Chance The Rapper "Coloring Book" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2016-06-14 16:00 przez: Jędrzej Pawłowski (komentarze: 1)

Nie będzie chyba przesadą nazwanie Chance’a The Rappera złotym dzieckiem Chicago. Ten 23-latek już od kilku lat konsekwentnie buduje swoją pozycję w branży muzycznej, nie podejmując współpracy z żadnymi większymi labelami, dzięki czemu pozostaje w stu procentach (przynajmniej teoretycznie) niezależny. Przełom w jego karierze nastąpił po wydaniu mixtape’u "Acid Rap" w 2013 roku, dzięki któremu stał się jednym z tych raperów młodego pokolenia, z którymi słuchacze i krytycy wiążą największe nadzieje. Trzy lata po wydaniu tamtego projektu Chance powrócił z nowym, długo oczekiwanym materiałem - "Coloring Book".

Okres ten nie był jednak absolutnie stracony, gdyż w międzyczasie Lil Chano wypuścił kilka dobrze przyjętych singli, zaliczył parę gościnnych zwrotek (m.in. u Kanye Westa i Macklemore’a), a przede wszystkim nagrał w zeszłym roku płytę pt. "Surf" w ramach współpracy jego zespołu o nazwie The Social Experiment z Donniem Trumpetem. Album ten nie spełnił jednak moich oczekiwań, co paradoksalnie jeszcze zwiększyło oczekiwania, jakie miałem w związku z następcą "Acid Rap".

Co zwróciło moją uwagę już po pierwszym odsłuchu to fakt, że "Coloring Book" jest bezwątpienia płytą bardziej dopracowaną i zrobioną z większym rozmachem niż poprzednia solówka Chance’a. Widać to choćby po liście gości, gdzie pojawiają się m.in.: Kanye West, Lil Wayne, 2 Chainz, Young Thug, Justin Bieber czy Future. A przypomnijmy, że mowa tu o gościu, który nawet nie podpisał jeszcze kontraktu z żadną majorsową wytwórnią. Bogactwo słychać również w ambitnej warstwie brzmieniowej łączącej rap z gospelem, soulem oraz jazzem.

Słuchając tego albumu nie dziwi mnie, że Chancelor Bennet określa Kanye Westa jako swojego mentora, gdyż pełno jest tutaj motywów, które sprawiają, że "Coloring Book" brzmi niczym nieco unowocześniona wersja "The College Dropout". Głównie mam tu na myśli te gospelowe i soulowe chórki, które pojawiają się w praktycznie każdym utworze, sprawiając, że płyta jako całość jest bardzo melodyjna i wpadająca w ucho. Moim zdaniem na największe wyróżnienie zasługują oparte na chipmunkowych samplach wokalnych „No Problem”, melancholijne „Same Drugs” oraz zarażające pozytywną energią „Finish Line / Drown”. Świetne są również „Angels” oraz zamykające krążek „Blessings (reprise)”, w którym możemy usłyszeć chór złożony m.in. z takich wokalistów jak: Ty Dolla $ign, Anderson .Paak, Raury czy BJ The Chicago Kid.

Skoro już zacząłem porównywać "Coloring Book" z "Acid Rap" to muszę nadmienić, że różnicę pomiędzy nimi słychać również w warstwie tekstowej. Przede wszystkim polega ona na tym, że Chance zwyczajnie dojrzał jako człowiek i artysta. Pod względem tematyki daleko tej płycie do "10 Days" oraz "Acid Rap", które stanowiły idealny soundtrack do wspólnego dzielenia się blantem czy kwasowych tripów. Na najnowszym mixtapie Bennet poświęca za to sporo miejsca swym relacjom z Bogiem, życiu w Chicago oraz pozycji w przemyśle muzycznym. Nie zabrakło również krytyki wymierzonej w wytwórnie („If one more label try to stop me / It’s gon’ be some dread-head niggas in your lobby”) czy tekstów o ojcostwie i rodzinie („I know the difference in blessings and worldly possessions / Like my ex-girl getting pregnant and her becoming my everything”).

A jednak mimo tych wszystkich zalet "Coloring Book" nie trafiło do mnie tak, jak wydany przed trzema laty poprzednik. Być może jest tak przez sentyment, jaki mam do tej płyty, ale wydaje mi się, że poprzednia solówka Chance’a była materiałem nieco równiejszym. Pierwszy problem pojawia się już w numerze otwierającym, gdzie mamy fajną aranżację i pomysł, które zostały niestety zniweczone przez okropne zawodzenie pana Westa (który to już raz?). Z kolei „Summer Friends” to utwór, który naprawdę ma potencjał, ale wydaje się, że nie został on do końca wykorzystany. Do tego należy dodać zupełnie niepotrzebne „D.R.A.M. Sings Special”, a także nijakie „Mixtape” oraz „Juke Jam” i wychodzi na to, że jedną trzecią numerów można by było spokojnie stąd wyrzucić.

No dobra, może trochę ponarzekałem, ale nie zmienia to faktu, że najnowsze dzieło reprezentanta Chicago to płyta bardzo solidna, a nawet udana. Mimo, iż znajdziemy na niej kilka słabszych numerów, to nie brakuje tu również wielu pięknych i zapadających w pamięć momentów, do których z pewnością będę jeszcze wracał. Najważniejsze jednak, że album ten stanowi dowód na nieustanny progres Chance’a objawiający się w ciągłym rozwijaniu swych umiejętności i wkraczaniu na nowe muzyczne terytoria. 4/6

Autor prowadzi bloga http://pogadajmyomuzyce.blogspot.com/

Issem
Piękna płyta to jest

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>