
Graf Cratedigger "12 Beats Sound Vol. 1.7." - recenzja
Czego brakuje tej płycie? Moim zdaniem przede wszystkim rapera, który potrafiłby na takich bitach nawijać. Nie znaczy to wcale, że ta płyta bez niego przestaje być atrakcyjna. W żadnym razie. Aranżacje są na tyle bogate, pomysłów na tyle dużo, a vibe całości jest tak wciągający, że i tak słucha się tego naprawdę przyjemnie.
Oczywiście nie wszystko da się tu pokochać. Chwilami nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nadrzędnym celem Cratediggera jest zrobić nagranie brudne, a nie dobre. Czasami jego odloty są tak dalekie, że ja np. nie do końca ogarniam o co ma w tym chodzić. Niekiedy aranżacyjne pomysły są trochę na siłę. Można marudzić, że najlepszy bas na tym albumie i tak zrobił Me?How?, który pojawia się raz, ale za to jak. Można marudzić, ale po co? Na "12 Beats Sound Vol. 1.7." znajdziecie naprawdę świetny klimat podkładów jakiego dzisiaj brakuje. Część producentów wyznaje zasadę, że bity mające stanowić powrót do korzeni powinny być konstruowane jak w '95, ale brzmieć na poziomie bitów 2011. Tutaj celowe osiąganie tego brudu lat 90. czasami jest wręcz nienaturalne (te cięcia w numerze dziesiątym to już chyba lekka przesada), ale w gruncie rzeczy okazuje się sukcesem, bo ja np. już po pierwszym numerze czuję się zarażony tym klimatem. Każdy kolejny kawałek wkręca coraz bardziej, a brzmi to wciąż bardzo hip-hopowo co jednoznacznie udowadnia, że w tej muzyce nadal da się zrobić mnóstwo. Bez sięganie po nowe narzędzia, bez mixowania styli, bez elektroniki i bez zapożyczeń. Ja się przy takich płytach nie nudzę i chciałbym ich więcej.
Graf nie jest z pewnością producentem ekwilibrystycznie odkrywczym, ani wielkim reformatorem rap-gry. Jeśli szukacie nowych dróg dla hip-hopu, na tej płycie ich nie znajdziecie, ale być może przekonacie się, że te stare są nadal przejezdne, a podróż nimi wcale nie jest nudniejsza od tych nowych, które wielokrotnie przecież prowadzą na manowce. Kiedy włączycie ten album (a lepiej zacznijcie się za nim rozglądać, bo wyszedł w stu sztukach i podejrzewam, że kiedyś będzie go bardzo trudno zdobyć) już bębny z pierwszego numeru wyjaśnią wam z czym macie do czynienia. Dobór sampli jest naprawdę fantastyczny, sposób w jaki rozbudowane są bity i jak to wszystko trzyma się kupy jako całość - wypada tylko pogratulować. Kompilacji na mocną czwórkę, bo słabsze momenty tu są, ale i tak nie przesłonią one zalet wszystkim fanom tak brzmiącego hip-hopu. "Kulturą hip-hopową fascynuję się do 98 roku. Zawsze uczono mnie, że niezwykle istotny jest szacunek". Takie produkcje należy szanować, bo w pełni na to zasługują.





