"Kwiaty Zła" mają 15 lat - klasyk Piha i 1. płyta Step Records!
Dokładnie 15 lat temu ukazały się "Kwiaty Zła". Album to przełomowy, na co najmniej trzech płaszczyznach: wydawniczej, wpływu na karierę zainspirowanego wówczas twórczością Charlesa Baudelaire'a autora, a także na cały gatunek w kraju.
Pod względem wydawniczym dlatego, że jest to faktycznie pierwszy długogrający krążek w katalogu Step Records. W nieciekawych pod względem koniunktury dla całego gatunku czasach album ten bardzo szybko zyskał status złotej, a w późniejszym czasie platynowej płyty. Numerem dwa w katalogu wytwórni okazał się "Proceder" Chady, a w kolejnych latach mieliśmy do czynienia z mocną ofensywą Step Records pod względem ilości wydawanych płyt i wyświetleń teledysków na Youtube (obecnie ponad 4 mld odsłon na kanale) - oprócz raperów od razu kojarzonych z labelem, przez katalog wytwórni przewinęły się przecież takie osoby jak Włodi, Te-Tris, Białas czy Zeus. A całą machinę wprawiły w ruch "Kwiaty Zła", które dały wiatr w żagle i szansę na rozpęd.
Jeśłi chodzi o wpływ omawianego krążka (a właściwie krążków - to przecież była dwupłytówka) na cały gatunek w kraju - nie można nie zacząć od tego, że jest to flagowy przykład horrorcore'u w polskim wydaniu. Oczywiście, już w latach 90' były próby zabawy z tym subgatunkiem w wykonaniu Nagłego Ataku Spawacza czy S.E. Sekator (kto pamięta?), w pewnym stopniu należy w tym kontekście wspomnieć o pierwszym Kalibrze, po 2000 był choćby nielegal Deepa "We Mnie" czy "Pogrzeb" Miuosha, objawił się Słoń, który następnie w ramach swojej wytwórni Brain Dead Familia wypromował graczy takich jak Opał czy Floral Bugs - w każdym z wymienionych przypadków ta groza wyglądała trochę inaczej, na inne jej odsłony kładziono akcenty. Śmiało jednak należy stwierdzić, że obok pierwszej "Demonologii" Słonia i Miksera to właśnie "Kwiaty Zła" stanowią najbardziej kompletną pozycję utrzymaną w tej stylistyce, przy czym w przeciwieństwie do dzieła poznaniaków, autor mniej odpływa w fikcję literacką i krainy duchów, potworów czy nawet slasherów, a grozę dostrzega i kreśli bliżej życia, chcąc kurczowo trzymać się realizmu. I dlatego to tak rezonuje. Jednym z najczęściej przywoływanych, a na pewno najbardziej jaskrawym z przykładów jest "Brud", czyli przerażający opis aktu morderstwa prostytutki przez seryjnego mordercę. Talent do obrazowego, sugestywnego pisania Pih miał akurat zawsze, jednak chyba dopiero tutaj objawił się on w pełnej okazałości. Tak, język tej płyty jest literacki, mnogi w barwne opisy rzeczywistości, choć nie stroniący od wulgarów, bezkompromisowych linijek. Oczywiście, od czasu do czasu mamy też spokojniejsze, refleksyjne momenty ("Wersy Nocą"), czasem ta groza objawia się w tylko pojedynczych wersach, służąc jako metaforyczne tło do nawijki o niszczeniu wack MC's - faktem jest jednak, że nastrój niepokoju towarzyszy nam przez praktycznie cały odsłuch. Emocjonalne, charakterystyczne flow gospodarza tylko potęguje charakter całości.
"Kwiaty Zła" to trzeci solowy album białostockiego rapera, a wliczając liczne duety, w których brał udział (JedenSiedem, album z Chadą oraz Skazani na Sukcezz) - jego szóste wydawnictwo. I wydaje się, że dopiero ono było strzałem w... dziesiątkę. Oczywiście, sięgając do historii polskiego rapu zarówno w wymiarze ogólnopolskim, jak i lokalnym, nie można nie wspomnieć o "Wielkiej Niewiadomej", "O nas, dla was" jak na swoje czasy (2003 roku) było na pewno solidnie sporządzonym raportem z ulicy i ciekawym połączeniem dwóch zgoła odmiennych styli rapowania, a i do wydanego 3 lata później bangerowego, syntetycznego i punchline'owego "Na Linii Ognia" z moim ulubionym swego czasu Pyskatym także mam duży sentyment. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że pierwszym dwóm solowym dziełom Adama Piechockiego - choć także stanowiącym kawał historii, m.in. związanej z legendarną wytwórnią RRX, w której to ukazał się debiut "Boisz się alarmów?" - brakowało utrzymania równego poziomu, który wywindowałby reprezentanta Białegostoku do najściślejszego topu krajowego mainstreamu. Na "Kwiatach Zła" tego problemu już nie ma.
Kluczem do sukcesu omawianego dzieła musiał być odpowiedni dobór bitów. Warstwa muzyczna "Kwiatów Zła" jest cholernie dopracowana, już od "Dobry Wieczór Polska" swoim mrocznym, niepokojącym klimatem chwytająca za gardło i nie puszczająca aż do ostatniego tracka (a łącznie jest ich przecież aż 22). W przeważającej części odpowiada za nią DNA (moi faworyci to "Czarny Kruk" i - a jakże - "Co było, a nie jest" z Brudnymi Sercami), ale także Magiera, L.A., Sherlock (kapitalne, wspomniane już "Wersy Nocą"!), DJ Story, Poszwixxx, Emer, David Gutjar, Spintec i FulS. Może i nie zabrakło tu tych nieosławionych smutnych pianinek, ale najważniejsze, że przy tym nie zabrakło też producenckiego kunsztu. Goście? Gwiazdorska obsada: Peja, Chada, Mes, Fokus, Ero, Kaczor, Lukasyno, Miodu i oczywiście Brudne Serca, co niejako legitymizowało krążek również w kręgach forumowo-podziemnego truskulu.
Należy też zauważyć, że album ten ukierunkował dalsze poczynania artysty, który poprzednio przecież lubował się w imprezowych cykaczach i bardziej frywolnej, bezczelnej nawijce. Seria wydawanych następnie "Dowodów Rzeczowych" kontynuowała schemat "Kwiatów Zła" pod względem klimatu i tematyki, a zatem również była utrzymana raczej w powadze, grozie, molowych nastrojach, nierzadko w patosie. Przede wszystkim jednak ten dwupłytowy album wydany w 2008 roku osiągnął niewątpliwy sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Po dokonaniu odsłuchu przypominającego z okazji jubileuszu omawianego dzieła stwierdzam, że jego odbiór nie zmienił się ani trochę. Do skipowania jest tu bardzo niewiele (mnie akurat np. nie podchodzi ten patent na zwrotki w "Winnym zarzucanym czynom", też takie "Uważaj czego pragniesz" nie wyróżnia się szczególnie - ale to by było na tyle w kwestii ewentualnych minusów), całość broni się bardzo dobrze, bezsprzecznie przetrwała próbę czasu. Opus magnum Piha? Jak najbardziej. Klasyk gatunku? Jeszcze jak!
Artykuł powstał w płatnej współpracy ze Step Records