Wale "Ambition" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-11-29 18:00 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 14)
Gdy rozpoczynam pisać tę recenzję, na kalendarzu widnieje data 10 listopad 2011. Równo dwa lata temu miała miejsce premiera debiutu Wale'a który nosił, niestety proroczą, nazwę "Attention Deficit". Płyta, która została wydana w Roc Nation i pomimo wielkich nazwisk w postaci Neptunes, Lady Gagi, nie dobiła ze sprzedażą nawet do 50000 sprzedanych kopii. W tym roku raper z Washington dał nam swoje drugie dziecko, wypuszczone na świat tym razem pod szyldem Maybach Music Group.

Wygrał tym! Płyta zadebiutowała na drugim miejscu listy Billboard sprzedając się w ponad 160 000 kopii. Wynik robi wrażenie. A czy jakość dorównuje sprzedaży? Tego dowiecie się czytając resztę recenzji.

Po pierwsze jest zmiana na liście producentów. Neptunes, Best Kept Secret i Mark Ronson zostali wymieni na m.in. Tone P, Marka Henry'ego, T-Minus, Diplo i Lex Luger. Ten ostatni z resztą jest, obok T-Paina, kandydatem do niespodzianki roku. Ale o tym później.

Nowy album rapera z Waszyngtonu, pod względem muzyki opiera się na podobnym patencie jak ten z "Attention Deficit". Mamy tu przede wszystkim miłe, lekkie i wpadające w ucho melodie. Słychać w nich lekką inspirację tego co było na "Deeper Than Rap" Rossa, czyli gorący i wyluzowany klimat Miami, tym razem prosto ze stolicy USA. Szczególnie słychać to w pierwszych trzech utworach z tego wydawnictwa. Nawiasem mówiąc otwierające "Don't hold on your applause" brzmi jak ukłon w stronę produkcji Best Kept Secret na poprzedniku, co dla tych którym tamten album się podobał, będzie miłym wstępem do reszty podróży po ambicjach pana Wale'a.

Na klimatach z rodzinnych stron policjantów z Miami i Dextera się nie kończy. Krążek jest bardzo zróżnicowany i tego typu atmosfera jest tylko częścią bogatej całości. Mamy tu klubowe bangery, w tym jeden troszkę zalatujący housem ("Focused" z Kidem Cudi), około-nowojorskie "Legendary", rozkminkowe "Lotus Flower Bomb" czy mający w sobie nutkę Kalifornii "Illest Bitch". Producenci odwalili przy tym kawał dobrej roboty. Czasami mam wrażenie, że to właśnie muzyka gra tu pierwsze skrzypce, a Wale jest tylko dodatkiem do niej, mimo ,że pokazuje tu duże możliwości raperskie. Wracając do producentów szczególnie zaskakujący jest tu Lex Luger, który zamiast zrobić kolejny podobny bit z jego fabryki, zaserwował delikatną produkcję na samplu z Curtisa Mayfielda (fani Maybach Music mogli również usłyszeć ten numer na tegorocznej składance Self Made vol.1). Brawo!

Niestety nie obeszło się bez wad. Po pierwsze T-Minus i jego podkład do utworu tytułowego. Fakt, całkiem miło się go słucha i jest świetnym tłem dla jednego z lepszych tekstów na tej płycie, ale... brzmi bliźniaczo podobnie do "She Will" z Carter IV. Drugi problemem jest Diplo i jego "twór" do "Slight Work" nad którym opuszczę zasłonę milczenia...

A jak wypadł gospodarz?  Choć muzyka jest czasem bardziej wyrazista niż nawijka to wrażenie mija po dokładnym wsłuchaniu się w teksty. Wale jest uzdolnionym tekściarzem (czego dał wyraz na poprzedniej płycie), potrafi nawinąć ciekawe i charakterystyczne linijki jak chociażby w utworze otwierającym: "Niggas be bitches, hoes be bitches, I don't see no difference". Jego teksty dopełnione są emocjami, raz wesołymi, raz przygnębiającymi. Nie mamy przy tym wrażenia, że pod wpływem swojego nowego szefa jego przekaz się spłycił. Daje temu wyraz choćby w "DC or Nothing" lub "Ambitions", gdzie jeden z otwierających wersów powinien sobie wbić do głowy każdy: "Ambition is priceless It's something that's in your veins".

Wale technicznie jest bardzo dobrym raperem, poszczególne głoski wymawia wyraźnie, co w obecnych czasach nie zawsze jest standardem. Drobną jego wadą jest tembr jego głosu, który czasami wtapia się w tło bitu, ale to są rzeczy, które nie wpływają na jakość tej płyty.  Jak już wspomniałem wyżej, goście (ci rapowi) nie mają startu do rapera z Waszyngtonu. Muszę jednak przyznać, że ulubiony oficer wszystkich hejterów, wypadł na tym krążku na plus. Słychać, że Ross jest coraz lepszym tekściarzem (albo ma dobrego ghostwritera). Dużym plusem "Ambition" są śpiewane refreny, raz wykonywane przez gospodarza, raz przez gości. Wśród nich są: Lloyd, Miguel, Ne-Yo, Kid Cudi, Jeremih. Każdy robi to na swój niepowtarzalny sposób i każdy znajduje się ze swoim śpiewem w innym klimacie muzycznym. Cudi świetnie odnajduje się w imprezowej stylistyce, Miguel w melancholii, a Jeremih w luźnej, wakacyjnej atmosferze. Każda z tych osób dużo wnosi do całości.

"Ambition" to kawał świetnej muzyki. Jest mniej hitowy niż poprzednik, ale według mnie spójniejszy i bardziej klimatyczny. Słuchając poprzednika miałem czasami wrażenie, że słuchałem luźnej kompilacji bardzo dobrych utworów. Tu nie mam takiego wrażenia. Czy lepszy? Za wcześnie by odpowiedzieć na to pytanie. Druga płyta rapera z Waszyngtonu nie jest kandydatem do płyty roku, bo wyszło już kilka lepszych pozycji. Warto jednak po nią sięgnąć. Ode mnie 4+ i czekamy na następne wydawnictwa od tego pana.



Tagi: 

bjb
świetna obiektywna recenzja. choć ostatnia piosenka "that way " jest beznadziejna, to płyta elegancka i ciężko znalezc lepszą w tym roku pod względem jakosciowym. No powiedzmy że TOP 3 roku 2011.
emaa
Recenzja średnia, o ile nie słaba. Nie mówię już o pomyłce z t-painem bo jak mniemam miał być t-minus, ale zwroty typu "czyli gorący i wyluzowany klimat Miami, tym razem prosto ze stolicy USA" brzmią idiotycznie. Gdzie w focused słyszysz house? btw wale nie inspirował się Deeper Than Rap bo album Rossa przedstawia koncept w stylu mafioso rap. Wale zarzucił dziesiątki świetnych linijek a ty przytaczasz "Niggas be bitches, hoes be bitches". LOL
Wojciech Graczyk
@emaa Po 1. "Po pierwsze jest zmiana na liście producentów. Neptunes, Best Kept Secret i Mark Ronson zostali wymieni na m.in. Tone P, Marka Henry'ego, T-Minus, Diplo i Lex Luger. Ten ostatni z resztą jest, obok T-Paina, kandydatem do niespodzianki roku". T-Pain (na cd E-40 w utworze "Serious") sprawił niespodziankę, a na tym albumie LEx Luger. Jeżeli się czegoś czepiasz to przeczytaj dokładnie co ktoś napiszę. Po 2. "Mamy tu przede wszystkim miłe, lekkie i wpadające w ucho melodie. Słychać w nich lekką inspirację tego co było na "Deeper Than Rap" Rossa, czyli gorący i wyluzowany klimat Miami, tym razem prosto ze stolicy USA". Czy ja tu coś piszę o Wale'u? Nie. Melodie są inspirowane, wg. mnie , tym co było na Deeper Than Rap, a nie cała koncepcja płyty.
Anonim
A ja przypieprzę się do gramatyki. 10 listopada 2011 a nie 10 listopad. Z tego co pamiętam w tym roku nie było dziesięciu listopadów.
Anonim
Szczerze mówiąc Wojtek zachęciłeś mnie do przesłuchania tej płyty - wywaliłem ją...Omyłkowo. Bardzo mi przypadł do gustu track, którego na płycie nie ma(szkoda!), a mianowicie "Tats on My Arms". Powstał do niego nawet klip, więc nie wiem dlaczego nie widnieje na trackliście "Ambition". Chciałbym jeszcze odnieść się do Rick Rossa - też zauważyłem, że zarówno teksty jak i brzmienie jego uległy znacznej poprawie. Owszem, lubię go od dawna i fakt ten mnie cieszy. Podsumowując kontrakt z Maybach Music zaowocował sukcesem:) Muszę zatem nadrobić obie produkcje Wale! Pozdrawiam PS: Grabarz ma rację odnośnie 10 listopada:)
Wojciech Graczyk
W tym wypadku piszemy 10 LISTOPAD. Pytałem się paru osób, o tę sprawę:) To jest częsty błąd tak jak: Tu pisze. Nie mówimy o dacie dziesiąty listopada, chyba że w przypadku: kiedy? dziesiątego listopada. Ale dzięki za zwrócenie uwagi, bo tylko się w tym upewniłem
Anonim
Być może masz rację:) Nawiasem jarają mnie recenzje Ghostface Killah - np recenzowanego przez Ciebie "Ambition (http://bigghostnahmean.blogspot.com/2011/10/big-ghost-presents-ambition-...) Tak bym sobie wyobrażał recenzje tutaj, że każdy kawałek byłby recenzowany...bo niektóre recenzje są tu bardzo krótkie i wyglądają jak notka prasowa...(akurat Wojtka są w porządku, lubię je czytać) Pomyślcie może o tym. Sam bym napisał coś, ale słabo się znam - fakt często mam podobne zdania z recenzentami, ale raczej nie wypadło by to za dobrze... Pozdrawiam PS: Wojtek możesz zdradzić jaką następną recenzję masz w planach, albo już puściłeś do redakcji:)?
Wojciech Graczyk
@3tana Mam recenzję w planach już od paru miesięcy i nie mogę się za nią zabrać. Nie wiem, czy ją napiszę w końcu, więc nie będę pisał o której płycie miałaby być. Jak napiszę to wejdzie:)
Anonim
No cóż pozostaje czekać i może jakoś zmotywować:P Hmm może zapomniany, a świetny Saigon? Pozdrawiam
dely
waly to pedał i tyle
Mateusz Natali
3tana - Recenzja a streszczanie kawałek po kawałku to dwie różne rzeczy i po tym właśnie, że ktoś "leci" numer po numerze widać, że to słuchacz piszący co myśli o płycie a nie dziennikarz muzyczny, tak jak poloniści jeszcze w podstawówce cisną, by recenzje książek nie były streszczeniem fabuły :) Co nie zmienia faktu, że recenzje na blogu Big Ghosta czyta się kozacko, choć czytało mi się lepiej póki nie dowiedziałem się, że to nie Ghostface pisze tylko anonimowy blogger "podszywający się" pod niego bo w tym kontekście choćby beka z Drake'a nie jest już tak śmieszna :)
Anonim
@Wojciech Graczyk Mianownik: dziesiąty listopada (czyli w twoje zdanie powinno brzmieć "na kalendarzu widnieje data 10 listopada"). Dopełniacz: dziesiątego listopada Dziesiąty listopad jest niepoprawnie. Aż musiałem się polonisty mojego spytać. I masz rację, że ten błąd kwalifikuje się gdzieś koło "tu pisze" albo "rok dwutysięczny czwarty". Pozdrawiam.
Anonim
@Mateusz Natali - być może popełniłem błąd, nie piszę recenzji nie znam się. Po za tym moich nikt by nie chciał nawet czytać^^ A z tym blogiem Ghosta to nie wiedziałem - szkoda. Może kiedyś coś napiszę, ale mój poziom wiedzy jest raczej nie wystarczający mimo, że z większościami twierdzeń zawartymi w Waszych recenzjach się zgadzam:) Oprócz Yelawolfa - 3= zdecydowanie za mało!:( Pozdrawiam
Anonim
Ja tam Yelawolfowi dałbym 2.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>