Parę miesięcy minęło od premiery ostatniej epki jednego z najważniejszych raperów w historii. Kool G Rap, bo o nim mowa, jest prawdopodobnie jednym z trzech (obok Rakima i Scarface'a) raperów, którzy mięli największy wpływ na resztę MC's (włącznie z Biggiem i Nasem). Ostatnią próbką możliwości pana Giancany było wydane w tym roku "Offer you can't refuse", które okazało się całkiem miłym wydawnictwem. Epka zaostrzała apetyt na danie główne jakim miało być "Riches, Royalty and Respect". Czy spełniło pokładane w nim nadzieje? Jeżeli ktoś liczył na to, że nowy album G Rapa będzie klasykiem jak "4,5,6" albo materiały z DJ'em Polo, to może się zawieść. Co prawda nie chcę przez to powiedzieć, że nowa płyta jest słaba, bo to byłoby kłamstwem. Jednak znajdą się osoby mówiące, że to już nie to, że kiedyś było lepiej itp. Mnie ten album bardzo zaskoczył, na plus oczywiście. Szczerze mówiąc nie czekałem na tą płytę z wypiekami na twarzy. Było mi obojętne to, że to żywa legenda, ojciec stylu wielu raperów i osobnik mający na koncie "Ill Street Blues" albo "Fast Life". Na szczęście górę wzięła ciekawość...
"Riches, Royalty and Respect" to Nowy Jork w najczystszym, gangsterskim wydaniu. Nie ma tu mowy o podążaniu za najnowszymi trendami, czyli cykające, elektroniczne bity i bezpłciowa nawijka. Jest tu dużo sampli, mocnych bębnów z tradycyjnym podziałem rytmicznym. Idealnie słychać to w takich utworach jak "70' Gangsta" czy singlowe "In too deep". Niestety nie każda produkcja na tej płycie trzyma wysoki poziom. Takie "$ over bitches" czy "G on" jak dla mnie bardzo odstają jakościowo od reszty bitów. Na szczęście ten stan równoważą takie perełki jak bit do "Maggie" czy wspomniany wyżej, jedyny singiel z krążka, czyli "In too deep". Muzyka świetnie oddaje mroczny klimat nowojorskich ulic, ale jest dopełniana przez trochę "weselsze" podkłady w utworach "Maggie" i "Da Real Thing", przez co album nie jest monotonny. Wśród autorów bitów na tym albumie są m.in. Marley Marl i Alchemist.
Osobną kwestią na tej płycie jest osoba gospodarza. Może jego flow nie brzmi tak świetnie jak w latach dziewięćdziesiątych, ale spośród wszystkich, nowojorskich weteranów, zaczynających swoje kariery w latach osiemdziesiątych, brzmi on najlepiej. Nie słychać tu ani przez ułamek tzw. "zmęczenia materiału". Giancana cały czas potrafi porwać swoją charyzmą, wbić fotel tekstami i pokazać wszystkim, że nie warto stawiać na nim krzyżyka. Tematy jego opowieści wciąż oscylują wokół ulicy, rozbojów i kasy. Warto dodać, że jedynym, rapowym gościem na "RRaR" jest Havoc, w znanym Wam już z tegorocznej epki, utworze "American Nightmare" (nawiasem mówiąc jednym z lepszych z tej płyty).
Muszę przyznać, że jestem zaskoczony tak wysoką formą weterana, którego czas na listach sprzedaży, już przeminął. Niezły dobór bitów, wysoka forma gospodarza, pozwalają "Riches, Royalty and Respect" być czwórkowym albumem. Dwa dość takie sobie tracki, plus brak wyraźnej kropki nad "i", nie pozwala mi, w momencie kiedy piszę tę recenzję, postawić wyższą ocenę. Może z czasem okaże się że popełniłem błąd i powinienem postawić więcej niż cztery oczka. Teraz czekamy na wspólny album z Necro. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepszy i pokaże młodszym słuchaczom, że jest ktoś taki jak Kool G Rap, który jest jednym z najlepszych MCs w historii.
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.