Gdy zobaczyłem line-up tego koncertu, to długo nie mogłem wyjść z podziwu.
Takiej paki dawno nie widziałem na koncertach w całej Polsce, co dopiero w Krakowie. Nawet na cyklicznych imprezach Rap Route na jednej scenie nie spotykały się tak potężne postacie naszej sceny rapowej. Nawet supportujący PeeRZeT nie jest tu zapychaczem, ponieważ swoimi projektami udowodnił, że zasługuje na szacunek odbiorców. Te wszystkie fakty sprawiły, że czekałem na ten koncert jak na pierwszą gwiazdkę.
5 maja, w krakowskiej Rotundzie mieliśmy dostać potężną dawkę energii, rapowej zajawki i niesamowite pokłady skillsów, które drzemią w Mesie, Stasiaku, Pezecie, Małolacie czy Pyskatym. Czy tak długo wyczekiwany koncert spełnił nasze oczekiwania?
Z czystym sumieniem przyznam, że jak najbardziej. Zacznijmy jednak od początku, czyli supportów w postaci Projektu 5/6 i PeeRZeTa.
Panowie spełnili swoje zadanie, choć krakowska publika, która z każdym kwadransem rosła pod sceną, rozgrzewała się dość topornie. Dobrym posunięciem organizatorów było skrócenie supportów do 5-7 kawałków, ponieważ przy takim line-upie dłuższe występy byłyby męczące.
Po krakowskich raperach, na scenie pojawił się beatboxer o enigmatycznej ksywie - Bartox. Totalnie niepozorny gość zrobił na scenie taki pokaz umiejętności, że większość osób zebranych pod sceną zbierała szczęki z podłogi Rotundy. Wyposażony w stację loopów, artysta dał półgodzinną próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności. Od klasycznych, sztandarowych setów, po dubstepowe wiertary. To naprawdę robiło wrażenie.
Po supportach nadszedł czas na pierwszą gwiazdę wieczoru, mianowicie Pyskatego. Założyciel Aptaun Records zaczął koncert z taką energią, że pod sceną natychmiast zrobiło się ciaśniej. Pysk dał około 40 minutowych przegląd swoich kawałków, przelatując od Skazanych Na Sukces, po ostatnie solo.
Na szczególne wyróżnienie i uwagę zasługuje koncertowy masakrator w postaci "Proformy, "100%" zagrane w publice oraz refren "Śmierci" przy którym cała Rotunda skakała w rytm werbli. Po Pysku przyszedł czas na braci Kaplińskich. Pezet z Małolatem pokazali krakowskiej Rotundzie co znaczy charyzma, pewność swoich umiejętności i niesamowity kontakt z publiką. Trzeba tu zaznaczyć, że warszawski duet miał pod sceną największą rzeszę fanów. Repertuar braci zmieniał się jak w kalejdoskopie: od solowych kawałków Małolata z płyty z Ajronem, po największe klasyki Pezeta ze wszystkich "Muzyk". Co zrobiło na mnie największe wrażenie?
Niesamowita energia przy "Jestem Sam", zapalniczki i telefony, które oświetlały całą Rotundę przy "Ukrytym w mieście krzyku", nieśmiertelny melanżowy "Szósty zmysł"oraz "Gdyby miało nie być jutra", które potężnie skończyło ponad godzinny koncert braci Kaplińskich. Muszę przyznać, że Pezet z Małolatem zrobili na mnie największe wrażenie tego wieczoru. Wielkie brawa za profesjonalizm.Gdy bracia skończyli swój koncert, na scenie ponownie pojawił się Theodor, który prowadził całą imprezę i zapowiedział ostatniego artystę tego wieczoru. Kandydat na szaleńca pojawił się na scenie z Dj Hubsonem, Głośnym oraz Stasiakiem. Ten Typ Mes rozpoczął 1.5h koncert singlowym "Otwarcie", który mocno rozgrzał całą krakowską publikę. Co działo się dalej? Trochę solowych numerów Stasiaka, trochę 247, trochę tracków z "Zamachu na przeciętność". No właśnie. Było wszystko, prócz nowej płyty.
Nie wiem jak inni słuchacze, ale ja byłem mocno rozczarowany, ponieważ 3-4 tracki z "Kandydatów Na Szaleńców" to dla mnie zdecydowanie za mało. Brakowało świetnego "Studio, Scena, Łóżko", brakowało "Tykającego zegara", brakowało "L.O.V.E". Nie wiem czy wynikało to ze strachu przed nieznajomością płyty przez publikę, czy z braku przygotowania ze strony artysty. Może jestem zbyt wymagający, ale poszedłem na Mesa po to, żeby usłyszeć nowe kawałki, a nie odgrzewane numery, które słyszeliśmy już wielokrotnie.
Żeby już tyle nie narzekać, to wypada pochwalić formę Piotrka, ponieważ dubstepowe "Zanim Znajdziemy" brzmiało dokładnie tak jak na płycie, mimo językowych i dykcyjnych wygibasów. "25" zagrane "na siedząco" było mega klimatyczne. Te tracki, wraz z "Kombinuję" z refrenem Głośnego to elementy, które łagodziły gorycz braku kawałków z nowej płyty. Ten Typ z ekipą zakończył długi koncert "Oiomem", po czym zaprosił wszystkich do baru.
Słowem podsumowania - wielkie propsy lecą do ProAgency, ponieważ ogarnięcie takiego eventu, to nie była łatwa sprawa.
Wszyscy artyści dali radę, choć najlepiej zagrali chyba Pezet z Małolatem. Publika również dopisała, co na krakowskie warunki jest nie-lada wyczynem. Oby jak najwięcej takich imprez w Krakowie, ponieważ na pewno są tu osoby mojego pokroju, czyli ludzie, którzy są ciągle głodni dobrych rapowych imprez. Pamiętajcie, że już w najbliższy piątek urodziny Popkillera w Błędnym Kole!