Dr. Dre "Been There Done That (Original Version)" (Ot Tak #174)
W dniu dzisiejszym swoje pięćdziesiąte urodziny obchodzi Dr. Dre - dla wielu najwybitniejszy producent w historii hip-hopu i autor niezliczonej ilości klasyków z ponad 30-letnim stażem w grze. Andre Young to człowiek, który praktycznie w pojedynkę wprowadził hip-hop w świat dzisiejszego mainstreamu za sprawą albumu "The Chronic" oraz pomógł wylansować kariery czołowych przedstawicieli tego gatunku jak Snoop Dogg, Eminem, 50 Cent czy The Game. Niezliczona ilość hitów na koncie oraz wizjonerskie spojrzenie na ten biznes zaprowadziły go na sam szczyt i uczyniły pierwszym hip-hopowym miliarderem. Ale 20 lat temu sprawy nie wyglądały tak różowo...
W połowie lat 90-tych Dre stanął na rozdrożu. Tracił kontrolę nie tylko nad własną firmą ale i nad własnym życiem... liczne imprezy mocno zakrapiane alkoholem sprawiały, że wybujałe ego supergwiazdy zaczęło przejmować stery powodując zatargi z prawem i szereg innych problemów, których kulminacją był kilkumiesięczny pobyt w więzieniu. Dopiero w samotnej celi artystę naszły refleksje co do słuszności kontynuowania dalszej ścieżki życiowej i kariery muzycznej. Po wyjściu z aresztu Dre postanowił zmienić nie tylko otoczenie ale i przekaz własnej twórczości.
Pierwszym krokiem było więc opuszczenie wytwórni Death Row Records, którą pomógł wywindować na szczyty popularności. Za jedną odważną decyzją poszły następne a proces całej transformacji najlepiej słychać na singlu "Been There Done That", który zapowiadał nadejście ery Aftermath. Oto Dre - człowiek który wprowadził "Gangsta Rap" do MTV i innych stacji muzycznych postanowił zerwać z nurtem którego popularyzacja przyniosła mu niewyobrażalne pieniądze i sławę. Jak pokazał czas i wydany trzy lata później krążek "2001", była to tylko czasowa odskocznia ale pod koniec 1996 roku ta deklaracja wywołała spory szok wśród słuchaczy.
Autorem tekstu "Been There Done That" był J. Flexx, który w latach 1994-1996 pełnił funkcje głównego ghostwritera Dre. To właśnie spod jego pióra wyszły liryki do "Natural Born Killaz", "Keep Your Hands Ringing" czy "California Love". W dopieszczeniu produkcji pomagał zaś Bud'da, grający obok Mel-Man'a drugie skrzypce w początkowym okresie rozwoju labelu Aftermath. Nie tylko treść tego kawałka wzbudzała w swoim czasie kontrowersji ale również okoliczności jego powstania. Numer został bowiem zarejestrowany jeszcze w okresie, kiedy Dre nadal negocjował swoje odejście z Death Row. Historia głosi, że J. Flexx - sfrustrowany brakiem wynagrodzenia za swój udzial w hitowych nagraniach Andre Younga zaniósł demo tego utworu do Suge Knighta. Flexx nadal był związany kontraktem z Death Row, więc Suge czym prędzej pośpieszył do Dre i oświadczył, że jeśli producent chce użyć tego numeru na swojej nowej płycie - część tantiem z zysków będzie musiała zostać przelana na konto wytwórni. Tak też się stało o czym świadczy napis "Suge's Publishing" we wkładce płyty Aftermath. Nie pomogła nawet lekka modyfikacja utworu, o czym możecie się przekonać sprawdzając umieszczony poniżej oryginał który w wersji albumowej miał ucięty początek. Jako bonus załączam także teledysk, którego z pewnością nie widziała spora grupa naszych młodszych czytelników.
"Been There Done That" nie miało w sobie tej przebojowości jaką posiadały inne single Dre - chociażby "Nothing But A G Thang" czy "Still Dre". Był to utwór raczej smutny, przepełniony refleksją, podsumowujący dotychczasowy etap życia artysty. Pokazał jednak, że zrywanie z czymś co się robiło całe życie nie jest łatwe i czasem lepiej nie naprawiać tego co nie jest zepsute.
Happy B-Day D-R-E i proszę - daj sobie spokój z "Detoxem", nikt nie chce słyszeć pół-produktu który i tak nie spełniłby pokładanych w nim nadziei. Pamiętaj o czym mówiłeś w '96 - "Been There Done That", nie musisz nam już nic udowadniać.
Z jednego bardzo prostego przykładu - patrz "Chinese Democracy". Płyta robiona też kilkanaście lat przehajpowana do granic możliwości i niepotrafiąca sprostac wygórowanym oczekiwaniom ani reszcie dyskografii Guns N Roses. Z "Detoxem" czy jakby tego nie nazwac byłaby ta sama historia i Dre o tym wie - brzmienie płyty nie ma tu nic do rzeczy bo to że w niczym by nie przypominało The Chronic było wiadomo już 10 lat temu. A kwestia kawałków, cóż - raz że Dre może sobie pozwolic na nagranie setek utworów bez konieczności ich publikowania a dwa - nigdy w trzynastoletniej historii tej płyty-widmo Dre nawet nie zbliżył się chocby raz na opracowanie jakiejś szczątkowej tracklisty i wiem to z wewnętrznych źródeł od ludzi stowarzyszonych z Aftermath. Zresztą mówiłem już o tym w wywiadzie dla poznańskirap.com:
https://www.youtube.com/watch?v=iuxllhe53QA
Moim zdaniem Dre wyda coś pod swoim szyldem, ale będzie to w momencie, gdy hype i ogólna moda na trap, new school i mega nowoczesne podgatunki przestaną być postrzegane jako te wyznaczające kolejny etap w rapie.
What ever. Wszystko ma kiedyś swój koniec, tak jak skończył się klimat lat.80-tych tak skończy się trap itp. Za 10 lat będzie moda na coś zupełnie innego. Myślę, że nawet za mniej niż 10 lat :D A Dre wtedy już będzie dziadkiem, choć nie zmienia faktu, że przedtem pierdolnie coś ponadczasowego co zapisze się na zawsze w kartach historii amerykańskiego rapu. Chyba, że pójdzie w stronę czegoś mega nierapowego. Co niewykluczone może stać się właśnie czymś ponadczasowym.