Rzadko słyszy się o dobrych imprezach w Krakowie. Zwłaszcza, jeżeli są to imprezy hip-hopowe. Tam, gdzie wychodzi się na pole, można spokojnie trafić na konkretne wixy pulsujące w rytmie elektroniki, wędrując dalej poprzez jazzowe eventy, na napuszonych koncertach w filharmonii kończąc.
Wiem, bo sam wychodzę na pole i doskonale zdaję sobie sprawę, że gustując w muzyce z amerykańskich ulic, trzeba liczyć się z tym, że na co najmniej przyzwoity koncert trzeba przejechać trzysta kilometrów do pewnego miejsca, gdzie nikt nigdy na pole nie wyjdzie, chociaż nikt nie widzi nic złego w tym, żeby wybrać się na imprezę do Stodoły, albo do wszystkim znanej Stajni.
Mimo wszystko, raz do roku zdarza się, że nie muszę nigdzie wyjeżdżać.
W okresie "przedkempowym", na przełomie lipca i sierpnia, jak co roku, dzięki Ajkowi, który zasługuje na wielkie pochwały, bo robi to od pięciu lat, odbywa się Before Party Hip Hop Kempu. Z roku na rok poziom imprezy jest coraz wyższy. Nie możemy też powiedzieć, że nie jesteśmy rozpieszczani przez organizatora. W miarę rozwoju, krakowski Before Party, z bardziej znanych nazwisk gościł Tetrisa, oraz Smarkiego, którego koncertu zazdrościło nam pół Polski. W tym roku line-up zmiótł mnie z powierzchni płaskiej, na której miałem zaszczyt spoczywać.
Najważniejsze miejsce na plakacie zajmował Łona, który wraz z Webberem i DJ'em Twisterem mieli porwać krakowską publikę. Zaraz pod nim pojawili się Skorup, charyzmatyczny MC ze Śląska, oraz miejscowy Gadabit, których twórczość nie jest szeroko znana, ale podejrzewam, że jeszcze o nich usłyszymy. Na kilka dni przed imprezą do line-up'u dołączył beatboxowy duet Gębofonizm Sound System, (nie)znany z występów na eliminacjach do pewnej bitwy freestylowej, o której raczej nikt już nie chce wspominać.
Wracając do wspomnianego rozniesienia krakowskiej publiki - od rozpoczęcia imprezy do jej zakończenia, ta sztuka udała się tylko chłopakom z Gębofonizmu. Spodziewałem się czegoś innego, lekkiego powiewu świeżości wśród samych "śpiewaków", ale to, co udało im się zrobić, rozniosło klub. Zaczynając od bitwy z DJ'em na skrecze, prowadzili nas przez własne improwizacje, grając jeden utwór z Envi, by na końcu uraczyć nas coverami Elvisa Presleya czy "Shimmy Shimmy Ya". Miazga.
Łona jak zwykle poprawnie. Nie jest bożyszczem tłumów, ale nadrabia to przyjaznym charakterem i bardzo dobrze znanym materiałem. Może jest o nim ostatnio cicho, ale wielu z nas pamięta masę jego kawałków i chętnie do nich wraca.
Całość poprowadził Kamelito, który uraczył nas konferansjerką na dobrym poziomie i paroma fristajlami. Jak zawsze na plus.
Po party, afterparty Before Party zagrał Pat Patent, na południu dobrze znany nie tylko z poprzednich edycji Before'u, ale także z setów z imprez klubowych.
Skoczne bity płynące z głośników pod jego wodzą skutecznie zachęcały do dzikich harców z pięknymi kobietami, ale jak skończyła się impreza - dokładnie nie wiem ;)