Nie da się ukryć, że rap z Brudnego Południa ma w Polsce dużo mniej słuchaczy niż klasyczny Nowy Jork. Przejawia się to też w tym, że słuchacze southu (zresztą fani Kalifornii tak samo) rzadko mają okazję uświadczyć koncert któregoś ze swoich idoli.
W ostatnich miesiącach sytuacja uległa jednak delikatnej poprawie - najpierw warszawski Fresh na zaproszenie Alkopoligamii odwiedził Devin The Dude, teraz
Paul Wall przybył, by pomóc Kaczorowi promować świeżutką "Przyjaźń Dumę Godność".
Przy okazji ubiegłorocznej wizyty Paula w Poznaniu doszło do nagrania numeru "From H-Town To Poznań", ale kontakt jak widać nie urwał się i tym razem Wall przybył do Stolicy. Pogoda z pewnością mogła go przerazić, ale jak sam przyznał w naszym wywiadzie - co wpada do Polski to zima i musi następnym razem przybyć latem.
Mimo niekorzystnych warunków atmosferycznych król grill-biznesu tryskał humorem i witalnością, widać jak wiele dała mu niedawna operacja, dzięki której schudł dobre 50 kilo. Otwartość i normalność oraz zero gwiazdorskich nawyków były bardzo pozytywnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że mieliśmy do czynienia z człowiekiem, który ledwo 5 lat temu zdobył w Stanach platynę.
Zaskakująca była też frekwencja.
Niestety w drugą stronę. Obawiałem się, że może być nieciekawie, bo przepływ popularności zza Oceanu odbywa się u nas z dość dużym opóźnieniem. Wystarczy powiedzieć, że wielu wciąż myśli, że na topie jest 50 Cent a na ksywki takie jak Drake czy Nicki Minaj reagują zdziwieniem. Ale wracając do Walla i pozostałych grających tego wieczora - widząc ilość fanów mogli być zawiedzeni.
W trakcie pierwszego supportu Mariana Wielkopolskiego pod sceną były mniej więcej 3 rzędy, a całkowitą frekwencję okresliłbym na 150 osób. Wykonawcy zdawali się jednak wcale tym nie przejmować. Marian tak skakał po scenie, że aż wskoczył w "tłum", nawijając spośród nielicznych zgromadzonych.
Kaczor razem z Shellerem zaserwowali za to solidny i mocny set, wzajemnie przeplatając swoje numery i zapełniając nam około godziny. "Gracz Z Numerem Pierwszym" mimo że dopiero rozpoczyna solowe występy to potrafił sprawnie nawiązać kontakt z publiką i skupić na sobie uwagę. W końcu nadeszła jednak pora na gwiazdę wieczoru.
Paul Wall wskoczył na scenę jak gdyby nigdy nic, szczerząc w uśmiechu dobrze znanego grilla. Natomiast poziom hałasu wskazywał na to, że w klubie jest kilkakrotnie więcej osób. Paul rozpoczął wspólnym numerem z Kaczorem i Shellerinim, a w reakcji na "Poznań" słyszeliśmy głośne "H-Town". Następnie gospodarz całej imprezy usunął się w cień, zostając jednak z tyłu sceny a pierwsze skrzypce zaczął grać przybysz z Teksasu.
Grający solowo, bez hypemana, jednak pełen werwy i odpowiedniego nastawienia do publiki. Nie brakowało przybijania piątek zgromadzonym, nie zabrakło też największych hitów takich jak "Sittin Sidewayz", "Break Em Off", "Drive Slow" czy świeże "I'm On Patron". Nie obyło się bez hołdu dla Pimpa C (3 rocznica śmierci!) a jeden z fanów pożyczył raperowi na chwilę swój t-shirt UGK.
Mimo słabej frekwencji atmosfera była naprawdę dobra a impreza trwała w najlepsze pod sceną a także na jej tyłach - Wall był więc otoczony pozytywną energią. Po niespełna godzinie ostrej southowej jazdy Paul wyszczerzył grilla, ukłonił się, podziękował, zszedł za DJ-kę... by za chwilę powrócić i zagrać jeszcze jeden numer, kończąc nim ostatecznie występ.
Ci, którzy wykazali cierpliwość mogli też opuścić klub z podpisem lub zdjęciem, bo po kilkunastu minutach z backstage'u wyszła cała ekipa Walla, na czele z szalonym Johnnym Dangiem, nie uciekając od fanów bocznym wyjściem.
Jednak na tym atrakcje się nie skończyły - scena, którą ujrzeli pod klubem nieliczni warta jest wspomnienia.
Gdy pod Fresha podjechał zamówiony taksówkarz, w stan szoku wprawili go pasażerowie - nie mówiący po polsku, z diamentowymi grillami na zębach. Wydana przez nas instrukcja "Drive slow homie", połączona z głośnym śmiechem houstończyków dodatkowo go zdezorientowała. Po wyjaśnieniu, że chodziło nam tylko o to, by jechał wolno pogubił się chyba już całkowicie, nie mogąc zrozumieć entuzjastycznej reakcji - nie zdecydował się jednak zaprotestować.
W ten sposób wolno i spokojnie, po zaśnieżonych drogach mroźnej Warszawy, do hotelu wrócił Paul Wall. A my mamy nadzieję, że wróci do Polski w cieplejszych miesiącach, gromadząc do tego większą widownię niż wczoraj...
PS. Niebawem ukażą się u nas wywiady z Paulem i Kaczorem oraz video z koncertu. Bądźcie czujni!