dodano: 2010-04-24 19:00przez: Marcin Gontarz(komentarze: 5)
Witamy na wieczornej gali muzycznych pojedynków! Dziś na arenie spotka się
dwóch fighterów z Wysp Brytyjskich walczących w kategorii "Grime"! W lewym
narożniku spokojny, pewny siebie i czerpiący z życiowego doświadczenia
reprezentant Roll Deep Crew - Wiley! W prawym narożniku szaleje już
arogancki i pełen energii Lethal Bizzle! Dziś zawodnicy w specjalnym występie
pokażą jak radzą sobie w stylu Electro. Panie i Panowie! Ladies and
Gentlemans! Zaczynamy!
Obaj panowie zaczynali od ulicznych hardkorów i ciężkich grime'owych bitów co nie
znaczy, że jest to ich pierwsze spotkanie z muzyką taneczną. Wiley zasłynął mega hitem
"Wearing my rolex", a ostatnia płyta Lethala (Go Hard) jest pełna klubowych rytmów
("So addictive", "Going Out Tonight"). Jeśli chodzi o dwa numery, które wzięliśmy na
warsztat to jako pierwszy, cios zadał Wiley. "Go Go Go" ukazało się nieco później i od
razu nasunęło skojarzenia z "Take that" - zarówno w kwestii muzycznej jak i realizacji
klipu. Oba utwory są do tego stopnia podobne, że "Go Go Go" można by uznać za swego
rodzaju odpowiedź - "To ja tu umiem robić bangery i ja jestem królem londyńskich
parkietów" - zdaje się mówić Bizzle. W trzech rundach sprawdzimy, czy rzeczywiście tak
jest. Runda 1 - Muzyka
Znamy już różne kolaboracje angielskich raperów ze znanymi dance'owymi
producentami (np. Dizzee Rascall i Tiesto). Nasi zawodnicy postawili na mniej fejmowe
ksywki i tak też Lethal zaprosił do swojego kawałka londyńskiego DJ'a Nicka Bridgesa i
niejaką Lucianę, a Wiley zgadał się z Chew Fu z Nowego Jorku. Jaki jest efekt i który z
muzyków ma większą szansę zabłysnąć?
"Go Go Go" jest nutką zdecydowanie bardziej wyluzowaną. Nonszalancką i arogancką.
Taki utwór mógł zrobić tylko koleś, dla którego imprezki i poklepywanie groupies po
tyłkach to chleb powszedni. Składa się z perkusji, kozackiego basu o chwytliwej melodii,
paru wstawek i charakterystycznych przejściówek z powtarzającym się motywem. Ot taki
prosty podkład. Często najprostszy patent okazuje się tym najlepszym i tutaj ta zasada
się sprawdza. Ten bas jest naprawdę super zrobiony. Szkoda tylko, że producent zapętlił
się w tej prostocie przez co utwór staje się płaski, a na dłuższą metę nudny.
"Take that" nie nazywa się tak na darmo. Naprawdę wali w łeb jak dobra wóda. Ten
numer porywa serce, ciało i sam zawiązuje Ci sznurówki żebyś czym prędzej biegł do
klubu. Nadal lecimy na prostym patencie, ale tu zarówno pomysł jak i wykonanie są
lepsze i dużo bardziej interesujące. Dźwięk, który służy za bas brzmi jak silnik Kubicy
(bez kitu!), perkusja jest pełniejsza, słychać dopełniające wstawki syntezatorowe, a
melodia nie ogranicza się do jednego taktu. Przejścia między zwrotkami nie są wciąż te
same jak u Lethala, a zarapowane wersy są w odpowiedniej proporcji do muzyki. Choć
nie ma tu śpiewanego refrenu i chwytliwej melodyjki to "Take that" na bank będzie Ci
chodzić przez dobrych parę dni po głowie.
Od razu widać kto miał dobry pomysł, a kto poleciał po bandzie i zrobił coś na "odwal
się".
Runda 2 - Tekst
"I got a formula" nawija Wiley i rzeczywiście - ten gość ma patent na hit. Nie robi ich
może zbyt wiele, ale jak już coś wypuści to jest to konkret. "Wszyscy, którzy myślicie, że
nie potrafię już tego robić po prostu stańcie z boku i łapcie to!" Wiley to charakterny i
konsekwentny koleżka, który nie rzuca słów na wiatr. Tekst nie jest może zbyt
odkrywczy, a wersy powtarzają się po parę razy w kółko, ale dzięki temu muzyka nie
jest przytłaczana nudnym gadaniem. Zwrotki są zarapowane z wielką energią. Słychać i
czuć, że Wiley jest pewny siebie, wie co mówi i nie musi nic lirycznie udowadniać -
wystarczy spojrzeć na listy przebojów. Eskimos z Londynu zamiast gadać co mógłby
zrobić po prostu to robi. Nie ma sensu opierać się takiej sile przekazu - "take that"!
Lethal w swoim kawałku wysyła długą listę życzeń do świętego Mikołaja. "Chcę mieć
wszystko. Chcę być gwiazdą. Chcę mieć dwadzieścia dziewczyn, Beyonce, Aleshę Dixon"
itp itd. Wydaje się jednak, że wierzy w to tylko on i ta panna z refrenu, która robi to
tylko dlatego, że ktoś jej zapłacił i pozwolił wystąpić w teledysku.
Runda 3 - Klip
Jeśli mam być szczery to teledysku do "Go Go Go" lepiej w ogóle nie oglądać. To co
tam się dzieje to istny cyrk i nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, czy podłożyć pod
ten obrazek jakąś sieczkę z techno najby. Dosłownie każda część ubrania rapera
począwszy od okularów przeciwsłonecznych, przez bluzę na butach skończywszy świeci
się jak lampka na choince i razi oczy soczystym pomarańczem i neonową zielenią. Gość
wygląda jakby przezorna mam ubrała go tak żeby nie wpadł w nocy pod samochód.
Wokalistka z refrenu jest obwieszona jakimiś kolorowymi i świecącym kablami od
internetu, a jakby tego było mało wszyscy mają dobrze znane bywalcom wiejskich
potańcówek białe rękawiczki. Gwiazda utworu posunęła się o krok dalej i klasyczne
rękawiczki zastąpiła imitacją dłoni Myszki Miki - ot taka ekstrawagancja. Całość wygląda
dość żałośnie, a nawet niesmacznie.
Wiley za to znając dobrze swoją pozycję w grze postanowił nie robić z siebie pajaca.
Założył jeansy i kurteczkę najka plus modny obecnie zegareczek. Oczywiście jest trochę
lansik, ale całość wygląda bardzo schludnie. Tak jak w przypadku "Go Go Go" klip był
kręcony w studiu na czarnym tle. Tutaj postawiono jednak na minimalizm, a nie ferię
barw, która ma przyciągnąć wzrok za wszelką cenę. Całość jest dopełniona małymi
smaczkami jak momenty stylizowane na 3D, czy odpowiednie dawkowanie ultra fioletu.
Raper zaprosił na plan paru znajomych z branży i dwie tancerki. Gwoździem programu
jest zdecydowanie jedna z panien przewijających się na klipie - burza rudych loków na
głowie i szaleństwo w oku. Strzela wykręcone miny, wykonuje gesty i ruchy, które
fizycznie opisują to co dzieje się w muzyce. Wystarczy rzut oka na tą dziewczynę i od
razu mamy pewność, że kiedy wchodzi na parkiet to przyciąga uwagę wszystkich
zgromadzonych w klubie. Niejeden mógł by nauczyć się od niej co znaczy dobra zabawa.
Bez tego rudego aktorskiego talentu klip by nie istniał. Ogląda się to z wielką
przyjemnością i bananem na japie.
Final round Jeśli udało Wam się zmęczyć artykuł do końca chyba sami wiecie kto jest zwycięzcą. "Go
Go Go" wydaje się marnym robaczkiem, przy potężnym imprezowym słoniu jakim jest
"Take that". Bizzle chciał pokazać kto jest lepszy w te klocki, a wyszła mu z tego
zaledwie marna kopia Wiley'a. "Go Go Go" może i miałoby szansę zaistnieć (koniec
końców nadaje się do potańczenia), ale tylko gdyby wyprzedziło z premierą singiel z Eski
Beats. Słuchając płyty "Go Hard" reprezentanta Fire Camp jasne jest, że koleś potrafi
zrobić dobry, klubowy shit dlatego najnowszy utwór może być jedynie obrazą dla jego
fanów. Lethal zapomniał, że jeśli nie ma się nic konkretnego do powiedzenia to lepiej nie
mówić nic.
Jeśli liczycie na nowe wydawnictwa spod szyldu A$AP Mob, to możecie przestać na nie czekać. A$AP Ferg wyraził przekonanie, że nowojorski kolektyw już...
Głosowania w ramach Popkillerów 2025 ruszają niebawem! Jako że co roku scena daje nam setki albumów i tysiące singli to łatwo jest coś przeoczyć -...
O nieee przez Lethala wróci moda na te zjebane białe rękawiczki:(
nie przepadam za kawałki typu electro ale czasami mozna sie tak w to wkrecic ze dajcie spokoj ;D a oba numery to prze prze banger-klub^^
bardzo podoba mi się i liczę na więcej tekstów o brytyjskiej muzyce
Take That Wiley'a miażdży, na impreze ciężko coś lepszego znaleźc, no chyba że Bonkers Dizzee'go:D Go Go Go spoko, ale z Take That bez porównania. Brytyjska scena roście w siłe
już słyszałem jak buraki się wożą z tą muzą, panowie to do was: BEZ TUBY NIE RADY!;]
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.