Shock G "Gość w kapeluszu" - wspomnienie

video
dodano: 2021-04-24 17:30 przez: Marcin Natali (komentarze: 4)

Niestety po raz kolejny w tym miesiącu przychodzi mi napisać "Rest In Peace" dla następnej legendy, którą miałem szczęście i zaszczyt poznać osobiście - tym razem jest nią Shock G... Cieszę się, że mogliśmy uchwycić cały ten moment spotkania na filmie, bo chyba niewiele osób uwierzyło by w tę historię - historię, którą niezmiennie umieszczałem w ścisłej czołówce najbardziej niewiarygodnych muzycznych doświadczeń...

Jest wieczór 23 kwietnia. W przypływie emocji postanowiłem wrócić jeszcze raz pamięcią do tego spotkania, zarazem starając się oddać hołd niesamowitemu artyście i wyjątkowemu człowiekowi, jakim był Gregory "Shock G" Jacobs.

Ostatniego dnia naszego 4-dniowego pobytu w Los Angeles w 2016 roku spotkaliśmy się z moim dobrym przyjacielem Louisem Kingiem w Santa Monica i poszliśmy zobaczyć go występującego na żywo z zespołem House of Vibe w klubie Harvelle's. Podczas przerwy wszyscy wyszliśmy na zewnątrz i po prostu staliśmy rozmawiając w alejce, kończąc nasz wywiad z Louisem, kiedy z zaułka wyłoniła się tajemnicza ekipa kilku kolesi (wspomniany moment). Po chwili jeden z nich - niecodziennie wyglądający wysoki gość z kozią bródką, ubrany w długi czarny płaszcz i słomkowy kapelusz - powiedział do nas „Ayo, pozwól mi coś powiedzieć do kamery!”. Nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje. Facet powtórzył „Pozwól, że powiem coś do kamery!”. Ok... Czemu nie? Ponownie włączyliśmy kamerę, skierowaliśmy ją w jego stronę… a potem się stało TO… „Shock G wita was wszystkich na naszej planecie!”. Wierzę, że nasza reakcja na wideo mówi wszystko. ŁAŁ. Byliśmy oszołomieni! „Stary, to naprawdę jest SHOCK G! Skąd on się wziął?! Jak ja go nie rozpoznałem?”.

Oczywiście od razu odezwało się nasze dziennikarsko-popkillerowe zacięcie i jednym z pierwszych instynktów, jakie mieliśmy, było „Zróbmy wywiad!”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przed wyjazdem do Kalifornii wysłaliśmy kilkadziesiąt e-maili i wiadomości do różnych kalifornijskich raperów, producentów, legend i nowicjuszy z pytaniem o możliwość przeprowadzenia z nimi wywiadu podczas naszej wizyty. Garstka z nich odpowiedziała, ale jednym z artystów, od których nie dostaliśmy odzewu, był Shock G - a potem nagle spadł tuż przed nas jak gwiazdka z nieba - wybitna, słynna, prawie mityczna i nieosiągalna postać. Facet, który praktycznie zniknął z branży muzycznej po stworzeniu niezliczonych klasyków z Digital Underground. A przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo kolejne projekty, które wypuszczał Shock w nowym millenium nie odbijały się już tak wielkim echem jak albumy DU z lat 90 (warto wspomnieć - na przestrzeni lat 1990-1998 wydali oni aż 5 albumów i jedną EPkę). W 2004 roku światło dzienne ujrzał długo oczekiwany, świetny solowy album Shocka „Fear Of a Mixed Planet”, 4 lata później ukazał się finalny album długogrający Digital Underground "..Cuz a D.U. Party Don't Stop!", w 2010 r. dostaliśmy jeszcze ich EPkę "The Greenlight EP" - no i to by było na tyle. Krążyło wiele historii i plotek odnośnie tego, co dzieje się z Shockiem, ale nikt nie wiedział, co było prawdą… Wyglądało na to, że wreszcie mieliśmy się tego dowiedzieć!

Nie przewidzieliśmy jednak, że Gregory "Shock G" Jacobs nie był kolejnym "tradycyjnym" artystą, którego można by zamknąć w standardowym wywiadzie typu „pytanie - odpowiedź”. Był Artystą z prawdziwego zdarzenia, wolnym nieokiełznanym duchem, a nagrany przez nas film ukazuje esencję jego niepowtarzalnego stylu i wyjątkowej aury. Zamiast mówić do nas w formie konwersacji, mówił do nas... rymem. Jak na poetę przystało, Shock przystąpił do rapowania do naszego aparatu acapella - opowiadając historię swojego życia - od złotych dni, licznych triumfów i sukcesów, po realia codziennych zmagań wiele lat później, już z dala od przemysłu muzycznego. Pomiędzy tymi wersami, oczywiście, wtrącał niezliczone przezabawne rymy, wymieniając ciosy z nołnejmowym ulicznym raperem, który próbował stanąć mu na drodze, odwracając jego uwagę i zaburzając kosmiczne flow. A my staliśmy tam, z uśmiechem obserwując całą sytuację, która wydawała się nierealna. Cóż, może dopóki wspomniany uliczny raper nie wspomniał o swojej broni i nie zaczął otwierać plecaka... wtedy zrobiła się trochę „zbyt realna”. Ale na szczęście był to fałszywy alarm i wszystko zakończyło się pozytywnym akcentem, a sam Shock nie dał wybić się z rytmu i niezmiennie pozostał sobą - spokojnym, pełnym luzu i dystansu do siebie gościem szerzącym pokój i miłość. Nie udało nam się przeprowadzić standardowego wywiadu (Shock powiedział, żeby złapać go później - co okazało się już niemożliwe), ale to, co wydarzyło się przed naszym obiektywem, było jeszcze bardziej bezcenne.

Po całej sesji freestyle weszliśmy wszyscy do klubu, a Shock dołączył do House of Vibe i Louisa Kinga na scenie na spontaniczne jam session, częściowo poświęcone... 2Pac'owi. Jak sobie uświadomiliśmy, była to noc z 15 na 16 czerwca, dzień urodzin 2Pac'a! Shock - zgodnie ze swoim innym alter ego, Piano Man - w pewnym momencie zaczął grać na fortepianie melodię „I Ain't Mad At Cha”, reszta zespołu dołączyła i kolejne 20-kilka minut zamieniło się w piękny, uduchowiony, swobodny występ, rapowany i śpiewany prosto z serca, ze zdrową dozą tradycyjnego humoru frontmana Digital Underground, a nawet przebłyskami uwielbianego przez fanów alter ego Shocka, Humpty Humpa (Aye Humpty Hump in the building! It's a little different than a Burger King bathroom...). Jakby tego było mało, sam gwiazdor wieczoru schodził ze sceny kilkukrotnie, jakby scena przyciągała go niczym magnes - już wydawało się, że żegna się z publiką i udaje się w kierunku baru, a za kilka minut znów dołączał do zespołu i kontynuował nieograniczone żadnymi schematami ani wymogami czasowymi show. Widzieliście kiedyś muzyka, który wręcz emanuje szczerą, autentyczną miłością do muzyki? To właśnie działo się w Harvelle's tego wieczoru. Nie wymyśliłbym takiego scenariusza nawet gdybym chciał, magia.

Podobnie wspominał całe wydarzenie wczoraj Louis King na swoim profilu na Instagramie, zwracając się w ramach tribute'u do Shocka G:

"Twoje światło było zaraźliwe i świeciło pełnym blaskiem... To była noc urodzin 2Paca, 16 czerwca, i graliśmy ten numer przez co najmniej 25 minut... Każda osoba w budynku uwielbiała każdą chwilę występu i wiedzieliśmy, że doświadczamy czegoś wyjątkowego. Wysyłam miłość i modlitwę do Twojej rodziny i wiedz, że Twoje światło dalej świeci w naszych sercach"

Ostatni raz widziałem Shocka G, kiedy wyszedłem z klubu, myśląc „Zobaczmy, czy może to 'później' już nadeszło”, rozejrzałem się i zobaczyłem go biegnącego ulicą powłóczystymi, długimi krokami - wciąż w płaszczu i słomianym kapeluszu - i znikającego w ciągu paru sekund za budynkiem. Scena idealnie pasująca do nieprzewidywalnego "wejścia" wcześniej tej nocy. Spytałem potem przy barze Louisa i Colina Wolfe'a [muzyk, który dogrywał partie gitary basowej m.in. na "The Chronic" Dr. Dre], czy Shock często tak wpada na ich koncerty - odparli, że absolutnie nie, to był bodajże drugi raz w przeciągu kilku lat - ale jakże pamiętny.

Taki już chyba był ten Shock, pojawiał się i znikał, pozostawiając niezrównane wrażenie. Meteor, którego nie zapomnisz. Tajemniczy, charyzmatyczny gość w kapeluszu, nadający na nieco innych, funkujących częstotliwościach i żyjący według własnych, niepojętych dla wielu zasad i przekonań. Uosobienie sformułowania "Walk Real Kool" i personifikacja dobrej, zaraźliwie pozytywnej energii. W tym świetle niewiarygodnie teraz wybrzmiewają ostatnie słowa, które urodzony w Nowym Jorku, a powszechnie kojarzony z kalifornijskim Oakland i rejonem Bay Area muzyk nawinął nam do kamery:

Jeśli dobrze pamiętam, tak, byłem tu od zawsze
Jeśli dobrze pamiętam, nie ma narodzin, nie ma umierania
Jeśli dobrze pamiętam, to, co nazywają Wielkim Wybuchem, to moja sprawka
Jeśli dobrze pamiętam, chyba przegadałem swój czas...
Kłaniam się... 

Również my kłaniamy się Tobie, Shock, dziękując za muzykę i za te niezapomniane chwile. Spoczywaj w pokoju.

Pod spodem opublikowane przez nas dzisiaj 20-minutowe video z występu Shocka G tego wieczora (w tym 10 minut niepublikowanego wcześniej materiału): 

Anonim
Słabo gościa znałem ale pamiętam jak oglądałem ten wasz filmik z nim, zdaje się jakby to było nie dawno, R.I.P.
Marcin Natali

To prawda - a to już zaraz będzie 5 lat od tego czasu, zleciało... Pozdr!

tomasss
z tej okazji chcialbym podziekować całej Waszej ekipie za to co robicie, jestescie zajebisci!
Marcin Natali

Wielkie dzięki za miłe słowo! Zawsze daje to dodatkową motywację:) Pozdrówki! 

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>