The Beatnuts "Stone Crazy" (Klasyk Na Weekend)

recenzja
dodano: 2011-10-28 16:00 przez: Dawid Bartkowski (komentarze: 3)
1996 rok to w rapie koniec pewnej epoki. Ten rok był także ostatnim mrocznym i ponurym oraz co chyba najważniejsze - ostatnim wielkim. Następny, 1997, był "przejściowy", jednak i on zaoferował słuchaczom sporo ciekawego.

Idealnie w pierwsze zdania tego wstępu wpisuje się "Stone Crazy" Juju i Psycho Lesa, szerzej znanych jako The Beatnuts.

Ciężko jest wybrać najlepszy pełnoprawny album latynoskiego duetu (a w pierwszych latach działalności tria), choć w powszechnym mniemaniu na ten tytuł zasługuje któryś z dwójki: "Street Level" lub "Stone Crazy" (a pojawiają się też głosy o "Musical Massacre"). Pierwszy z nich idealnie trafił w swoje czasy, podobnie zresztą jak... drugi. Jeden i drugi nagrany został na niezwykłym poziomie. Obydwa zapisały się złotymi zgłoskami w historii rapu, ale... No właśnie, do opisania wybieram drugi, ponieważ ich "muzyczny street level" wzrósł przez trzy lata o co najmniej 1 punkt.

Lirykami Juju i Psycho Les wielkimi nigdy nie byli. Dwóch niezbyt odkrywczych MC's bez dużych umiejętności - taka jest najkrótsza charakterystyka tych postaci. Sprytne potrafią się poruszać pomiędzy tematami poważnymi jak i tymi lżejszymi, zarapowanymi na totalnym luzie. Fajnie potrafią przeplatać ze sobą m.in. takie singlowe głębokie "Do You Believe?" z imprezowym "Give Me Tha Ass". Czuć w ich głosie latynoski akcent i manierę itp, itd. Najkrócej - dwóch solidnych rzemieślników. Nie oznacza to jednak, że jest źle, wręcz przeciwnie! Mimo wszystko panowie mają swój niepowtarzalny i niepodrabialny styl.

Właśnie, "styl" - to słowo powinno najtrafniej określać ich beaty. Sami produkują sobie płyty i wychodzi im to fantastycznie. Potrafią znaleźć ciekawe sample, nieźle je "obrobić", dodać ciekawe wstawki położone na klasycznej perkusji. To jest przykład idealnej wręcz chemii pomiędzy własnym rapem i własną produkcją, gdzie niedoskonałości jednej dziedziny rekompensuje absolutne wręcz mistrzostwo w drugiej. Czy przeszkadza komuś to, że jest tutaj trochę mniej starej szkoły? To, że obecność DJ'a została ograniczona do minimum? Nie, i żeby było jeszcze ciekawiej mamy tutaj zwrotki najlepszego latynoskiego rapera w historii - Big Puna, stałego kompana tego gościa - Cuban Linka oraz Hostyle'a z Blaq Poetem i paru mniej znanych typów. Wszyscy brzmią na tych produkcjach świetnie - to główna siła tej płyty.

Dobra, bez zbędnego gadania, The Beatnuts posiadają na swoim koncie (przynajmniej) dwie klasyczne płyty, o których już wspominałem. Dodajmy do tego dwie klasyczne epki, z czego jedną Druh Sławek na łamach Klanu uznał za ich najlepszą produkcję. Dla mnie ich najlepsze pozycje są dwie: "Stone Crazy" i wydany rok później "Remix EP: The Spot" - remixy, nowy kawałek i wersje alternatywne znane z opisywanej dzisiaj płyty. Rap latynoski miał się wtedy bardzo dobrze a JuJu i Les jak mało kto potrafili połączyć klasyczny sznyt ze świeżością i przebojowością - ten album wciąż nic się nie zestarzał i wciąż może was naprawdę mocno zaskoczyć. Poniżej kultowe "Off The Books" oraz dwa wspomniane kontrastowe numery - ciekawostką jest fakt, że "Give Me Tha Ass" ukazało się praktycznie w tym samym momencie co "Men In Black".




spokojasne
juju nawijał technicznie, można to bez problemu usłyszeć w kawałkach.
Zajawkowicz
Dla mnie "Stone Crazy" też jest najlepsze w ich dyskografii:)ogólnie to zgadzam się ze wszystkim w tej notce.
Zajawkowicz
Aha, no może nie zgadzam się że to że Juju jest przeciętny bo jest dobrym i stylowym MC. PS: Wybaczcie mój bełkot, piątek sobota imieniny kota:)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>