"Hits from the Bong" - czyli jak wybuchała rapowa zielona rewolucja
„I Wanna Get High” albo „Hits from the Bong” - któż z fanów upalonego hip-hopu nie zna tych szlagierów Cypress Hill z 1993 roku. Do dzisiaj są punktem odniesienia dla artystów próbujących stworzyć odpowiednio duszny soundtrack pod palenie (niekoniecznie papierosów). Jednak dla rozwoju rapu równie ważne - a kto wie, czy nie ważniejsze - są starsze o dwa lata „Stoned is the Way of the Walk” czy „Something for the Blunted”. To właśnie dzięki nim B-Real i spółka nadgryźli jedno z muzycznych tabu i zapoczątkowali zieloną rewolucję w świecie hip-hopu.
Obecnie hip-hop i marihuana idą ze sobą pod rękę, tworząc związek niemal doskonały. Niektórzy nie wyobrażają sobie jednego bez drugiego. Ale nie zawsze tak było. W latach 80. przyznawanie się w tekstach do zażywania narkotyków - jakichkolwiek - nie cieszyło się popularnością. Linijki dedykowane konopiom? „Rolled up a wolly” - rapowali Beastie Boys na „The New Style”, „Keep a bag of cheeba inside my locker” - to z kolei Run DMC w „Here We Go”. Tone Loc nagrał numer „Cheeba Cheeba”. Na „Straight Outta Compton”, kamieniu milowym N.W.A., Ice Cube przyznawał: „since I was a youth, I smoked weed out”. W jednym z późniejszych numerów tego samego albumu poszła jednak kontra: „I still express, yo I don’t smoke weed or sess/ ‘cause it’s not known to give a brother brain damage/ and brain damage on the mic don’t manage nothing”. Kto tak rapował? Ano Dr. Dre.
Tak, dobrze czytacie, ten sam Dr. Dre, który ledwie kilka lat później wydał pamiętne „The Chronic”, rozsławiając wraz ze Snoop Doggiem marihuanę i ubogacając przy okazji narkotykowy słownik.
Na razie mamy jeszcze jednak lata 80. Palenie marihuany było wówczas ni mniej, ni więcej, ale obciachowe. Tak jak sproszkowana kokaina kojarzyła się z bogatą klasą wyższą, a crack z biedotą, tak marihuana raczej z podstarzałymi hippisami, pokrakami z przedmieść czy komediami w rodzaju „Cheech and Chong”. „Nic, co można by uznać za progresywne albo seksowne” - jak pisał Anthony Pappalardo w obszernym artykule z High Snobiety.
W dodatku Stany Zjednoczone były wówczas pod wielkiem wpływem polityki Ronalda Reagana i jego wymierzonej w narkotyki kampanii „Po prostu powiedz nie!”. W tym okresie powstał również komitet Parents Music Resource Center, którego celem - tu cytuję wikipedię - było „zwiększenie kontroli rodzicielskiej w dostępie dzieci do muzyki zawierającej tematy przemocy, seksu czy narkotyków”. Efektem działań PMRC były przede wszystkim sławetne czarno-białe naklejki z napisem „Parental Advisory. Explicit Content”, do dzisiaj ozdabiające co bardziej niegrzeczne płyty z USA.
Co ciekawe, raperzy – włącznie z tymi (wówczas) największymi - chętnie przyłączali się do walki z narkotykami. Jeszcze w 1983 roku Melle Mel nagrał „Don't Do It (White Lines)”, później - ale jeszcze w latach 80. - numery o podobnej tematyce wypuszczali choćby Public Enemy („Night of the Living Baseheads”), MC Jazzy Jeff („King Heroin”), Biz Markie („Things Get a Little Easier”), MC Shan („Cocaine”) czy Ice-T („I'm Your Pusher”, „You Played Yourself”).
Raperzy lat 80. sukcesywnie łamali kolejne tabu: Ice-T i Schooly D wywołali gangsterską falę, 2 Live Crew nagrywali muzyczne antonimy słowa „purytanizm”, Public Enemy rewolucjonizowali, panowie z N.W.A. rozpętali trzęsienie ziemi hymnem „Fuck The Police”. Ale numery aprobujące zażywanie narkotyków, łącznie z marihuaną, wciąż pozostawały tematem tabu.
Sytuację zmieniło dopiero pojawienie się na rynku muzycznym Cypress Hill.
***
Ostateczny kształt grupy krystalizował się przez kilka lat.
Zaczęło się od składu DVX. W końcówce lat 80. założyli go Sen Dog wraz z bratem, Mellow Man Acem. Dołączył do nich początkujący wówczas DJ - Julio G (dzisiaj znany przede wszystkim jako DJ w absolutnie kultowej stacji Radio Los Santos z „GTA: San Andreas”), a zaraz potem zaprawiony w gangsterskich bojach członek Bloodsów, wykazujący przy tym raperskie zdolności B-Real. Grupę uzupełnił T-Bone z kalifornijskiego Funkdoobiest.
DVX nie przetrwało jednak długo. Julio G postanowił skupić się na radiowej działalności, T-Bone trafił za kratki, a Mellow Man Ace zdecydował się na karierę solową. W 1989 roku nagrał całkiem wówczas popularny singiel „Mentirosa”.
Pozostawieni na lodzie Sen Dog i B-Real nie zamierzali rezygnować z rapu. Powołali do życia nową grupę - Cypress Hill. Geneza nazwy jest prosta: tak właśnie nazywali część ulicy, przy której mieszkali na South Gate. Trzecim do brydża był DJ Muggs, działający jeszcze wtedy w kolektywie The 7A3. Usługi młodego producenta zaraz przed odejściem polecił Julio G.
Sen Dog: - DJ Muggs był naszym asem w rękawie. Jego podejście do muzyki i styl produkcji różniły się od całej reszty. Wszyscy, łącznie z Dr. Dre, byli pod wrażeniem tworzonych przez niego beatów. Otworzył nam drzwi do wielkiej kariery.
Ich współpraca od samego początku układała się znakomicie. Czuć było w powietrzu, że razem mogą dokonać czegoś wielkiego, a dowodem niech będzie jeden z pierwszych owoców ich wspólnej pracy w studio, numer „Trigger Happy”. Tak przynajmniej brzmiał tytuł pierwszej wersji utworu. Później, po korektach Muggsa, Kalifornijczycy zmienili go na „How I Could Just Kill A Man”. Słowem: Cypress Hill praktycznie od razu nagrali hiphopowy klasyk.
Problemem było znalezienie wytwórni. Nie wszystkim podobała się tematyka poruszana przez raperów w tekstach. I bynajmniej nie chodziło o zawarte w nich linijki o policyjnych „świniach”, szaleńczych morderstwach, gangsterskich porachunkach. To wszystko było już przez hip-hop oswojone. Ale bezwstydne nawiązywanie do marihuany? Numer pisany z punktu widzenia... jointa? To już zupełnie inna para kaloszy.
- Rapowanie o przemocy było okej, ponieważ robili to wszyscy na Zachodnim Wybrzeżu - mówił Sen Dog. B-Real dodawał: - To bardzo ironiczne, ale tak to właśnie wyglądało. Mogłeś puszczać w radiu różne brutalne badziewia, ale w żadnym wypadku numery aprobujące zażywanie jakichkolwiek narkotyków. Kawałek o zielsku nie miał prawa pojawić się na antenie.
B-Real: - Zanim Cypress Hill zaczęło nawijać o marihuanie otwartym tekstem, był to temat tabu. Mam na myśli hip-hop, bo artyści reggae poruszali temat legalizacji od wielu lat. W tym gatunku było to akceptowane.
Sen Dog: - Po tym, jak Reaganowie rozpoczęli wojnę z dragami i zaklasyfikowali marihuanę jako narkotyk pierwszego stopnia, należało unikać tego słowa; mówienie „zielsko” było jak mówienie „heroina”. Cały fun wyparował. Musieliśmy to odwrócić i ponownie nadać marihuanie charakter luzu i relaksu, tak jak w latach 70. robili to Cheech i Chong.
B-Real i spółka dostawali wprawdzie oferty od znaczących wytwórni z Zachodniego Wybrzeża, ale wszystkie wymagały od nich wprowadzenia lirycznej autocenzury. Demówki pełne tekstów inspirowanych marihuaną były wprost nie do przyjęcia dla większości graczy na hiphopowym rynku.
Wyjątkiem było filadelfijskie Ruffhouse Records, mała wytwórnia posiadająca umowę dystrybutorską z potężną z kolei Sony. Obydwa labele obdarzyły Cypress Hill sporym zaufaniem. „Tacy jesteście, więc róbcie to, co uważacie za słuszne” - zdawały się mówić jednym głosem. Zespół podpisał zatem kontrakt z niezależną wytwórnią, ale mógł przy tym korzystać z prężnych muskułów majorsa.
Mimo słów wsparcia płynących ze strony Ruffhouse i Sony, nadal pozostawała nutka sceptycyzmu. I trudno się dziwić - wytwórnie chcą przecież nie tylko zarabiać pieniądze, ale i budować stabilną markę. A wypływanie na nieznane wody, w tym przypadku raczej zielone niż niebieskie, mogły przeszkodzić i w jednym, i w drugim.
Sen Dog: - Na samym początku wytwórnia nie była jeszcze w stu procentach pewna naszego materiału, więc na pierwszy singiel wybraliśmy „bezpieczne” „The Phuncky Feel One” [na stronie B singla znalazło się słynniejsze „How I Could Just Kill A Man” - red.]. Nie kręciliśmy również teledysków inspirowanych trawą, ponieważ label nie był do tego przekonany. My owszem, ale oni nie.
Cypress Hill rosło w oczach, a baza fanów stale się rozrastała. Ruffhouse i Sony pozbyły się wówczas ostatnich wątpliwości i postanowiły zaryzykować. Raperzy mogli wreszcie popuścić pasa i zapomnieć o jakichkolwiek lirycznych hamulcach. Dzięki temu obok barwnego opisu mrocznej strony Los Angeles - wszak zarówno Sen Dog, jak i B-Real należeli w przeszłości do gangów, a ten drugi został nawet postrzelony - dostaliśmy na „Cypress Hill” także prekursorskie pod wieloma względami „Stoned Is the Way of the Walk” czy „Something for the Blunted”.
B-Real: - Muszę oddać wytwórni Sony, że ludzie tam pracujący pozwolili nam na artystyczną wolność. Nie wtrącali się do tematyki naszych tekstów. Więcej, pomogli nam w odpowiednim marketingu i promocji. Wymyślili kilka kreatywnych pomysłów, dzięki którym byliśmy w stanie efektywniej wypromować nie tylko naszą muzykę, ale także ruch legalizacyjny. Czapki z głów przed Sony.
Ryzyko popłaciło. Album sprzedał się w dwóch milionach egzemplarzy i pokrył podwójną platyną. Ale sukces mierzony cyframi nakładów i honorariów to tylko jedna strona medalu. Debiut Cypress Hill był niejako pomostem łączącym rap aprobujący marihuanę z mainstreamem. Głośny singiel „How I Could Just Kill A Man” pozornie przyćmił numery pokroju wspomnianych „Stoned Is the Way of the Walk” czy „Something for the Blunted”, ale te ostatnie mają dla historii hip-hopu równie duże znaczenie.
A może i większe. Bowiem to właśnie one przyczyniły się do wybuchu zielonej rewolucji w amerykańskim głównym nurcie.
- Przed Cypress Hill raperzy nie mówili o trawie. Rozpoczęliśmy reakcję łańcuchową - mówił DJ Muggs.
Miał oczywiście rację. W ślady B-Reala, Sen Doga i DJ-a Muggsa poszli inni. W 1992 roku Redman uczył nas „How To Roll A Blunt”, ale cały rok należał oczywiście do Dr. Dre. Jeszcze pod koniec lat 80. przestrzegał przed paleniem trawy, ale na „The Chronic” - jego solowym debiucie - nastąpił zwrot o 180 stopni. Okładka płyty to hołd złożony popularnym bibułkom firmy Zig-Zag, nazwa albumu zaś zaraz po premierze stała się jednym z popularniejszych synonimów wiadomego słowa. Teksty traktowały raczej o gangsterskiej codzienności Los Angeles, ale przecież nawiązań do konopii bynajmniej nie brakowało. Krążek przedstawił również światu niejakiego Snoop Dogga, który w kolejnych latach stał się popkulturową twarzą marihuany, stając w jednym szeregu z Bobem Marleyem, Willym Nelsonem, Jerrym Garcią, Sethem Rogenem, Check & Chongiem czy - rzecz prosta - Cypress Hill.
„The Chronic” odniosło ogromny sukces komercyjny, sprzedając dwa razy więcej albumów niż debiut Cypress Hill. Jeśli B-Real, Sen Dog i DJ Muggs wzburzyli morze, to Dr. Dre i Snoop Dogg wywołali prawdziwe tsunami.
Sen Dog: - Dre zmienił swoje podejście do zielska. To gigant rapu, więc kiedy ktoś jego pokroju dostrzega jakiś trend i decyduje się podążyć tym tropem, to wiesz, do czego to wszystko zmierza. Pomyślałem wtedy: „Okej, mamy teraz kilku dodatkowych artystów, którzy wspierają ruch. Czy Dre rzeczywiście pali zielsko, czy nie, mniejsza. Ważne, że wspiera ruch. Wtedy właśnie zauważyłem, że akceptacja w hiphopie zaczyna sukcesywnie rosnąć.
B-Real: - Nie byliśmy wściekli, nie myśleliśmy: „Te sk**wiele od nas zżynają”. Pomyśleliśmy raczej: „To świetnie, najpierw przejęliśmy przesłanie Boba Marleya i Petera Tosha, a teraz puściliśmy to dalej wszystkim innym”.
Nawet jeśli B-Real i spółka odczuwali jednak choć odrobinę jakże ludzkiej zazdrości, to potrafili przekuć ją w coś pozytywnego. Ich kolejny album, „Black Sunday”, wywołał jeszcze większe zamieszanie od debiutu. W pierwszym tygodniu sprzedało się 261 tysięcy egzemplarzy, później płyta pokryła się potrójną platyną. Tak jak na „Cypress Hill” kalifornijskie trio wykazywało jeszcze pewną nieśmiałość w opowieściach o zielsku, tak na „Black Sunday” wszelkie hamulce puściły. Kultowe dzisiaj „I Wanna Get High” i „Hits from the Bong”, wiele mówiący skit „Legalize It”, rozliczne wzmianki o zielsku w każdym niemal numerze. Ale zielono jest przecież nie tylko w tekstach. To również hipnotyczny, upalony klimat wytworzony przez beaty DJ-a Muggsa i psychodeliczne wizualizacje w teledysku do „Insane in the Brain”. To również dołączona do albumu wkładka przedstawiająca 19 faktów o marihuanie.
Sen Dog: - Uważam, że wkładka otworzyła oczy ludziom, którzy zdecydowanie sprzeciwiali się marihuanie, ludziom, którzy myśleli, że jesteśmy tylko grupą imprezowiczów. Tak naprawdę mieliśmy dużą wiedzę o tym, o czym mówiliśmy.
Po premierze albumu pewnym stało się, że marihuana nie tylko wkroczyła do hip-hopowego mainstreamu, ale również wygodnie się w nim urządziła.
Cypress Hill stali się ambasadorami marihuany w muzycznym świecie. Nie poprzestawali na nagrywaniu kolejnych upalonych szlagierówk, kontynuowali również działalność edukacyjną.
- Chcieliśmy przekonać ludzi, że nie chodzi nam wyłącznie o palenie, ale i o edukowanie ludzi w różnych aspektach kultury - mówił B-Real w jednym z wywiadów. W innym dodawał: - Przez wiele lat wprowadzano nas w błąd i karmiono propagandą uderzającą w konopie. Ludzie mieli klapki na oczach. Na początku lat 90. my jako Cypress Hill, Red i Meth [Redman i Method Man], Snoop i Dre na „The Chronic” byliśmy w stanie zburzyć te mury. Sprawić, że ludzie zaczęli edukować się w tym temacie. Dzięki większej akceptacji, zrozumieniu i wiedzy ze strony ludzi, dzisiaj jesteśmy w miejscu, w jakim jesteśmy.
Niektórzy mogą zarzucić raperowi, że bije w przesadnie patetyczne nuty - w końcu cały czas mówimy o narkotyku - ale Cypress Hill to naprawdę zaangażowani bojownicy przekonani, że marihuana nie tyle nie szkodzi, co wręcz pomaga w prowadzeniu zdrowego trybu życia. Dlatego B-Real i Sen Dog żywiołowo zareagowali na deklarację DEA (amerykańska agencja rządowa zajmująca się walką z narkotykami) z 2016 roku głoszącą, że konopie nie mają medycznego zastosowania i nadal powinno się je wymieniać w jednym rzędzie z kokainą, LSD i heroiną.
Sen Dog: - Myślę, że mamy tu do czynienia z tą samą ograniczoną mentalnością, z którą zmagamy się od czasów administracji Richarda Nixona [to on powołał do życia DEA – red.]. Wpiszcie odpowiednie hasło w Google: zobaczycie bardzo chorych pacjentów, którym marihuana naprawdę pomaga. Nie mówię tego tylko dlatego, że sam jestem palaczem i wierzę, że palenie to moje święte prawo. Mówię to, ponieważ marihuana rzeczywiście posiada medyczne właściwości.
B-Real: - Nie zgadzam się na stawianie heroiny, kokainy czy metamfetaminy w tym samym rzędzie, co marihuany. Marihuana to lekarstwo. Mamy obecnie opiaty w rodzaju oksykodonu, które uzależniają ludzi. A mimo to nie klasyfikuje się ich jako twardych narkotyków. Marihuana nie odebrała żadnego życia, nie spowodowała żadnych medycznych chorób.
Niektórym raperom - czy ogólnie muzykom - zarzuca się czasem, że promując marihuanę, promują jednocześnie własną twórczość oraz inne przedsięwzięcia (B-Real posiada własne sklepy z marihuaną leczniczą i rekreacyjną) i tym samym napychają sobie kabzy. Że nie chodzi im o żadną „sprawę”, tylko cyniczne naciąganie na kasę. Tymczasem przez pierwsze kilkanaście lat kariery Cypress Hill mieli mocno pod górkę.
B-Real: - Przez początkowych 10-15 lat naszej kariery temat konopii wciąż był pewnego rodzaju tabu. Nie otrzymywaliśmy możliwości, które dostawały grupy z dużo mniejszymi od nas osiągnięciami. Przeoczano nas. Nie byliśmy po prostu zespołem, przyklejano nam łatkę „zespołu nawijającego o marihuanie”. A przecież jako zespół osiągnęliśmy bardzo wiele i oprócz konopii poruszaliśmy wiele innych tematów. Bronienie marihuany wymagało poświęceń. Stawiano nas nieco z boku, szkalowano za „promowanie narkotyków wśród młodzieży”.
„Jako zespół osiągnęliśmy bardzo wiele” - doprawdy trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Cypress Hill to albumy, które zapisały się na kartach historii hip-hopu („Cypress Hill”, „Black Sunday”), to kultowy w wielu kręgach krążek „III (Temples of Boom)”. To wprowadzenie latynoskiego rapu na salony, to wejście do „Hollywood Walk of Fame”. To charakterystyczne brzmienie DJ-a Muggsa, to wiele pobocznych projektów w rodzaju Soul Assassins, House of Pain, Funkdoobiest, Prophets of Rage czy Powerflo. To występy na festiwalach (również tych stricte rockowych) w roli headlinerów, to długowieczność, która pozwala im na aktywność muzyczną po dziś dzień. To - o czym warto pamiętać - duże oddziaływanie na początki polskiego hip-hopu.
Ale to również - no przecież od tego nie uciekniemy – odwalenie brudnej roboty i rozpoczęcie zielonej rewolucji w hip-hopie. I trudno oprzec się wrażeniu, że to właśnie z tego członkowie Cypress Hill dumni są najbardziej.
B-Real: - Jesteśmy dumni z naszego wkładu w edukowanie ludzi w temacie marihuany. Zawsze wiedzieliśmy, że to, o czym mówimy, jest prawdą. A teraz widzimy zmiany: wiele Stanów legalizuje marihuanę do medycznego czy rekreacyjnego zastosowania, wiele Stanów dostrzega chorych ludzi, którym bardziej od zwykłych leków pomagają konopie. Generacja, która w marihuanie widziała wyłącznie negatywne rzeczy, powoli zanika.
Sen Dog: - Od późnych czasów nastoletnich twardo stoję przy tym stanowisku i do końca życia będę wierzył, że konopie wywierają pozytywny wpływ na świat i ludzi.
*
Źródła: Revolver "Cypress Hill: 30 Years Stoned and More Insane Than Ever", Flaunt "B-Real | From The Iconic Origins of Cypress Hill", Kerrang "Cypress Hill's B-Real 'I Probably would have ended up in a cemetary or prison...", Cuepoint "How Cypress Hill Made Marihuana Mainstream", High Snobiety "A History for the Blunted: How Weed Culture Evolved Through Hip-hop", Clash Music "Cypress Hill Interview"