Na obecny rok zapowiadany jest drugi materiał duetu Rasmentalism, kontynuacji "Dobrej Muzyki, Ładnego Życia", uznanej przez nas na Spinnerze za nielegal roku 2008. Znacie już singiel, w którym Ras i Ment "odpalają Deloreana tak jak Krzysztof Ibisz".
Nie znacie jednak wykazu płyt, które wyjątkowo trafiły w gust jednego z oryginalniejszych beatmakerów w czołówce polskiego undergroundu.
Specjalnie dla nas przygotował piątkę ulubionych albumów i obszernie uzasadnił swój wybór.
1. Kanye West - "My Beautiful Dark Twisted Fantasy"Bo jest to płyta, która ma
dla mnie kilka płaszczyzn. Płyta, która mną targa, rzuca, podnosi do góry i
spieprza na samo dno. Skrajne uczucia, które mam słuchając tego zaczynają się na
uwielbieniu, a kończą na nienawiści. Muzycznie - majstersztyk, arcydzieło. Podniecam się tym na wyrost, ale nie mam na to wpływu. Aranże, muzyka,
kilkadziesiąt głów, które siedziały nad tym wydawnictwem w 3 zakątkach świata,
zmartwychwstanie Westa po pamiętnym incydencie na rozdaniu nagród MTV, ucieczka
do Honolulu, odrodzenie... wizjonerski charakter płyty, kilka milionów wydanych
na studia. Elton John, Alicia Keys, Q-Tip, Seal, Mos Def, Kid Cudi, Madlib, John Legend...
Kanye jest wirtuozem lirycznym, bez jaj. Przesunął granicę dużo
dalej. Miał duży wpływ na mnie i chyba nie tylko na mnie (puszczam oko). Odbił
kawałek jesieni, dziwna rzecz. Nie piszę o tym więcej...
2. N.E.R.D. - "Nothing"N.E.R.D. znów jak N.E.R.D.! N.E.R.D. zawsze jak N.E.R.D.! To mi
się w nich najbardziej podoba. Do każdej ich płyty wracam bardzo często, z każdą
mam od groma wspomnień i obrazów. "Nothing" jednak przebiło poprzednie albumy. Słuchałem tego kilka dni pod rząd, nie mieszając z niczym innym. Bo dobrej
whisky się nie miesza. Album jest "totalny", to najlepsze słowo. Masz tutaj
zabawę i masz gadanie o brudzie świata. Masz "Hypnotize" i masz "I wanna jam". Masz seks i masz śniadanie w garniturze. Masz dużo kobiet... to naprawdę muzycy
przerastający swoje czasy, albo te czasy określający - jak wolisz.
3. Bilal - "Airtight's Revenge"Bilal miał być na miejscu pierwszym, drugie w
jego przypadku nie wchodziło w grę. Dlatego jest na trzecim. Ja pierdolę! Najlepsze wokalnie solo jakie słyszałem w ostatnich latach? Przebił Jose Jamesa, pokonał Aloe Blacca, John Legend to inna stylistyka. Numery o miłości
to najlepsze numery. Każdy wie o co chodzi, każdy tego słucha. W Bilalu jest
pieprzony zwierz z pazurami i zarazem podejrzana delikatność. Piękna jest ta
płyta, od A do Z. Nic się nie dało tutaj zrobić lepiej. Melodyjna, potem jednak
free jazzowa, trudna, nieokreślona. Nagle zaczyna lecieć w kosmos jak w "All
matter". Dziękuję belaja! Nie znać tego to jak znaleźć ci dziewczynę - nie ma
jak.
4. The Roots - "How I Got Over"Za 3/4 tej płyty mógłbym
zginąć. Tytułowego numeru słucham do dzisiaj jadąc do pracy w metrze, żeby mnie nie
strzeliło. Silny joint! To się nie znudzi. Jak robisz takie kawałki to musisz
wiedzieć więcej o ludziach niż oni sami wiedzą. Jest na tej płycie więcej tego
typu stuffu, jest "Walk alone" i "Radio daze"... Roots zawsze byli w formie,
często porównuję ich z N.E.R.D.'ami i na odwrót. Chodzi o jakość i wytyczanie
ścieżek. Pionierzy wielu chwytów. Jak puścisz sobie "The day" to poczujesz magię
wyraźniej. czujesz?
5. Black Milk - "Album of the year"Umarł król,
niech żyje król! Od czasu "Tronic" Milk określił swój styl i poszedł jeszcze
bardziej w tę stronę. "Album of the year" to jednak dużo lepszy "Tronic", to
pewne miejsce Crossa na mapie Detroit, którego już nikt mu nie zabierze. Wpływ Jamesa jest ogromny, ale Curtis to Curtis. chociaż czy jest sens ciągle pieprzyć
o tym kto kogo za ile i kiedy? "Album of the year" broni się sam... "Deadly
medley"? Proszę bardzo! "Closed chapter"? Weź nic nie mów, takich rzeczy się nie
robi. A jak to brzmi na żywo! Stanie na głowie koleżanko.