Pusha T "Fear of God II: Let Us Pray" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-11-30 19:00 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 4)
Clipse to moja ulubiona ekipa spośród tych, które odniosły sukces po 2000 roku. Siłą braci Malice i Pusha T są teksty, które potrafią przykuć uwagę i zainteresować nawet najbardziej wymagającego słuchacza. Pomagający im duet Neptunes, potrafił stworzyć za to odpowiedni kolaż dźwięków, które idealnie oddawały atmosferę życia handlarzy narkotyków.

Po wydaniu czterech płyt jako Clipse, starszy z braci Thornton, postanowił spróbować swoich sił jako solowy emcee. Zasilając szeregi wytwórni Kanye Westa wydał swój długo oczekiwany debiut. Czy wart jest przesłuchania? Tak!

"Fear of God II" to EPka..., ale nie do końca. Na płycie zawartych jest 12 utworów, z czego pięć mogliście usłyszeć na zeszłorocznej darmowej wersji. Być może z tego powodu, że jest tylko siedem nowych kawałków, płyta ta widnieje ze skrótem "EP". Jest to główna wada tego albumu. Siedem nowych utworów, z czego dwa były znane na długo przed premierą to nie jest coś co zasługuje na pochwałę. Na szczęście te pięć utworów zasługuje na to, aby zostać wydanym w jakości CD. Szkoda byłoby stracić możliwość przesłuchania "My God" czy "Alone in Vegas" w wersji z czystym i głębokim dźwiękiem jakie daje wersja audio. Jedynie "Raid" zamieniłbym na "Open Your Eyes", a poza tym nie nic bym nie zmienił... no może dodał ze trzy nowe piosenki do tych istniejących.  

Pusha T jest jednym z najlepszych żyjących raperów. Koniec zdania twierdzącego. Mało kto ma takie metafory, porównania, wersy w obecnym czasie. To co robi on, chociażby w "My God" jest ... nie do opisania. Punche tną jak brzytwa, metafory wbijają się do głowy, a wersy takie jak"I got a voodoo doll, every time I pin the verse Not only do they say they feel it but they say it hurts" wbijają się do mózgu i zostają w pamięci na długo. Teksty, tak jak to w przypadku Pana Thorntona, obracają się wokół spraw "mafijnych" i "kokainowych". Cechuje je wyrazistość, plastyczność i niepowtarzalność. W końcu Pusha jest jednym z tych MC's których nie da się pomylić z nikim innym i typem, który niezaprzeczalnie wypracował swój własny styl w tekstach.

Za muzykę, w dotychczasowej karierze starszego z braci Thorntonów, odpowiadał duet Neptunes. W pewnym sensie na kolejnych płytach Clipse'ów, można było usłyszeć ewolucję, dopracowywanie jakości w muzyce duetu Williams-Hugo. Apogeum pracy kwartetu Malice, Pusha T, Hugo, Williams słyszeliśmy na najlepszym według mnie  albumie poprzedniej dekady w amerykańskim rapie czyli na "Hell Hath No Fury". Tym razem, Terrence, postanowił iść własną drogą, odrębną od tego co łączyło go z Clipse (nie ma choćby featuringu Malice'a na płycie. Jest tylko wspomnienie o nim w "Alone in Vegas"). Neptunes już nie dominują na płycie. Są dwa bity od nich, ale nie są one najlepszymi na krążku. Na pierwszy plan wysuwa się tu Nottz i Hit-Boy, z odpowiednio "Alone in Vegas" i "My God". Kompozycje te wraz z nawijką gospodarza tworzą utwory, mające potencjał by wpisać w kanon tzw. klasyki rapu. Od całości odstaje jedynie bit w kawałku "Body Work". Toporne, elektroniczne południe, choć nie jest asłuchalne, kompletnie nie pasuje mi jako tło do nawijek Terrence'a Thorntona. Warstwa dźwiękowa całościowo wprawdzie wypada dobrze (miejscami wybitnie), ale nie zawsze oddaje w pełni klimat, który pamiętamy z płyt Clipse. Może przesadzam, może wciąż żyję albumem duetu z roku 2006, ale takie moje odczucia.

Ciężko ocenić ten album. Z jednej strony mamy 45 minut dobrej (miejscami wybitnej) muzyki, a z drugiej mało "nowych" kawałków.  Z jednej strony mamy świetne teksty gospodarza, z drugiej niezłą warstwę muzyczną, która jednak nie zawsze jest na tak wysokim poziomie, na jaki zasługuje warstwa tekstowa. Ode mnie czwórka z plusem, bo płyta wciąga, ale daleko jej do "Hell Hath No Fury". Wiem, że to tylko skrawek możliwości, które posiada Pusha T. Jego charyzma i umiejętności liryczne upewniają mnie, że przy odpowiednim akompaniamencie odpowiednich panów ustawionych za konsoletą, jest w stanie stworzyć tzw. "undeniable classic".

PS. Przypominamy też, że świeżutki materiał możecie zamawiać preorderowo w naszym sklepie -
jak na razie jest to jedna z pozycji cieszących się waszym największym zainteresowaniem.



gtd
chyba trochę przesadziłeś z oceną tego albumu. jest on bardzo nieskładny choć faktycznie ma parę wybitnych pisoenek. mi najbardziej wbił się w głowę "Amen" z yeezym i jeezym- przebanger
Anonim
Wojtek uchyl rąbka tajemnicy - nie o tą recenzję chodziło Ci gdy ostatnio pytałem:) W każdym bądź razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, zarówno recenzją (tym, że się pojawiła) jak i samą płytą. Być może z czasem kupię, ale na razie nie mam $ poszło na co inne - jest szansa, że będzie można ją nabyć później w Waszym sklepie? Pozdrawiam
Wojciech Graczyk
@ 3tana Nie, nie o tę:) Zapomniałem o mojej opinii na temat Pushy i dlatego wtedy nie napisałem Ci, że już jedną napisałem:)
Anonim
Zainteresowała mnie postać Tyler'a The Creator'a - świetny featuring - miny jakie trzaska na teledysku to masakra ^^ Widzę, że recenzja jego ostatniej płyty jest także Twojego autorstwa, więc zabieram się za czytanie! Pozdrawiam Chciałbym tu przeczytać Twoją recenzję The Roots i Commona w odpowiednim czasie:) Chętnie bym też zobaczył recenzję Pac Div - The Div, bo fajna ta płyta nawet:) Pozdrawiam

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>