Ski Beatz "24 Hour Karate School" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2010-10-05 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 5)
Po tym co usłyszeliśmy na "Pilot Talk" Curren$yego, po producenckich dokonaniach Ski Beatza spodziewałem się sporo. Może nie tyle co po bitach z połowy i końcówki lat 90., ale uwierzyłem w wysoką formę weterana, który chce powrócić i utrzeć nosa producenckim newcomerom, którzy często spychają w cień ludzi, którzy błyszczeli na platynowych albumach z zeszłej dekady.

"24 Hour Karate School" to materiał, który ujrzał światło w innym kształcie niż chciał tego autor i w efekcie na płycie nie znalazły się kawałki, o których Dymitr pisał TUTAJ.

I kiedy je przesłuchałem, pierwsze co pomyślałem to "szkoda, że nie wypaliło". Ten materiał na pewno dusi w sobie mnóstwo potencjału na lepszą muzykę. Instrumentaliści, którzy dodali tyle uroku produkcjom z "Pilot Talk", tutaj są nieobecni, a i promocje ze strony Def Jamu pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Co w efekcie warto znać na tej płycie? Fantastyczny bit do "Go" bezlitośnie pokaleczony przez Jima Jonesa'a i nieodratowany do końca przez Curren$yego. "Prowler 2" na którym bardzo ciekawie krzyżują się nieprzeciętne style Jean Grae, Jay Electroniki i Joella Ortiza. Ciekawe "Scaling The Building" gra przyjemnie, ale nie ukazuje pełni potencjału Curren$yego i Wiz Khalify. Za ciekawy uznałbym jeszcze bardzo nietypowy bangerek "S.T.A.L.L.E.Y.", który ewidentnie ma coś w sobie. I tyle...

Szkoda, że nie ma tych numerów Mos Defa, bo tak płyta jest po prostu... słaba. "Super Bad" Rugz D Bewler jest żenujące, dwa numery Tabi Bonney nieprzekonujące, "Back Uptown" Camp Lo szokujące, niekoniecznie na plus...  Dla mnie "24 Hour Karate School" to wielkie rozczarowanie, bo forma Ski wydawała się naprawdę dobra. Album bez wspomnianych już kawałków, które na albumie się nie znalazły, zasługuje na dwa. Nawet plusa nie mam za co dostawić.

Tagi: 

fan rapu
łoł! Aż TAK źle? Sprawdzę później, też miałem spore oczekiwania wobec tej płytki.
tomi
nie ma co sprawdzać, z entuzjazmem podchodziłem do tego projektu po pilot talk, ale to jedno wielkie gówno, najlepszy kawałek to cream of the planet z mos defem który nie znalazł się na LP, piździec szkoda...
YYYY
Cieniutka płyta... Kawałki które się nie zmieściły są o niebo lepsze od wszystkich z LP.
lapa
popraw: promocje ze strony Def Jamu pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Pierock
Ja już gdzieś na popkillerze napisałem własne zdanie. Odn. recki - powiedziałbym ciut inaczej - płyta nie jest słaba. Słabo zostały dobrane wokale, bo jak na płytę producencką to właśnie one psują całość kawałków.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>