Muszę przyznać, że gdy usłyszałem o planowanej na lipiec premierze tej płyty nie zainteresowałem się nią szczególnie. W natłoku wielu nowych produkcji, zarówno rapowych jak i tych innych, "Skelethon" został odstawiony na półkę z tytułem: "Sprawdzę później, jak nie będzie niczego innego".
I taki moment w końcu nastał... po czym przyznać muszę, że zlekceważenie nowego dzieła Aesopa było jedną z mniej rozsądnych decyzji jakie w tej materii ostatnio podjąłem.
Teraz, po co najmniej piętnastu odsłuchach śmiało mogę stwierdzić, że trafił mi się do zrecenzowania poważny kandydat do czołówki w głosowaniach na płytę roku. Może nie jest to płyta, która pokryje się platyną, czy będzie leciała w radiu na grubej rotacji, lecz nie mam zamiaru traktować tego jako wyznacznika jakości płyty tak "dziwnej".
Dziwnej? Ano tak, począwszy od produkcji, za którą w całości odpowiada Aesop Rock po teksty, dzieło znacznie odbiega od tego co dzisiaj serwują nam amerykańskie majorsy.
Skoro rozpocząłem mówić o produkcji, może warto opowiedzieć o niej trochę więcej. Cóż, ja osobiście nie mam gospodarzowi płyty nic do zarzucenia w sprawie beatmakingu. Bity mają klimat, duszę, a oto właśnie chodzi. W podkładach Rocka czuć dużą zajawkę gitarowymi gatunkami muzyki, oraz prawdziwą perkusją. Bębny użyte przez pana Iana Bavitza mają tak głębokie brzmienie, że zakochałem się w nich już przy pierwszym odsłuchu. Na tej płycie nie mam miejsca na syntetyczne cykacze, płytkie werble i płaskie stopy. Oczywiście, na "Skelethon" znajdziemy także elektroniczne wstawki, momentami bardzo abstrakcyjne jak np. w "Crows 1", ale są one tylko dopełnieniem i pomagają budować klimat.
A jak poradził sobie na własnych produkcjach pochodzący z Nowego Jorku raper? Miłośnikom przyspieszeń Busta Rhymesa i Tech N9ne'a zapewne Aesop nie wyda się genialnym wykonawcą, aczkolwiek sądzę że już na pierwszym "Leisureforce" udowodnił, iż nie ma żadnych braków w technice. Wręcz przeciwnie, w wymienionym utworze możemy usłyszeć wielokrotne rymy i zmiany flow, które jest całkiem miłe dla ucha.
Zresztą, ani skillsy, ani bity nie są głównym powodem, dla którego warto bliżej przyjrzeć się twórczości Rocka. Na początku wspomniałem o tym, że płyta jest dziwna, a teksty są tą rzeczą, w której ta "dziwność" jest najłatwiej (a może najtrudniej?) zauważalna. Cóż, po przesłuchaniu "Skelethonu" jestem przekonany, że Aesop Rock nie jest do końca normalną osobą. Śmiem twierdzić wręcz, że człowiek rapujący o tym jak zmumifikować kota nadaje się do wysłania do pokoju bez klamek. Nie wydawajmy jednak takich osądów pobieżnie. Jedną z wielu perełek jest z pewnością "Ruby ''81". Świetny storytelling, wydający się na pierwszy rzut oka (ucha?) błahą historyjką zawiera w sobie drugie dno - sami sprawdźcie jakie. Podobnie jest z całą resztą warstwy tekstowej na płycie. Bez pomocy słownika, rapgenius i własnej znajomości angielskiego bardzo ciężko jest wyłowić zamysł autora - to płyta dla tych, którzy lubią wysilić przy słuchaniu szare komórki i "powalczyć" z zawartą w muzyce treścią.
Aesop Rock praktycznie w pojedynkę stworzył świetną płytę. Na 15 numerów nie ma żadnego zapychacza, ani żadnego słabego punktu. Nawet jeśli część utworów jest lepsza od reszty, to i tak nie ma kawałka, który bym usunął z tracklisty. W skali szkolnej moim zdaniem "Skelethon" w pełni zasłużył na piątkę.