22 petardy na Sylwestra 2012
Kiedy przeczytałem zestawienie Mateusza, które podsumował wnioskiem "Możecie oczywiście pieklić się poniżej, że jak to Popkiller i FloRida czy Nicki Minaj i że "Ante Up" czy "Full Clip" również rozpalą każdą imprezę... ale nie gwarantujemy, że zróżnicowane gustem środowisko nie uzna, że to dobry czas, by odciąć was od sprzętu i odpalić "Gangnam Style" lub "Ona Tańczy Dla Mnie"" pomyślałem sobie - bez kitu. Wybrać 20 numerów, które będą hulać jak zbierze się 20 psychopatów zajaranych rapem to małe piwko przy tym, żeby wybrać 20 numerów, które rozbujają imprezę niezależnie od tego, kto się na niej znajdzie. Porywające, taneczne, przebojowe, w jakiś sposób muzyczne nie rapowe, uniwersalne, a nie "dla smakoszy". Postanowiłem również pogrzebać trochę w albumach i znaleźć parę petard z odpowiednim impetem, które jednocześnie nie będą odstraszały osób nieosłuchanych z rapem. A nawet jeśli będą, to przynajmniej powinny porwać je rytmem i energią.
Zestawienie jest kompletnie autorskie i nie mogę zagwarantować wam skuteczności działania, ale myślę, że każdy znajdzie wśród tych numerów przynajmniej kilka, które sprawdzą się na jego imprezie. W zestawieniu znalazło się miejsce i dla Big Boia z Outkastu i Pharoahe Moncha, znalazł się numer, który mogą dobrze pamiętać wasze mamy, ale też zdecydowana większość pochodzi z XXI wieku. To jednak nie ma znaczenia - kryterium doboru dla mnie nie dotyczyło czasu powstania. Jak zrobić tak, żeby bawili się wszyscy a jednocześnie samemu móc posłuchać np. Q-Tipa czy EPMD? Wydaje mi się, że to wbrew pozorom naprawdę możliwe. Zapraszam do zestawienia 22 petardy na Sylwestra 2012 roku.
Christina Aguilera "Slow Down Baby"
Zanim wydacie na mnie ekskomunikę i napiszecie, że nigdy więcej nie będziecie czytać tego co piszę, włączcie sobie ten numer. To nie przypadek, że Kryśka dostała kiedyś od Andrzeja Cały 5/6 za ten album. "Slow Down Baby" to z pewnością jeden z największych highlightów pierwszego CD "Back To Basics" w którym swoje paluchy maczał DJ Premier. Świat jest mały, a dobra muzyka bardzo często może powstawać tam, gdzie wielu by się jej nie spodziewało, co?
Big Boi "Shutterbug"
Singiel z "Sir Lucious Leftfoot" musiał się tu znaleźć nie dlatego, że numer może być po prostu znany przez waszych ludzi, ale bardziej dlatego, że choć "Shutterbug" to zupełnie co innego niż wcześniejsze dokonania tego hitmakera to Scott Storch znów przypomniał sobie jak bujać. Tempo jest moim zdaniem megataneczne, refren włazi w głowę, a flow Big Boia dodaje temu takiej energii, że nie wyobrażam sobie za bardzo jak można jej nie poczuć.
Chiddy Bang ft. Q-Tip "Here We Go"
Słuchając tego numeru można szybko zrozumieć dlaczego Chiddy Bang bardziej lubią w UK niż USA. Nieskrępowane korzystanie Xaphoon Jones'a z elektroniki brzmi zwyczajnie świeżo i pomysłowo, rytmika porywa, a refren Q-Tipa to też coś nieprzypadkowego. Myślę, że kiedy będzie wjeżdżał za trzecim razem, gdy puścicie ten kawałek, wiele osób będzie go już śpiewać razem z frontmanem ATCQ.
EPMD ft. Teddy Riley "Listen Up"
To just give people something funky to listen to. Wielki powrót EPMD dla wielu nierapowych mord żądnych melanżu może nie być imponujące, podobnie jak to, że obok nich pojawia się Teddy Riley znany ze współpracy z Michaelem Jacksonem, Usherem, zespołem Blackstreet, multiplatynowych nagrań i nagród Grammy. Imponujący będzie na pewno impet tego singla przy którym ciężko jest kontrolować ruchy całego ciała.
DJ Hi-Tek & Jonell "Round & Round"
Mocno trzeba było się ukrywać, żeby tego nie znać, ale tutaj ważniejsza od popularności jest jakość, a przecież jest to porywające R&B pełne emocji. Imprezę czasem warto chociaż na chwilę uspokoić, chociaż nie widzę większego problemu w tym, żeby tańczyć do bitu Hi-Teka, który już od 99 płynie. I to jak płynie. A Jonell jak śpiewa. Swoją drogą - nie spotkałem jeszcze kobiety, która nie lubiła tego numeru.
Jadakiss ft. Mary J. Blige "Grind Hard"
Syntetyczny bit nie zawsze kojarzy mi się z czymś najwyższej klasy i najbardziej pożadanym. Do momentu, kiedy syntetycznych brzmień nie używa się z odpowiednim smakiem, doborem, w odpowiednim celu i wiedząc jak zrobić, że to brzmiało najlepiej. Tak to zadziałało w przypadku "Grind Hard", które w mojej opinii ma w sobie tak olbrzymi singlowy potencjał, że ciężko mi racjonalnie wyjaśnić czemu nie zarobiło to fury zielonych. Mary J. trafiła z melodią optymalnie, Jada z krótkimi bardzo mocnymi wejściami podobnie. Sztos.
Fatboy Slim "Rockefeller Skank"
Każdy to zna. To było w co drugiej reklamie i co trzeciej grze. Numer w którym Slim bawi się frazą wypowiedzianą przez Lorda Finesse to coś więcej niż hit. To jest kasowa bomba, najmocniejszy singiel z płyty z której był nim co drugi numer. To powiew świeżości w ówczesnej muzyki pozostający poza zasięgiem czasu - niestarzejący się. Klasyczna rzecz jak na moje ucho.
Ludacris "The Potion"
Nie wyobrażam sobie, żeby mówić o rapowych numerach, które mają rozpalać parkiety i nie wspomnieć o Timbalandzie. Nie jest moim ulubionym producentem, ale nikt mu nie zabierze tego, że były czasy, kiedy w kwestii klubowych bangerów to on był numerem jeden. Perkusje w numerze z Ludacrisem i ten przedziwny motyw są po prostu jak zapalnik. Ludacris natomiast rapuje tak, że można tańczyć do jego flow i nawet jeśli brzmi to jak linijka z jego bragga, to tak po prostu jest.
N.A.S.A. ft. David Byrne, Chuck D, Ras Congo, Seu Jorge, Z-Trip "Money"
Projekt N.A.S.A. faktycznie jest nieco kosmiczny, w swoim posuniętym do granic skrajnym eklektyzmie. W tym nieludzko tętniącym funkiem numerze o pieniądzach z bardzo chwytliwym refrenem znalazło się miejsce zarówno dla rezydentów Rock & Roll Hall Of Fame, zdobywców Oscara, pionierów zaangażowanego politycznie rapu z NYC i brazylijskiego wychowanka faveli grającego muzykę kompletnie otwartą. Dajcie to głośniej i spróbujcie się nie ruszać. No fuckin' way.
Pac Div "Anti-Freeze"
Tytuł mówi sam za siebie. Bas rządzi tym numerem, a jeśli bit ma być w takiej rytmice, z mocno eksponowanymi hatami, to niech rapuje na tym ktoś kto wie jak to robić. Bez dwóch zdań trójka z Cali wie, a jeśli raz poczuje się ten popierdzielony rytm napędzanym absolutnie kosmicznym basem, to ciężko sobie to wybić z głowy.
Pharoahe Monch "Body Baby"
To, że członek Organized Konfusion lubi oldschool, wiedzieliśmy zawsze, ale że sięga w przeszłość tak daleko uświadomił dopiero na "Desire". Z tym gościem to nigdy nie wiadomo do końca czy jeszcze rapuje czy już śpiewa, tak czy siak zawsze brzmi rewelacyjnie. Tutaj dodatkowo porywa do tańca i to... gospelowo?! Chyba na to wychodzi, choć na pewno nie w tematyce, ale tak czy inaczej to jest moc niesamowita, a rytmika prosta i strasznie efektowna. Muzyka, która może spodobać się niezależnie od twojego rocznika i muzycznych fascynacji. Wszystko w tym jest.
The Knux "Bang Bang"
To, że tych dwóch wariatów z południa, którzy po huraganie Katrina przenieśli się do Kalifornii i zaczęli robić coś wyjątkowego w zestawieniu nie zabraknie było dla mnie wiadome od razu. Znak zapytania nie był przypadkowy, bo dla mnie zarówno ten numer jak i pochodzące z tego samego albumu "F!RE (Put It In The Air)" i "Roxanne" mogłyby się w tym miejscu znaleźć. "Fire" porywa w lżejszym tempie, a "Roxanne" to zdecydowanie uptempo i to na dodatek z dobrym refrenem. A "Bang Bang" - tam po 5 sekundach wiadomo, że to hicior.
Too $hort ft. Jazze Pha, Baby "Checkin' My Hoes"
Żeńska część imprezy może nie być zachwycona jak zacznie wyłapywać co nawija tu Too $hort. Każda część powinna jednak szybko poczuć funkową wibrację, która porywa tutaj niesamowicie. Refren niesie to tak, że aż ciężko uwierzyć, że to nie stało się szeroko rozpoznawalnym szlagierem, ale tak też się zdarza. Nic to nie powinno zmienić w muzycznym odbiorze tego w opór gorącego kawałka.
Q-Tip "Move"
Sam tytuł mówi, że Q-Tip chce cię ruszyć z miejsca, a ten koleżka akurat wie jak to zrobić. Pochodzący z "The Renaissance" sztos powinien wpaść w ucho każdemu, kto chociaż trochę czuje rytm. Jak będziecie wystarczająco sprytni może uda się wam przemycić nawet ukryty tutaj kawałek tytułowy, który na pewno mniej taneczny, ale nie znaczy, że choć troszkę gorszy. Zarówno on jak i "Move" oczywiście najlepiej smakuje w kontekście pochodzącego z 2008 albumu Tipa, ale myślę, że z takim numerem fajnie rozpoczynać nowy rok. Muzyka, która bawi i rozwija, zamiast uproszczać i ogłupiać.
Reflection Eternal ft. Estelle "Midnight Hour"
Analogicznie jak w przypadku "Body Baby" mamy tutaj klasyczny przypadek powrotu do rozwiązań znacznie starszych niż hip-hop, które sprawdzają się świetnie. Różnie bywało z formą Estelle na jej własnych płytach, ale tutaj moim zdaniem tworzy z Kwelim jeden z ciekawszych duetów raper/wokalistka w konwencji bliższej Dianie Ross niż Jay'owi i Alicii.
Slaughterhouse "The One"
Pamiętam jaką bibę wywołali tym numerem we Freshu i myślę, że nie tylko będąc na żywo mogą rozskakać pomieszczenie. Jeden prosty gitarowy motyw, kilka świetnych przełamań i powstaje numer praktycznie idealny. Czasem tak niewiele potrzeba, żeby stworzyć potwora. To jest pierdolony hit.=
Wiz Khalifa "In The Cut"
Ten numer ma w sobie coś tak fascynującego, że nawet jak na chwilę zapomnę, potem natknę się przypadkiem i nie mogę się go pozbyć tygodniami. Pochodzący z najlepszego chyba mixtape'u Wiza powinien w warunkach celebracji nowego roku sprawdzić się świetnie. Taylor Gang Or Die.
Chase & Status ft. Cee-Lo "Brixton Briefcase"
Znowu rozterka - "Brixton Briefcase" z Cee-Lo Greenem z Goodie Mob robiącym kolejny już hit w jego karierze czy nie mniej kozacką energetyczną petardę z gościnnym udziałem Mavericka Sabre'a - "Fire In Your Eyes". Ostatecznie padło na to pierwsze, bo to jeden z najlepszych numerów Cee-Lo w ostatnim czasie, a jego głos potrafi bardzo pociągnąć za sobą ludzi. "Brixton Briefcase" jest tak zaśpiewane, że nawet oczekiwanie na wybuch tej nieludzko hitowej kompozycji się nie dłuży - wokalista fascynowałby nawet śpiewając to a capella.
ABC "Za dużo chcesz"
A tak mi się przypomniało. Funk w Polsce zazwyczaj miał trochę pod górę i dlatego jego dawniejszych okazów nie jest wiele. Tym bardziej warto pielęgnować takie perełki jak ta, nagrana przez zespół ABC. "Za Dużo Chcesz" swoją naiwną wręcz prostotą zwala z nóg pomimo wielu lat, które minęły. W końcu nie samymi nowościami człowiek żyje.
Chaka Khan ft. Mary J. Blige "Disrespectful"
Kiedy Chaka otwiera potężnym wokalnym wjazdem wiadomo, że będzie to coś niesamowitego. Ta panie zresztą miały przyjemność śpiewać ze sobą wcześniej, były zresztą za ten duet obsypane nagrodami, ale to pochodzące z 2007 roku Disrespectful wydaje mi się ich najlepszym wspólnym numerem. Po pierwsze uzupełniają się jakby znały się na wylot, a porywający perkusją i mocą wokalu numer w pewnym momencie łamie się wnosząc cudowny refren i mnóstwo emocji.
VV Brown "Everybody"
Podobnie jak w przypadku Knuxów miałem poważne wątpliwości związane tylko z tym, który z numerów albumu VV Brown wybrać. Już otwierające "Quick Fix" jest przecież świetnym kandydatem do porwania na parkiet. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku "LEAVE!" i "Crying Blood". W przypadku tych trzech tracków "Everybody" wygląda najbardziej spokojnie, ale również jest numerem bardzo żywym i mocno nasyconym emocjami. Może świetnie sprawdzić się, kiedy pary raczej będą chciały usiąść i sobie, że tak powiem poszeptać do uszek. Dużo w tym też prywaty, bo to mój osobisty faworyt z albumu i nigdy mi się nie znudzi.