczki imitującej MPC. Tam dostosowuję sobie pitch do tempa. Następnym etapem są bębny i tutaj zaczyna się zabawa. Najczęściej miksuję ze sobą 4-6 kicków, około 6-9 werbli i 5-8 hi-hatów. Dzięki temu jestem w stanie zrobić „własne” bębny nie naśladując nikogo. Myślę, że jest to recepta na unikalne bębny, a w tym środowisku jest to bardzo ważne.
Starasz się możliwie dopracować i wzbogacać kompozycję czy szybko zaczynasz pracować nad nowym pomysłem?
Zawsze dopracowuję tak, żeby raper nagrywając pod próbkę wiedział jakie będzie brzmienie. Oczywiście po nagraniu numeru, zabieram się za aranżację i wtedy dalej pracuję nad brzmieniem. Często mając kilka sampli z różnych utworów rozpoczynam pracę nad 3-4 bitami, a potem mając szkielety miksuję każdy z nich po kolei.
Samodzielne doskonalenie brzmienia czy oddanie mixu i masteringu w ręce ludziom, którzy znają się na nim najlepiej?
Wszystko zależy od tego jaki jest projekt. Jeśli robię cały album z raperem, bądź kilkoma i odpowiadam za całą produkcję, to sam zajmuję się miksem i masteringiem. Jeśli jestem na albumie, na którym znajdują się podkłady innych producentów, to zazwyczaj miksuje to ktoś z zewnątrz.
Praca nad albumem od początku do końca czy dzielenie przestrzeni muzycznej z innymi beatmakerami?
Szczerze? Nie ma to dla mnie znaczenia. Projekt musi być po prostu zajebisty i nie ważne czy ja odpowiadam za produkcję albumu czy kilku producentów. Każdy musi dać z siebie wszystko, żeby zostać zapamiętanym. Dlatego tak ważne jest aranżowanie bitów. Musi być sztos. Nie ma innej opcji.
Jak ustosunkujesz się do zdania "hajs za bit"?
Odwieczny problem w Polsce. Są różne podejścia. Ja osobiście wychodzę z założenia, że skoro miałbym brać od kogoś pieniądze za podkład, a potem on ode mnie tyle samo za zwrotkę, to tak na dobrą sprawę jesteśmy na zero. Co oznacza, że to nie ma sensu. Jeśli chodzi o reklamy, to oczywiście temat jest jasny. Jest zlecenie, podpisujesz umowę i rozliczasz się. Od ziomków i najbliższych znajomych nie biorę kasy za podkłady. Nawet jeśli ktoś obcy pisze w sprawie bitów, to bardzo rzadko, prawie w ogóle nie sprzedaję. Często się zdarza, że poziom jest tak słaby, że naprawdę szkoda mi cokolwiek oddawać. Inna sprawa to wytwórnia – przychodzisz podpisać umowę, proponują Ci stawkę za wykorzystane bity na albumie jakiegoś rapera i problem z głowy. Nie załatwiasz tego bezpośrednio z MC tylko z labelem. Temat jest nadal otwarty.
foto: Patrycja Tuszyńska