Włodi i Vienio o kulisach filmu "Skandal. Ewenement Molesty"
Od piątku w kinach można już obejrzeć "Skandal. Ewenement Molesty" - dokument portretujący powstanie jednego z najważniejszych albumów w dziejach polskiego rapu. Sprawdźcie co o kulisach całej produkcji mają do powiedzenia Włodi i Vienio! Więcej informacji o filmie i wykaz kin znajdziecie na stronie https://skandal-film.pl/
VIENIO:
Jaka była twoja reakcja, gdy zapytano cię, czy wystąpisz w filmie dokumentalnym o początkach Molesty?
Do mnie przyszedł bezpośrednio Bartek Paduch. Wcześniej pracowałem z Maćkiem Ostatkiem przy warsztatach związanych z hip-hopem [Druga Strona Ulicy - przyp. MN], więc chłopaki mieli do mnie kontakt. Zaczęliśmy rozmawiać. Bartek robił podchody i najpierw spytał, czy to się może udać, czy w ogóle jesteśmy w stanie z resztą Molesty to zrobić. Postawiłem Bartkowi jeden warunek, mówiąc: „słuchaj, ale ja nie będę tego za ciebie robił. Sam musisz się zgłosić do reszty i ich w to zaangażować, rozumiesz?”. Takie było więc jego zadanie i chrzest ognia. To on musiał ich do tego zachęcić, zaprezentować swoją osobę i aby to w ogóle miało jakikolwiek sens – zdobyć naszą sympatię. Spotykaliśmy się kilka razy, aż zakomunikował mi, że wszyscy są chętni, a potem porządnie się do tego zabrał. Zaimponował mi tym, muszę przyznać.
Wpuściliście go na swój Ursynów. Musiał płacić jakieś frycowe, wkupić się szczególnie w łaski?
Myślę, że dzięki niemu wszyscy w końcu zrozumieli, że po dwudziestu latach od rozpoczęcia pewnego ważnego etapu w naszym życiu nadszedł czas, aby zrobić jakieś podsumowanie, tym bardziej, że w tym filmie nie chodzi tylko o nas, ale o całe pokolenie. Historia zatacza swoje koło, a dokument pozwolił nam wspólnie syntezować te dwie minione dekady, co było – jako dla osoby będącej wewnątrz tego wszystkiego – ciekawym i nieco surrealnym doznaniem. Poczuliśmy, że jesteśmy na to gotowi i ciekawi, co z tego wyjdzie.
Czy w latach dziewięćdziesiątych choćby trochę podejrzewałeś, że w przyszłości staniecie się taką legendą polskiego hip-hopu? Obiektem podsumowań i analizy?
Szczerze mówiąc: nie sądzę, aby przeszło mi to przez myśl, ale dosyć mocno to zrozumiałem po obejrzeniu filmu Bartka. To uniwersalna historia o tym, że świat oraz ludzie przechodzą ciągłą przemianę, ale czasami bardzo trudno jest je zauważyć i dopiero po jakimś czasie rysuje się pełny obraz tej metamorfozy. Dzieje się to często wbrew opinii fanów, którzy chcieliby, aby wszystko pozostało bez zmian, a tak się po prostu nie da. Nie można siedzieć całe życie na tej samej ławce, ludzie zakładają rodziny, biznesy, dochodzą codzienne, zwyczajne sprawy, które też są elementem egzystencji jakiegokolwiek twórcy kultury. Mam wrażenie, że jest to film o zmianach. Drugim, ale też sporym bohaterem tego dokumentu są lata dziewięćdziesiąte.
Miałeś taki „strzał przeszłości”, który uderzył cię w twarz? Uruchomiliście obrazy i miejsca zatarte w pamięci?
Cholera, jak się okazało, o wielu sprawach zupełnie zapomniałem i dopiero proces powstawania filmu przebudził mój umysł. Serio. Ja naprawdę wymazałem z pamięci obrazy bazarów stojących pod Pałacem Kultury, sex-shopów, stoisk z pirackimi płytami. Pamiętam, jak sam przegrywałem kompakty pożyczone od młodego Fisza, który natomiast miał je od Kazika Staszewskiego. Potem takie kasety zgrane z kompaktów były na wagę złota, ale nie znaliśmy innego sposobu, aby poznawać zagraniczny rap. Dzisiaj wszyscy mamy Spotify w telefonie, a ten błyskawiczny dostęp do muzyki to coś oczywistego dla użytkownika kultury. Tymczasem my musieliśmy szukać płyt, kupić kasetę, poświęcić czas na prawidłowe przegrywanie, a potem pilnować, aby ten cudem zdobyty materiał nie został wciągnięty przez zużytego walkmana.
Pytając różne osoby, co sądzą o powstaniu tego filmu, okazuje się, że zainteresowanie jest ogromne. To, co wtedy robiliście, jest dzisiaj wręcz sprawą pokoleniową.
Myślę, że ojcowie z synami na sali kinowej to będzie częsty widok (śmiech). Nie spodziewałem się, że zostaniemy tłem do snucia refleksji o latach dziewięćdziesiątych i wydaje mi się, że to byłoby również interesujące, gdyby zamiast Molesty wkleić tam jakąś kapelę punkową albo nawet jazzową. Patrząc na to z lotu ptaka widzę historię chłopaków, którzy postanowili złączyć siły i robić coś, co kochają, wbrew szarzyźnie za oknem. I mało tego – niewiele kapel potrafi spędzić ze sobą dekadę, a nam udało się przez dwadzieścia lat wspólnie tworzyć coś, w co bardzo mocno wierzyliśmy.
Udostępniliście reżyserowi coś z prywatnych archiwów?
Nawet sporo. W pewnym okresie istnienia zespołu miałem kamerę i zabierałem ją na większość najważniejszych wydarzeń, nie tylko koncertów. Film składa się więc z materiałów, które normalnie leżałyby sobie na małych taśmach w domu. To bardzo łakomy kąsek dla miłośników Molesty. No i zrobiliśmy ogłoszenie wśród fanów między innymi na Facebooku, że szukamy materiałów wideo z koncertów. Kiedyś nie było tak, że każdy miał w dłoni telefon i nagrywał koncert w jakości 4K, ale zdarzało się, że ktoś przyszedł na Molestę i nagrywał coś za pomocą swojego sprzętu, za pozwoleniem organizatorów lub bez pozwolenia. Te materiały pozwoliły stworzyć naprawdę fajny kolaż autentycznych chwil oraz miejsc. Po złożeniu tego w całość zrozumiałem, że taka podróż była mi potrzebna.
WŁODI:
Jak była twoja reakcja, gdy zapytano cię, czy uda się zrobić ten film?
Sceptyczna, bo jestem ostrożny, gdy słyszę o produkcjach, które traktują o historiach zespołów i muzyce, szczególnie, gdy robi je ktoś spoza środowiska. Takie kombinowanie zazwyczaj ma dużą szansę na niepowodzenie, choć nie zawsze. Tutaj okazało się, że dobrym wyborem było wpuszczenie do tego projektu kogoś, kto nie jest w nim tak bardzo zakochany. Bartek Paduch musiał zdobyć nasze zaufanie, bywał z nami w miejscach, które mają dla nas znaczenie. Niby nic szczególnego to nie było, ale element „kredytu zaufania” był dla mnie ważny.
Co się zmieniło w Twojej perspektywie w trakcie pracy nad „Skandalem. Ewenementem Molesty”?
Zauważyłem, z jakim zaangażowaniem ekipa podeszła do tego projektu. Gdy zaczął się klarować pomysł na całość, pojawiły się próbne zdjęcia, a Bartek tłumaczył, co tak naprawdę próbuje osiągnąć poprzez film, zrozumiałem, że moje obawy być może wcale nie są tak bardzo uzasadnione.
Tym bardziej, że jesteście tłem, a to epoka wysuwa się na równorzędny plan wśród bohaterów filmu.
O tak, mocno to na mnie podziałało i sam przeniosłem się do lat dziewięćdziesiątych dzięki materiałom archiwalnym z koncertów, programów telewizyjnych, ale również backstage'u. Po złożeniu tego w całość przyszło chwilowe poczucie nostalgii, przed którym czasami na co dzień się wzbraniamy. Udostępniliśmy Bartkowi Paduchowi sporo materiałów z własnej szuflady, chociaż trudno to do czegokolwiek porównać, bo nigdy nie pracowałem przy czymś podobnym. Niektóre z tych materiałów leżały na dnie naszych szaf albo wyparliśmy je z pamięci, więc sam proces kompletowania tego budził naszą pamięć. Wychowaliśmy się w czasach, kiedy nie rejestrowało się każdej sekundy życia, więc te nagrania miały dla nas – jak się okazało – dużą wartość.
Cieszysz się z tego, że hip-hop stał się przedmiotem analizy dotyczącej przemian w Polsce?
Nie wiem, czy się cieszę, ale chyba czuję satysfakcję. Doświadczałem czasów, w których kultura hip-hop była marginalizowana, a bardzo kreatywni ludzie musieli przedzierać się przez ignorancję otoczenia, ale potem na szczęście zaczęło się to w pewnym stopniu zmieniać. Pamiętam, że dziennikarze na początku naszej drogi nie mieli bladego pojęcia, o czym mają z nami rozmawiać, a poważni filmowcy oddzielali grubą krechą tak zwaną, cokolwiek by to znaczyło, kulturę wyższą od sztuk audiowizualnych. Traktowano nas jako parafrazę muzyki afroamerykańskiej, kiedy zalążki tego, co później można było nazwać rapem, formowały się równolegle w Nowym Jorku, Paryżu czy nawet w Koninie. Czuję więc satysfakcję, że to już oczywistość i nie trzeba nikomu tego tłumaczyć, a film może zająć się przede wszystkim historią i robi to bardzo dobrze. Rap sobie poradził. Nie sposób ignorować tego, co zamiata listy przebojów. Żaden rockowy i popowy zespół nie może się równać dzisiaj z popularnością rapu, warto więc szukać alternatywy w samej kulturze i sposobie opowiadania o niej. Dokument „Skandal. Ewenement Molesty” jest właśnie taką próbą.
A poniżej przypominamy nasz materiał zrealizowany na 20-lecie premiery "Skandalu", załączamy też vlog Yurkosky'ego z kinowej przedpremiery filmu.