Powiedzieć, że Z-Ro powrócił byłoby grubym nadużyciem. To jeden z tych typów, którzy gdy nie robią akurat solówek to pracują nad innymi projektami (nowe A.B.N. zapowiedziano jeszcze na ten rok).
Tak czy tak - teraz otrzymujemy kolejną po "Crack", "Cocaine" i "Heroin" część "narkotykowej" sagi jednego z najlepszych i najbardziej wyrazistych przedstawicieli houstońskiej sceny. Jak prezentuje się "Meth", które w miniony wtorek miało swoją premierę?
Ostatnio forma członka S.U.C. wydawała się spadać, a "Heroin" daleko było do jego najlepszych osiągnięć. Tutaj znów słyszymy starego dobrego Z-Ro. Na leniwych, soczystych i rozlewających się po głośnikach bitach McVey kolejny raz pokazuje pełnię możliwości. Zgrabnie balansuje między rapem a śpiewem, bawi się głosem i wytwarza świetny klimat. Dobrze słyszymy tu jego raperską uniwersalność. To typ, który potrafi nawinąć tak, by zostać nazwanym "południowym 2Pac'iem", potem zamknąć usta krytykantom rzucając serię przyspieszeń a na koniec wyśpiewać refren z rzadko spotykaną u MC's delikatnością, vibe'em i feelingiem.
Na "Meth" jest naprawdę rozśpiewany - sporo tu melodyjnej nawijki nie tylko na refrenach, ale i w zwrotkach a całość od początku wpada w ucho i sprawia, że chciałoby się usiąść i "robić nic", lub złapać ostatnie wakacyjne promienie z browarkiem w dłoni. Upalone, leniwe flow jest doskonałym nośnikiem tematów, których gama raczej nie wykracza poza standard. Braggi, uliczne życie, kobiety, pieniądze, chill... Jednak tradycyjnie liczy się nie "o czym" a "jak". A będący w formie Z-Ro otrzymuje też naprawdę solidne wsparcie. Bity to w większości klasyczne southowe sztosy, nawiązujące do lat 90-tych, pozbawione chaosu, pierdzenia, minimalizmu i pseudobangeryzmu - jakby dla kontrastu pojawia się tylko "lugerowe" "No Reason" (rzeczywiście bez powodu). Korzenny sznyt w wypadku produkcji z Kalifornii i Południa to coś, co nigdy nie straci na wartości i nigdy nie zacznie być nudne, szczególnie gdy dopisuje pogoda i gdy MC wie, jak wydobyć z bitów esencję. Z-Ro potrafi to nie od dziś. Podobnie jak zaproszeni przez niego goście - Bun B, Slim Thug czy Willie D. Jedynie Yo Gotti w świetnym "Southern Girl" wyraźnie odstaje od McVeya.
"Meth" to płyta praktycznie pozbawiona słabszych momentów - może poza niepotrzebnym wprowadzeniem nerwowej atmosfery przy okazji "No Reason". Poza nim, kawałek po kawałku, dostajemy porcję najlepszego południowego brzmienia, które idealnie nadaje się na weekendowy chillout. Po okresie zniżki formy Z-Ro atakuje z zaskoczenia jednym z najlepszych tegorocznych albumów... Piątka z minusem.
Ten typ chyba nigdy nie zrobi sobie przerwy w nagrywkach. Żyje bez wątpienia a już 12 marca wypuści nowy album "Tripolar". Na razie dostajemy singiel...
Po przerwie wracamy z głosowaniami na płytę miesiąca. Natłok premier i burzliwe dyskusje w ostatnich tygodniach przekonały nas, że warto stawiać co...
Muszę ogarnąć:)
zajebisty album, top 10 tego roku jak dla mnie
Podbijam recke MEGA, choć wolę zdecydowanie Kokaine;)
a No Reason faktycznie zakłuło mnie już przy pierwszym odsłuchu...wypierdolę ten kawałek z listy i będe się jarał piękną całościa:)
nic się nie dowiedziałem z recenzji, tak naprawdę. 'no reason' to bardzo dobry kawałek z bardzo dobrym beatem. niepotrzebny jest raczej 'murderer' z beznadziejnym beatem.
No Reason nie pasuje do całości, o to chodzi...
Zgadzam się, że "No Reason" nie pasuje, ale cała płyta zajebista ;D Szczególnie podoba mi się "Never Had Love" i "Happy Alone" :)
A ja się nie zgodzę, "No Reason" jest spoko odskocznią od klimatu reszty i nawet fajne linijki lecą: "skinny jeans corrupted all of y'all niggas coś tam leave that shit up to Drake and Wayne, if you ain't them, you're fakin', man" i w refrenie coś w stylu: "none of y'all niggas don't know Jesus, bitch" :D Ale z tym beatem to z drugiej strony rzeczywiście trochę dziwnie, bo brzmi jak typowy Lex Luger, a to nie on :| Ten styl produkcji to dla mnie ogólnie trochę parodia, ale buja i Z-Ro sprawia, że całość mi się podoba.
Aha, i początek albumu już mnie rozjebał. Z-Ro mówi, że zmienia swoje imię na Rother Vandross, jebać wszystkich itd. i od razu wchodzi ten piękny śpiew: "either you reeeaaal..." Euforia, euforia.
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.